separateurCreated with Sketch.

Próba “S” – śmierć, która boli mniej niż życie

ZDOŁOWANY MĘŻCZYZNA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Podjęła próbę samobójczą na terenie szpitala, choć wcześniej nic nie wskazywało, że zamierza odebrać sobie życie. "Ludzi łatwo jest oszukać: szeroko się uśmiechniesz i nikt nie widzi, że jesteś smutny".
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Próba „S” i decyzja

Pracując na co dzień na terenie szpitala psychiatrycznego, wielokrotnie miałem okazję spotykać się z tzw. próbami „S”. W psychiatrycznym slangu oznacza to próby samobójcze. Moim zadaniem było odpowiedzenie na najczęściej stawiane wówczas pytanie: „Jak mogło dojść do targnięcia się pacjenta na swoje życie?”.

Sami pacjenci wielokrotnie opowiadali mi o tym, w jaki sposób próbowali to zrobić. Wspominając te chwile przypomina mi się książka Paula Coelho - „Weronika postanawia umrzeć”.

Na samym początku autor zwraca uwagę na dwie ważne kwestie. Po pierwsze przyznaje, że powstała na bazie jego własnego doświadczenia związanego z kilkukrotnym pobytem w szpitalu psychiatrycznym. Po drugie zatrzymuje się na rzadko spotykanym w literaturze temacie decyzji dotyczącej samobójstwa. Coelho przenosi nas w świat myśli Weroniki. Bohaterka obserwuje swoje życie, myśli o nieudanych związkach i monotonii w pracy. Uświadamia sobie, że jest tak naprawdę sama, nikomu na niej nie zależy. To właśnie popycha ją w stronę decyzji o odebraniu sobie życia. Suicydolodzy powiedzieliby tutaj o samobójstwie wyobrażonym oraz postanowionym. Wynika ono bowiem nie z napływu negatywnych emocji, ale ze świadomie podjętej decyzji.

 

Samobójczy szok

Jakiś czas temu, szedłem z córką do jej koleżanki. Przechodziliśmy obok bloku naszych przyjaciół. Gdy wracałem do domu zobaczyłem, że podjeżdża tam policja, za nią pędziło pogotowie. Na klatce schodowej ktoś krzyczał. Intuicyjnie zdjąłem różaniec i zacząłem się modlić. Godzinę później moi znajomi powiedzieli mi, że gimnazjalistka skoczyła z okna. Długo jeszcze zastanawiałem się, czy mój różaniec na coś się przydał.

Kilka lat temu w Łodzi głośna była sprawa pacjentki, która podjęła próbę samobójczą na terenie szpitala. W materiałach prasowych zaznaczano, że nic nie wskazywało, że chce odebrać sobie życie. Personel czuł się oszukany. Mówiono, że „dziewczyna przygotowała sobie grunt” do dalszych działań okłamując np. pielęgniarki. Zwracała uwagę, że dobrze się czuje, brała czynny udział w zajęciach. Nagle zniknęła. Odnaleziona została w toalecie, w ciężkim stanie. Przeżyła.

Historie z młodymi pacjentami pokazują też inne zjawiska. Kapitalnie przedstawione zostało ono w filmie pt „Między niebem, a piekłem” z Robinem Williamsem, który kilka lat temu sam popełnił samobójstwo. W filmie tym zamach na własne życie poprzedzony jest doświadczeniem wewnętrznego piekła, stanu całkowitej pustki oraz samotności powiązanej z obwinianiem siebie.

Williams w jednym z wywiadów przyznał, że ludzi łatwo jest oszukać: szeroko się uśmiechniesz i nikt nie widzi, że jesteś smutny. Przy myślach depresyjnych pojawia się charakterystyczne zawężenie świadomości: znikają wszystkie drogi alternatywnego rozwiązania. W przypadku dzieci także spotkać się można z wypowiedziami wprost odnoszącymi się nie tylko do ich doświadczeń emocjonalnych, ale również i duchowych. Pamiętam wypowiedzi młodych osób, które stwierdzały, że odczuwają silne pragnienie śmierci. Niekoniecznie było ono związane z wystąpieniem objawów choroby psychicznej. Dotyczyło raczej tego, co prof. Antoni Kępiński nazywał „cierpieniem duszy”, która doświadcza, że śmierć mniej boli niż życie. Sam Kępiński stwierdził, że „samobójstwo to przede wszystkim brutalny sposób zakończenia depresji”.     

Jest nadzieja

Gdy myślę o osobach, które chciały odebrać sobie życie przypomina mi się pewna dziewczyna. To właśnie Beata. Wiele razy prowadziłem dotyczące jej sprawy. Kilkanaście razy sama siebie krzywdziła. Kilka razy wprost chciała odebrać sobie życie i to właśnie ona powiedziała mi, że nawet nie zdaję sobie sprawy „jakie to wszystko jest silne”. Po kilku latach ją spotkałem. Pięknie wyglądała, przyszła razem ze swoim narzeczonym i zaprosili mnie na ślub. Myślę też o Pani Krysi. Po miesiącu pracy dostałem od niej jabłko, gdy kolejny raz wracała do zdrowia po kolejnej próbie, wręczyła mi piękną wiązankę. Lekarze powiedzieli mi później, że niestety „w końcu jej się udało”. Cały czas mam nadzieję, że udało jej się w ostatniej chwili wezwać Tego, który zwyciężył śmierć, nawet tę samobójczą.