Oto niezwykła historia ojca pustyni Mojżesza Etiopczyka, która jest dowodem na to, że Bóg daje szansę nawet największym grzesznikom. On skorzystał ze swojej szansy. A Ty?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Gdyby współczesnym psychologom przyszło badać człowieka, jakim był żyjący na przełomie IV i V w. Mojżesz Etiopczyk (nazywany również Murzynem, Rabusiem bądź Nubijczykiem), zaliczyliby go do kategorii zdemoralizowanych przestępców, o wątłych nadziejach na resocjalizację. Wystarczyłoby mniej szczęścia i zmarłby w lochu lub zginął w porachunkach. Bóg jednak napisał prostą historię na krzywych liniach jego życia.
Bójki i awantury
Biologicznych rodziców nigdy nie poznał. Jako sierotę wychowywali go niewolnicy na folwarku bogatego urzędnika rzymskiego w Etiopii. Szybko narzucono mu obowiązek ciężkiej pracy.
Czytaj także:
Był uzależniony od opium, nie przyjmował sakramentów. A i tak został świętym
Cechował się wysokim wzrostem i atletyczną budową ciała. Był niezwykle sprawny fizycznie, stąd budził powszechny strach. Od młodości miał agresywny charakter – w ten sposób rekompensował sobie brak rodziny, status człowieka pozbawionego wolności i pracę za miskę pożywienia. Wszczynał bójki i awantury.
Był brutalny w stosunku do kobiet, nagabywał je i składał niedwuznaczne propozycje. Gdy jeszcze nie osiągnął pełnoletności, śmiertelnie pobił jednego z pracowników folwarku. Aby uniknąć niechybnej kary, salwował się ucieczką do Egiptu.
Gangster z Egiptu
Trakty łączące Etiopię z Egiptem były wówczas jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc. Na długotrwałe podróże stać było nielicznych, głównie bogatych, stąd pustynne szlaki przyciągały przestępców.
Mojżesz szybko znalazł kompanów, z którymi podjął się rabowania i napadania na podróżnych. Wkrótce został hersztem grupy, liczącej kilkunastu przestępców. Zdobyte pieniądze zbójnicy najczęściej przepijali w gospodach lub domach publicznych.
Były niewolnik słynął zresztą z upodobania do trunków i jeżeli pojawił się w jakiejś karczmie, było niemal pewne, że pod ich wpływem wywoła awanturę. Swoim okrucieństwem „gang Mojżesza” budził powszechny lęk.
Noc, która zmieniła wszystko
Pewnej nocy, Mojżesz długo nie mógł zasnąć. Nagle stwierdził, że musi zmienić życie o 180 stopni. Jako dziecko został, co prawda, ochrzczony, ale nigdy nie praktykował wiary. Zostawił swoich kolegów i ruszył w stronę jednego z najbliższych klasztorów. Tam zaczął walić w drzwi.
Mnisi, widząc z kim mają do czynienia, pomyśleli, że to napad i wkrótce nadciągnie reszta gangu. Zamiast otworzyć, odprawili liturgię i przyjęli Eucharystię, oczekując śmierci.
Mojżesz nie dawał jednak za wygraną – do świtu kołatał w bramę. W końcu, gdy poczuł zmęczenie, usiadł. Nastało południe i największy upał – bandyta bez wody i cienia, szybko omdlał. Mnisi w końcu otworzyli drzwi. Igumen klasztoru zapytał Mojżesza, czego chce. Ten wydusił z siebie tylko trzy słowa: „Wyspowiadaj mnie, ojcze!”.
Sakrament spowiedzi trwał do nocy. Po jego zakończeniu, Mojżesz poprosił o przyjęcie do klasztoru. Mnisi byli jednak ostrożni – aby sprawdzić rzeczywiste intencje skruszonego łotra, zlecili mu najpierw najbardziej uciążliwe i wstydliwe prace. Wszystkie obowiązki spełniał bez szemrania, czasami nawet w nocy.
Nie jestem godny dostąpić ołtarza
Po kilku latach, nawrócony mnich otrzymał błogosławieństwo na życie pustelnicze. Wiodących samotny tryb życia mnichów odwiedzali licznie wierni prosząc o poradę. Mojżesz niechętnie ich udzielał, często mówiąc, że jest „najgłupszym ze wszystkich egipskich mnichów”. Tym, którym udało się namówić go na rozmowę, wspominał, jak ciężko jest po tak grzesznym życiu walczyć z powracającymi pokusami i złymi myślami.
W końcu, wspólnota klasztoru zadecydowała, że niesamowity mnich otrzyma święcenia kapłańskie. Aby jeszcze raz sprawdzić, czy podoła powołaniu, w dzień święceń inni mnisi głośno mówili, że nie jest godny bycia duchownym. Podczas liturgii Mojżesz uklęknął przed ikonostasem i zwrócony twarzą do współbraci rzekł: „Nawet nie domyślacie się, jak bardzo nie jestem godny dostąpić ołtarza, ale i przestąpić progu świątyni!”.
Po tych słowach, mnisi rozpłakali się i nawrócony przestępca przyjął sakrament.
Przez następne lata widziany był głównie, jak odprawia msze święte i spowiada wiernych, a w nocy bije pokłony przed ikonami. Miał opinię łagodnego i delikatnego spowiednika. Paradoksalnie, wraz ze wszystkimi współbraćmi poniósł męczeńską śmierć z rąk zbójców, którzy napadli klasztor około 405 r.