Choć kompromis wydaje się podstawą miłosnego porozumienia, to nadużywany niszczy poczucie rodzinnego szczęścia. Jak więc rozmawiać o tym, co nas różni? Podpowiadamy 8 sposobów.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Małżeństwo w rozterce. Mąż chce nad morze, żona w góry. To gdzie jechać? On chce mieć sypialnię w białym kolorze, ona w bordowym. Jaką farbę kupić? Trzeba się jakoś dogadać. Iść na kompromis.
I tak każda ze stron z czegoś zrezygnuje i w ramach wspaniałomyślnych wzajemnych ustępstw wylądują na trochę nudnawej mazowieckiej wsi. A po urlopie w niebieskiej sypialni, ale nie czują się tu jak w niebie.
Niby się dogadali, a jednak chyba przegrali. Ważny cel – zgoda małżeńska – został osiągnięty, ale żadna ze stron nie jest tak naprawdę zadowolona.
Na tych prostych przykładach widać, że choć kompromis wydaje się podstawą miłosnego porozumienia, to nadużywany niszczy poczucie rodzinnego szczęścia.
Dogadywanie się jest pozorne. Jak to? Mamy inne oczekiwania, ale przecież umiemy spotkać się w środku drogi. Tyle, że na poziomie emocjonalnym coraz bardziej rozjeżdżamy się. Ty idziesz inną drogą, a on inną.
Czytaj także:
Małżeńskie „fair play”. Jak się zdrowo spierać?
Proponuję zasadę naprzemienności
Raz robimy jak ty chcesz, a potem jak ja. W tym roku w góry, w następnym nad morze. A może dwa tygodnie tu, dwa tygodnie tam. W tym roku malujemy na żółto, za rok na biało. Możemy też, skarbie, jechać tam, gdzie ty chcesz, ale za to ja będę miała wpływ na kolor sypialni.
Niech każdy dostanie to, na czym mu naprawdę zależy
Każda ze stron nie czuje, że musiała ulec, poświęcić się czy zrezygnować. Wprost przeciwnie, dostała tylko trochę, ale ma poczucie, że była wysłuchana. I ma realny wpływ na to, co dzieje się w małżeństwie.
Mniej ustaleń, więcej rozmowy
My, kobiety, mamy dziwną jasność, że sprawniej ogarniamy codzienność. Całkiem naturalnie stajemy się kierowniczkami od domowej logistyki i narzucamy umowy rodzinne.
Ty zrobisz zakupy, ja w tym czasie kąpię dzieci. Niby prosty i praktyczny podział obowiązków. Ale jakiś taki bez fantazji. Miarka za miarkę. Tak by bilans poświęceń był na zero. Bo przecież małżeństwo to ciężka harówka.
Wyznaczanie sobie ciągle tych samych zadań, niby symetrycznych, ułatwiających codzienność – oddala.
Jedna strona czuje, że się poświęca, robi za kierowniczkę, bo on nigdy się nie domyśli, żeby ją wyręczyć. A on czuje się przymuszony do ugody. I każde robi co do niego należy. Tylko szkoda, że w cichym poczuciu psiego obowiązku czy krzywdy.
Można razem wykąpać dzieci, a po zakupy pojechać jutro. A nie przyjemniej razem wykąpać dzieci? Mniej zadaniowo, bardziej rekreacyjnie – wspólnie się śmiejąc, rozmawiając. Ale kto ma na to czas? No to trzeba się zastanowić: jesteśmy w rodzinie czy w fabryce?
Czytaj także:
Małżeństwo w górach. Jak wędrówki uczą nas życia we dwoje
Z każdego obowiązku można zrobić bliskość
W tym kierunku warto się dogadywać. Miej coś na wymianę.
Nie narzucaj swojej racji, nawet jeśli masz pewność, że tak będzie prościej i łatwiej. Dużo zależy od formy, w jakiej przekazujesz swoje wizje. Dlatego nie obwieszczaj, ale negocjuj. Czasami jest tak, że więcej pracujesz i chcesz, żeby mąż przejął obowiązki w domu. I powiedzieć, że za to we wrześniu będziesz miał więcej czasu dla siebie. Albo spróbujesz ze mną biegać przez miesiąc, a jak ci się nie spodoba to będziesz szukał innych sposobów, żeby schudnąć. Co o tym sądzisz?
A jeżeli mąż jest uparty?
Nie chce ustąpić, złości się i wszystko musi być tak jak on chce. Warto dowiedzieć się: co się kryje za jego gniewem? Można powiedzieć, że rozumiem, że wolałbyś iść z kolegami, bo jest ładna pogoda, ale zależy mi, żebyśmy w ten weekend sprzątnęli piwnicę. Nie mam, gdzie ustawiać przetworów, które chętnie jesz całą zimę. Albo: Rozumiem, że ten wypad jest dla ciebie ważny. To cię odstresowuje. To może ustal jakiś inny bliski termin.
I on to doceni, może nie od razu, ale doceni. I piwnica będzie przygotowana do nowego sezonu, a wy poczujecie się bliżej.
Czytaj także:
Jak budować bliską relację, czyli szczęście we dwoje
Mów i pozwól mówić
Powiedz na czym ci zależy. To twój mąż, a nie jasnowidz. Ma się domyśleć? Nie domyśli się. Postaraj się, żeby zrozumiał o co ci chodzi, co czujesz. Wtedy jest szansa, że wspólnie zaopiekujecie się swoimi niechcianymi uczuciami.
Ustalanie nie wyklucza spontaniczności
Ty nie musisz zawsze gotować obiadu, bo jesteś w tym lepsza. Ustąp mu w kuchni. Przypali, przesoli, ale trochę się pośmiejecie albo wyskoczycie na frytki. Trochę luzu. Mniej męki, że zawsze musimy się dogadać. Na serio i praktycznie.
Czasami prowadzenie domu jest tak obwarowane małymi kompromisami, że nie ma czasu na oddech. Każdy wieczór, sobota i niedziela są zaplanowane na bycie razem. Małżeństwa przypominają milczące stada snujące się po galeriach handlowych.
A może się sprzeciwić tym wspólnym „zajęciom świetlicowym”. Dobrze jest czasem nie iść na kompromis. Mieć swój pomysł na sobotę. Z dala od rodziny – i ta rodzina na tym zyska!
Czytaj także:
Komunikacja w małżeństwie? Tylko dialog!
Małżeństwo rozwija się w spontanicznym sprzeciwie
Tam, gdzie jest rutyna zabetonowana pozorną ugodą – bywa niebezpiecznie. Bo może jedna osoba czuje się słaba, nie potrafi okazać niezadowolenia i rezygnuje z siebie.
Mówisz: mam takiego dobrego męża, a nie widzisz tej osobistej ceny, jaką on płaci za swój „zgodny charakter”. Popija, tyje albo ucieka w milczenie. I tobie też z tym źle. No, ale to drobiazg, bo przecież „tak na życie” to my wcale się nie kłócimy.
Dogadać się to znaczy przyznać sobie prawo do niedogadania się. Miłości nie ubywa od tego, że zgodzimy się pozostać każde przy swoim zdaniu.