Lusia, nasza suczka, oczko w głowie całej rodzinki ma już …17 lat, a może nawet 18!?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jak była mała, to uczyłem ją posłuszeństwa różnymi ludzkimi sposobami. Zdała ten egzamin, powiedzmy na 2+.
A teraz Lusia uczy mnie. Stara Lusia uczy i tresuje swojego starszego już pana.
Bo oto na przykład zmusza mnie do pracy.
Lusia każe mi pracować. Gdy siedzę przy biurku, Lusia kładzie mi się na stopie i wtedy najmniej przez godzinę nie mogę oderwać się od pracy. Za niektóre teksty jestem więc wdzięczny mojemu psu. To Lusia grzejąc mi stopę kazała mi rozwijać talent felietonisty i kto wie, czy nie zostanę dzięki niej pisarzem. Powstanie kiedyś jakieś moje dzieło i na pytanie dziennikarza, jak powstało, odpowiem:
“Mój talent pisarski zaczął się w momencie, gdy mój pies usiadł mi na nogę i już nie wstał. Żeby go nie budzić, napisałem Moje gorące stopy“.
Lusia na starość lubi spokój. Oj tak. Kocha go wręcz. Lubi spokój, więc mnie czasem nie lubi, bo jestem niespokojny. Zawsze taki byłem, tylko pies mi się zestarzał i nie mogę go niepokoić.
Więc jak tylko zaczynam latać po mieszkaniu, gdy widzę wzrok Lusi i że przeze mnie się obudziła, od razu hamuję i szaleję trzy razy wolniej.
Czytaj także:
Masz gorszy dzień? Poznaj Loubie, która przytula ludzi na ulicach Nowego Jorku
Dzięki niej staję się oazą spokoju, pół-mnichem, teraz wchodząc do pomieszczenia, gdzie jest pies, najpierw borę głęboki oddech…
To dobre dla mnie. Pies uczy mnie spokoju, dzięki temu łatwiej też mają ze mną inni domownicy.
Kolejna rzecz już nie jest dobra dla mnie, bo mój pies nie lubi gdy… kicham. A ja uwielbiam kichać znienacka i głośno, jak dzikus leśny nieokrzesany. Lusia wtedy nagle podskakuje, myśli, że idzie burza albo że strzelają. Mam więc teraz wszędzie w domu tłumiki, czyli poduszki, moje zadanie to wytrzymać na chwilę z kichnięciem, podbiec, chwycić i przydusić nos.
Czytaj także:
Jak trzynogi pies odmienił los chorego chłopca
Lusia nie lubi też walizek. Czas „walizek” nadchodzi, gdy gdzieś jedziemy. Lusia zaczyna wtedy dyszeć i chodzić za nami. Wyczuwa naszą nerwowość. Musieliśmy więc zacząć pakować się wolniej, spokojniej albo w innych pomieszczeniach. Moja córka Zosia jest w tym mistrzynią i potrafi chować przed Lusią spakowaną torbę w piwnicy. Zanosi ją tam na palcach w nocy, kiedy Lu (jak mówimy na nią w skrócie) śpi.
Lusia nie podziela moich pasji muzycznych, przez nią muszę słuchać jazzu i Sinatry, no może Sade i Bryan Ferry też jeszcze ujdzie. Jednak nie Led Zeppelinów, których uwielbiam, przy „Whole how Lotta love” pies szuka miejsc, lata, dyszy i chce uciekać, dostaje też ślinotoku. Nie podoba jej się hard rock. I jestem w kropce, bo na 50-tkę dostałem adapter i zacząłem odbudowywać kolekcję Zeppelinów i Black Sabbath. A tymczasem hard rock jest po to, żeby słuchać go głośno, a jak tu podkręcić gałkę skoro obok kolumny śpi Lusia, czyli Lu, czyli Lunaszek.
Podkręcam delikatnie więc, dopóki pies nie podniesie głowy.
Tak oto pies nauczył pana aportować sobie ciszę i spokój.
A najgorsze jest to, że zaczynam go lubić…
Ten spokój.
Bo Lusię to uwielbiam.
Czytaj także:
Szymon Majewski: Kiedy? Wtedy, kiedy były Szwedy! O różnicy pokoleń