separateurCreated with Sketch.

Czułość i cierpkość. „Moja kochana, dumna prowincja” Kornela Filipowicza

MOJA KOCHANA DUMNA PROWINCJA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Nie podejrzewałam, że jeszcze znajdę taką prozę. Słodko-słona, czuła, cierpka, wciągająca, dziecięca, dojrzała, poważna, zabawna, zadziorna. I, co najważniejsze, potrafi uratować atmosferę w spóźniających się pociągach.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Męski głos w Pendolino relacji Kraków-Warszawa po raz kolejny przepraszał wszystkich za opóźnienie. „Może ulec zmianie”, dodawał jeszcze i szybko przechodził na angielski, nie słysząc jęku zawodu i złości.

Na szczęście tego wieczoru nie musiałam się spieszyć. Po cichu, starając się nie wyglądać zbyt radośnie i nie zdradzić przed coraz mocniej poirytowanymi współpasażerami, byłam wdzięczna za dodatkową godzinę. Czytałam opowiadania Kornela Filipowicza i zdecydowanie nie chciałam oderwać się od nich zbyt szybko.

 

Odtrutka na współczesność

Justyna Sobolewska, autorka wyboru opowiadań, stwierdza w rekomendacji: „Po tej podróży współczesna literatura może się wydać rozczarowująca”. Czasem zasada ograniczonego zaufania do blurbów na tylnej okładce książki popłaca, jednak w tym wypadku nie można się nie zgodzić.

„Moja kochana, dumna prowincja” to detoks dla zmęczonych czytelników najnowszej prozy. I tej „wysokiej”, często pod płaszczykiem „ambitnej”, zwyczajnie przegadanej, nadętej, przekombinowanej formalnie, ale kiepskiej fabularnie, bez pomysłu na siebie, pisanej dla wąskiego środowiska. Również tej „popularnej”, tworzonej chyba wyłącznie dla podbijania słupków sprzedażowych wydawnictw, bezpiecznej – bo po dziesięciu stronach można opowiedzieć całą fabułę, lekkiej, miłej i przyjemnej.

Znalazłoby się pewnie trochę chlubnych wyjątków z tego upraszczającego zestawienia. Może nawet całkiem sporo. Ale czytając Filipowicza, czuję, że tak napisanych tekstów naprawdę mogę szukać ze świecą na dzisiejszym rynku wydawniczym.



Czytaj także:


  

Miód na codzienność

Po pierwsze – wrażliwość. Autor nie jest ckliwy, nie popada w tani sentymentalizm. Ale jego styl jest tak cudownie empatyczny, że chce mi się jak najdłużej stać w szczerym polu między Krakowem a Warszawą i czytać. Takie na przykład króciutkie opowiadanie-drobiazg „Rzadki motyl”, w którym na niecałych czterech stronach Filipowicz opisuje kilka sekund z październikowego poranka 1975 roku, gdy tuż obok pewnego człowieka przysiadł motyl gatunku paź żeglarz – kwintesencja czułości. Buduje wiele takich mikroświatów, jakby ocalał skrawki rzeczywistości.

Jeśli przyjrzeć się również temu, jak dobiera bohaterów i w jaki sposób o nich pisze, okaże się, że w jego opowiadaniach żyją zwykli ludzie, dzieci, które bawią się w wojnę, zakochane pary, zdradzane kobiety, staruszki, skłóceni sąsiedzi – to oni interesują go najbardziej, zupełnie zwyczajni bohaterowie. I zawsze traktuje ich podmiotowo. Swoją kochaną, dumną prowincję.


SERCE JAK OBŁOK
Czytaj także:
Basia i Krzysztof Baczyńscy. Musieli być zaskoczeni, gdy spotkali się po śmierci!

 

Łyżka dziegciu

Jednocześnie jest w tych tekstach dużo melancholii i smutku. To wielkie dramaty małego życia – prowincjonalnego, codziennego, takiego, o którym nikt nie słyszał. Rozstania, przemijanie, wykluczenie, śmierć. Czasem zbrodnia – jak w opowiadaniu „Świadek, który nie umiał mówić”. I pojawiający się razem z tym ból. Dyskretny, raczej przemilczany niż opisany wprost, ale tym bardziej prawdziwy i wyczuwalny.

To nie są wesołe historie. Mimo wszystko jest w nich dużo pokoju i wewnętrznej pogody. Takiej niewymuszonej, mądrej.

 

Ten od Szymborskiej?

Być może Kornel Filipowicz nadal będzie znany tylko jako partner noblistki. Powtarzając za Jerzym Pilchem – cytowanym również przez Sobolewską w tekście dołączonym do zbioru –  „nadziwić się nie mogę Jego całkowitej nieobecności”.

Nie mówię o wejściu do kanonu lektur, ale gdybyśmy chociaż czytywali prozę Filipowicza w tak newralgicznych miejscach, jak spóźniające się pociągi – może ta czułość i cierpkość ocaliłaby nas wszystkich od nieuniknionej agresji. I nie ruszyłoby nas nawet kolejne „może ulec zmianie”.

MOJA KOCHANA DUMNA PROWINCJA

Kornel Filipowicz, Moja kochana, dumna prowincja. Opowiadania, Znak 2017



Czytaj także:
Kornel Makuszyński. Pisarz od uśmiechu. Rocznica śmierci twórcy Koziołka Matołka

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!