separateurCreated with Sketch.

Olga Kozierowska: Kryzys to tylko przystanek. Możesz na nim wsiąść do każdego autobusu

OLGA KOZIEROWSKA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Salawa - 18.09.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Egzystencjalny, osobisty, zawodowy, emocjonalny… Kryzys może mieć bardzo różne oblicza. Wcześniej czy później dotyka każdą z nas. Jak sobie radzić w życiowych dołkach? 

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Anna Salawa: Zwykło się traktować kryzys jako przeciwieństwo sukcesu. A Ty w swojej najnowszej książce nie dość, że nazywasz kryzys przyjacielem, to jeszcze pokazujesz, że upadki to składowa sukcesu. To jak to jest?

Olga Kozierowska*:  Badania pokazują, że na jeden sukces przypada średnio aż 6 porażek! Dlatego często powtarzam kobietom, dla których prowadzę szkolenia w ramach programu Sukces to ja!, a które marzą o swojej firmie, że każdy sukces to pot, krew i łzy! My często o tym zapominamy i myślimy, że jakieś zwycięstwo samo na nas po prostu spłynie. Z drugiej strony często proszę ludzi, żeby przeanalizowali np. swój ostatni rok i zastanowili się, ile w ostatnim czasie doświadczyli porażek… Bo jeśli ich w ogóle nie było, to może warto się zastanowić, czy na pewno wykorzystujemy cały swój potencjał…


SZYMON MAJEWSKI
Czytaj także:
Szymon Majewski: Polska – Dania. Jaka piękna porażka. Brawo, chłopaki!!!

 

Kryzys. Nie taki straszny jak go malują?

Rozumiem zatem, że Ty jako kobieta sukcesu, masz tych kryzysów już wiele za sobą?

W swoim życiu zaliczyłam sporo porażek, ale jestem za nie wdzięczna, bo to one mnie ukształtowały. Mój pierwszy poważny kryzys miał miejsce, kiedy wchodziłam w dorosłość. Całe moje młodzieńcze życie było podporządkowane skrzypcom. Przez 16 lat godzinami ćwiczyłam granie na instrumencie. Jako perfekcjonistka miałam z nich same piątki, ale tak naprawdę ja tych skrzypiec nie lubiłam. Nie zostałabym mistrzem w tej dziedzinie, bo to nie była moja pasja. Podążałam tą ścieżką, bo dzięki szkole muzycznej czułam się taka wyjątkowa, inna… I kiedy miałam już zdawać do Akademii Muzycznej okazało się, że mam zwyrodnienie ścięgien i muszę zostawić ten instrument. Pamiętam, że miałam wtedy poczucie strasznego lęku, że ja przecież nic innego nie potrafię, że bez skrzypiec jestem nikim… Byłam zmuszona, by wymyślić się na nowo, co było bardzo trudne. W końcu za namową Taty poszłam na marketing i zarządzanie i po studiach znalazłam, jak się mi wtedy wydawało idealną pracą, z której zwolnili mnie…. po pięciu miesiącach. Byłam przerażona, że teraz nikt mnie nie zatrudni, że mam na czerwono w CV, że mnie wylali. A to był taki moment, kiedy wreszcie musiałam sobie odpowiedzieć na pytanie, co ja naprawdę chcę w życiu robić i stwierdziłam, że ten marketing, przynajmniej ta część, którą zajmowałam się w swojej pierwszej pracy po studiach, nie jest dla mnie, bo ja nie jestem dobrym analitykiem. Zaczęłam więc się szkolić na PR-owca…, a potem były już kolejne i kolejne zwroty akcji w moim życiu.

Powiedz, co robić, kiedy przytrafi się nam w życiu kryzys?

