„Wszystko, co robimy, począwszy od kapłaństwa, a skończywszy na sprzątaniu ulicy, to jest Boży ogród. Moją rolą jest, żeby człowiek po spotkaniu ze mną odchodził uśmiechnięty, poczuł obecność żywego Boga”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z Janem Budziaszkiem, perkusistą „Skaldów”, rekolekcjonistą oraz inspiratorem corocznego koncertu „Jednego serca, Jednego Ducha”, rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Jest pan najbardziej znanym perkusistą w Polsce. Poszedł pan kiedyś na nieplanowaną pielgrzymkę na Jasną Górę i doświadczył nawrócenia. Jak spotkanie z Bogiem zmieniło pana stosunek do muzyki – jeśli zmieniło?
Jan Budziaszek: Moje spotkanie z muzyką dokonało się dużo wcześniej…
No tak. Do zespołu dołączył pan w 1966 roku, a przełomowa dla wiary pielgrzymka wydarzyła się w 1984.
Od małego grywałem w domu na akordeonie, na gitarze. Na bębnach – później. Zanim pojawili się Skaldowie, był Tomasz Stańko, Dżamble, inne zespoły. Otrzymałem łaskę. Dużo ludzi chciałoby umieć porozumiewać się przy pomocy dźwięków, a nie jest im to dane…
Czytaj także:
Siła wspólnej modlitwy i przyjaźń ze św. Szarbelem. Rozmowa z państwem Amaro
Jakiś czas temu grałem na festiwalu młodych w Medjugorie, w orkiestrze międzynarodowej. Kiedy jest kilkanaście narodowości nie zawsze potrafimy porozumieć się językowo. Ale kiedy zaczynamy grać – wszystko wiadomo.
Od razu po tej pierwszej pielgrzymce w 1984 roku grałem z Marylą Rodowicz w Sopocie. W pewnym momencie ogarnęło mnie przerażenie. Na pielgrzymce śpiewa się nierówno, nieczysto. Na wielkiej scenie – było wszystko zawodowo. Główna różnica była taka, że na pielgrzymce nikomu nie zależało na tym, żeby się podobać i zdobyć nagrodę.
Wtedy przyszło mi do głowy, że sztuka musi mieć jednak przesłanie. Musi być o czymś. Do czegoś ludzi przekonać. Sztuka nie służy do podziwiania mnie. Sztuka jest najbardziej służebnym zawodem po kapłaństwie. Jeśli nie prowadzi wprost do Boga, czyli do miłości, nie ma sensu.
Mawia pan, że piekarz po wysłuchaniu koncertu powinien zacząć marzyć o pieczeniu najlepszych bułek na świecie. Co to znaczy?
Ktoś, kto obcuje z moim „produktem”, nie powinien zauważyć, że grał jakiś tam Budziaszek. Jeśli jest piekarzem, od następnego dnia w jego piekarni powinny powstawać najlepsze bułki na świecie. Jak to rozumiem? Opowiem na przykładzie.
Dwóch muzyków gra ten sam dźwięk zapisany w nutach. Dwóch piekarzy piecze bułki. Produkt jednego z nich „przeleci”, nawet nikt go nie zauważy. Drugiego – powali na ziemię. Jeżeli produkt napełnimy miłością, to każdy, kto go dotknie, zostanie nią zarażony. Każdy z nas ma swój talent, jest tak samo ważny. Trzeba tylko dać mu to odczuć. Gdyby nie był ważny, Pan Bóg dawno by go zlikwidował z tej planety.
Ojciec mnie nauczył, że cokolwiek będę robił, zamiatał ulice czy grabił liście w lesie, mam pracę traktować jak ostatnią szansę w swoim życiu. Wszystko, co robimy, począwszy od kapłaństwa, a skończywszy na sprzątaniu ulicy, to jest Boży ogród. Moją rolą, życiowym zadaniem jest, żeby człowiek po spotkaniu ze mną odchodził uśmiechnięty. Poczuł obecność żywego Boga. On jest miłością i pokojem.
Niektórym młodym ludziom Bóg nie kojarzy się z radością i pokojem, lecz z zakazami. Z ograniczeniem wolności wyboru. Jak ich zaskoczyć? Czy pan, będąc artystą, nie ma poczucia ograniczenia przez wiarę?
Absolutnie nie. Miłość nie potrzebuje żadnej reklamy. Dla mnie najwspanialsza ewangelizacja na świecie to działanie Matki Teresy z Kalkuty. Nikogo nie nawracała. Nie pytała, czy ktoś jest Hindusem, komunistą, czy ateistą… W każdym, a szczególnie cierpiącym człowieku, widziała cierpiącego Chrystusa.
Czytaj także:
Natalia Niemen: Najbardziej na świecie zachwycam się dziećmi. Dzieci są najpiękniejszym i najlepszym darem
Wielu potem mówiło: Żyłem jak zwierzę, a po spotkaniu Matki Teresy umieram jak anioł. Także zespół muzyczny jest spotkaniem ludzi, nie – wirtuozów. Oni muszą najpierw się polubić. Dźwięki są tylko pretekstem do przekazywania uczucia.