Po pierwsze, jak już jesteśmy w dołku, to należy przestać kopać… Kryzys ma swoje fazy „zaprzyjaźnienia się z nim”. Pierwszą jest smutek, żal, rozpacz. Ta faza jest potrzebna, ale nie może zbyt długo trwać, bo jest mało twórcza i zabiera nam energię. Niestety, znam wiele osób, które pozostały na tym etapie, ciągle rozpaczają z powodu swojej porażki, nie stoją w miejscu, cofają się. Żyją w poczuciu krzywdy, niesprawiedliwości losu. Godzą się na bycie ofiarą. Dużo lepsze jest po przeżyciu swojej „żałoby” po porażce, pozwolić sobie na złość. Złość, która daje energię, karze nam wstać, szukać rozwiązań, napędza do działania. Ale na tej złości i motywacji pt. „Ja wam pokażę” też nie możemy zbyt długo ciągnąć, bo od stresu wydziela się kortyzol, a ten wiadomo zjada nas od środka. Więc trzeba to wszystko porządnie wypocić! Sport jest bardzo ważny! I należy go w momencie radzenia z sobie z kryzysem, uprawiać dla zdrowia psychicznego i fizycznego. To cudowne lekarstwo. Jak już wypocimy złość, zaczynamy realnie myśleć. I wtedy możemy dokonać diagnozy, poznać powody pojawiania się kryzysu w naszym życiu… A następnie wziąć za to odpowiedzialność. Po to, żeby uczyć się na swoich błędach.



Czytaj także:


 

Szukaj rozwiązań, nie problemów

A co Tobie pomaga wychodzić z kryzysów?

Po pierwsze to, że tak bardzo ciekawa jestem jutra, które zawsze wolne jest od błędów popełnionych dziś. Po drugie, że przebudowałam swoje nastawienie z „szukania problemów” na „szukanie rozwiązań”. Po trzecie, że jak przeżywam kryzys, to przestaję biadolić, bo wiem, że od biadolenia wszem i wobec, jest mi tylko gorzej. Po trzecie otaczam się wesołymi ludźmi. Po czwarte, szukam rozrywki, która zajmuje mój umysł, po to by nie katować się czarnymi scenariuszami. Idę na wystawę, do teatru, do kina, potańczyć… Po piąte wiem, że aby osiągnąć sukces, trzeba zasmakować wielu porażek, zatem kryzys jest dla mnie tylko przystankiem, na którym mam się czegoś nauczyć o sobie i o świecie.

Kto radzi sobie lepiej z kryzysami: kobiety czy mężczyźni?

Naukowcy twierdzą, że estrogen stanowi czynnik chroniący kobiety przed szkodliwymi efektami długotrwałego stresu (źródło „Molecular Psychiatry”). To z pewnością pomaga nam wyjść z kryzysu, nie tracąc przy tym zdrowia. Dodatkowo pomaga wrodzona umiejętność do dzielenia się swoimi myślami, wypłakania się, wyrzucenia z siebie tego, co dręczy. Mężczyzn zaś ogranicza przeświadczenie, że „chłopaki nie płaczą”. A jak nie płaczą, nie mówią o swoich porażkach, to muszą je przetrawić wewnętrznie… Może dlatego statystycznie żyjemy dłużej?

A czy można uczyć się na cudzych błędach?

Nawet trzeba, to dużo mniej kosztuje! Dlatego powinniśmy mówić o swoich kryzysach i o tym, jak z nich wyszliśmy. Polecam również czytanie biografii wielkich ludzi. Dla mnie pomocna była historia Jordana Belforta, który w swoim życiu był na wielu zakrętach. Kiedy założył swoją pierwszą firmę i zaczął odnosić sukcesy, zachęcony nimi przeinwestował i stracił wszystko. Został bankrutem. I miał dwa wyjścia. Na bazie tych doświadczeń wybudować sobie w głowie przekonanie „nie nadaję się do biznesu, jestem beznadziejny, zatrudnię się u kogoś” lub „następnym razem jak założę firmę, to będę lepiej planował inwestycje i kontrolował koszty, a wtedy się uda”. Wybrał to drugie.

Na koniec, czy masz jakąś swoją prywatną definicję kryzysu?

Dla mnie kryzys to jest taki przystanek, na którym sobie siedzę i zastanawiam się, do którego następnego autobusu wsiądę.



Czytaj także:
Urszula Mela: Kryzysy są nam potrzebne

 

*Olga Kozierowska – dziennikarka, działaczka społeczna, mówczyni motywacyjna i założycielka portalu „Sukces pisany Szminką”. Autorka książki „Mój przyjaciel kryzys”.

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.