Uczucia?
Tak. Dlatego świetnie się rozwija nasz koncert w Rzeszowie „Jednego Serca, Jednego Ducha”. Najpierw mamy rekolekcje, wspólną modlitwę, wyjazdy integracyjne. Bardzo się lubimy, dopiero potem wykonujemy pewne dzieło. Koncertów chrześcijańskich są na świecie tysiące. Nasz powala na łopatki (śmiech), gromadzi coraz więcej słuchaczy.
Po pielgrzymce i spotkaniu z Panem Bogiem, zachłyśnięciu się Nim, napisałem „Modlitwę muzyka”. Znajduje się na końcu pierwszego tomu „Dzienniczka perkusisty”. Damy ją na okładkę najnowszej płyty, nagranej w czasie koncertu w czerwcu:
„Panie, Ty dałeś nam rytm, aby zjednoczyć drgania naszych mięśni. Dałeś nam słowa, aby zjednoczyły się nasze myśli. To wszystko oplotłeś przepięknymi barwami twoich dźwięków. Panie, Ty wiesz, jak słabi jesteśmy, każdy z osobna. Wiesz zarazem, jaką siłę mamy, gdy jesteśmy razem. Ty jesteś siłą, która może nas połączyć. Nie pozwól, abym w czasie naszego wspólnego grania myślał o swoich sprawach, o dźwiękach, które by nie były cząstką moich braci i sióstr. Ja jestem cząstką wielkiej budowli, jestem jej niezbędnym elementem, ale nie pozwól, aby mnie było widać”.
Jestem ważnym, ale jedynie trybem całej machiny. Muzycy chcą się dziś podobać, być celebrytami. A to w ogóle nie o to chodzi! (śmiech) Na czym polega istota muzyki? Na miłości.
Artysta w większym stopniu niż piekarz ma poczucie talentu. Tworzy coś niepowtarzalnego, podpisanego nazwiskiem.
Bóg daje nam dary – talenty po to, żeby służyły ludziom, którym ich poskąpił. Nie w celu noszenia na rękach. Było 12 apostołów, a wśród nich 3 wybranych: Piotr, Jakub i Jan. Nie dlatego, że byli lepsi od pozostałych. Dostali od Boga większe zadanie.
W lipcu był pan w Fatimie i w Lourdes. Słynie pan z maryjności, zachęca do odmawiania różańca. Co ciekawego ma w sobie różaniec?
Dlaczego Mama we wszystkich swoich objawieniach „wciska” nam – zwłaszcza młodym ludziom – do ręki różaniec?
Czytaj także:
Litza: Bałem się kolejnego dziecka, przeprowadzek, następnego miesiąca [wywiad]
No właśnie… Przesuwanie paciorków różańca przypomina nudne, zwyczajne, codzienne czynności wykonywane przez gospodynie domowe. Można zdrowaśki odklepać – i tyle.
Gdy cię ktoś zapyta: Polaku, czy kochasz Matkę Najświętszą? Zanim odpowiesz ustami, odpowiedz sobie w sercu. Ile czasu spędzasz codziennie na modlitwie z Maryją? Jak ludzie się kochają, to marzą o tym, aby jak najdłużej być z sobą. Maryja we wszystkich objawieniach tak bardzo o to nas prosi. Poza tym, czy może być piękniejsza modlitwa od tej?
O „Ojcze nasz” prosi nas sam Jezus. Chwalić Trójcę Przenajświętszą – to nasz obowiązek… Pozdrowienie anielskie powiedział do Maryi Gabriel, wysłannik Boga. Rozważanie tajemnic różańca to nic innego, jak naśladowanie życia Jezusa i Maryi.
Choćby druga tajemnica radosna „Nawiedzenie świętej Elżbiety”. Co robi Matka Najświętsza natychmiast po zwiastowaniu? Idzie sprzątać do ciotki Eli. Nie do obcych ludzi, tylko do najbliższej rodziny. Trzeba najpierw pokochać to, co jest najbliższe. Ludzi postawionych przy mnie przez Pana Boga.
Ona idzie tam sprzątać, prać, gotować, zamiatać. Ale ile w Niej było miłości! Jak ją zobaczyła ciotka Ela, od razu powiedziała: A skądże mi to, że Matka mojego Boga przychodzi do mnie? Dzisiaj wiemy, kim jest Maryja. Ciotka Ela przecież tego nie wiedziała! Tylko miłość otwiera oczy niewidomym.
W szkole Maryi idziemy służyć, zaczynając od najbliższej rodziny. Najważniejsze przykazanie zostawione przez Jezusa brzmi „Będziesz miłował Pana Boga swego, a bliźniego jak siebie samego”. W nim zawiera się wszystko. Służymy innym, bo kochamy. Z miłości.
Każdy ma co najmniej jeden talent – talent miłości?
No! (śmiech) To jest proste jak parasol.
Czytaj także:
Ewa Błaszczyk: Z histerii nic nie wynika [wywiad]