Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jakie problemy mają rodzice wielodzietni? Finanse, zapracowanie, niedospanie… Aha, i jeszcze to, że mogą usłyszeć od swoich rodziców, że powinni „pilnować rozporka” albo że to wstyd przyznać się przed znajomymi, ile się ma wnuków.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Takie zamówienia nie zdarzają się często. Zgłosiła się do nas czytelniczka i poprosiła, żebyśmy napisali o pewnym problemie, który miała ona sama i który – jak uważa – dotyczy wielu małżeństw w Polsce. Chodzi o negatywne nastawienie rodziców dorosłych dzieci do faktu, że te dzieci mają duże rodziny. Od razu przypomniało mi się kilkanaście takich historii. Poprosiłam trzy osoby, żeby opowiedziały o swoich przejściach. Na prośbę bohaterów zmieniłam imiona i niektóre fakty.
Oczywiście, nie jest tak, że mamy w Polsce armię młodych małżeństw, które chcą mieć dużo dzieci, ale nie decydują się na nie, „bo mamusia nie pozwala”. Większość chce mieć dwójkę albo jedno. Panuje u nas olbrzymia społeczna niechęć do „dziecioróbstwa”. Ludzie, którzy decydują się na duże rodziny albo po prostu przyjmują kolejne (niekonieczne zaplanowane) dziecko, spotykają się z drwinami i zarzutami o pasożytnictwo. Ale prawdą jest też to, że wśród problemów, jakie dostrzegają małżonkowie mający dużo dzieci, złe reakcje dziadków plasują się w czołówce. Kiedy Fundacja Mamy i Taty pytała małżonków, dlaczego nie chcą mieć więcej, spodziewana negatywna reakcja ich rodziców była jednym z najczęściej wymienianych powodów.
Piotr: mama uznała nasze dziecko za wpadkę
Nigdy nie zapomnę rozmowy, którą odbyła ze mną mama, kiedy dowiedziała się, że moja żona jest w czwartej ciąży. Nasze trzecie dziecko uznała za wpadkę i miała rację – nie planowaliśmy go. Ale minęło kilka lat i razem z żoną doszliśmy do wniosku, że nasze dzieci są takie fajne, że chcemy mieć następne. Zwłaszcza że akurat okrzepłem w dobrze płatnej pracy, a żona straciła pracę.
Podzieliliśmy się z rodzicami nowiną, kiedy byliśmy u nich na obiedzie. Mama nic nie powiedziała, ale widać było, że wytrzymuje tylko ze względu na dzieci. Ledwo wróciliśmy do domu, zadzwoniła do mnie. Nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę takie rzeczy od własnej matki, która nigdy nie rozmawiała ze mną o seksie i jest emerytowaną nauczycielką i szefową (jak to się nazywa – zelatorką?) kółka różańcowego. Nieliczne rzeczy, które nadają się do zacytowania, to to, że powinienem „pilnować rozporka” i że „przecież są różne środki”. Kiedy po kilkunastu minutach odzyskałem mowę, odpowiedziałem jej ostro, że to nasza sprawa i że zabraniam jej dzwonić do Ani.
Kiedy urodziła się Marysia, mama całkiem się zmieniła. Okazało się, że Mania jest niesamowicie do niej podobna – i z wyglądu, i z charakteru. Mama za nią przepada. Chyba jest jej głupio, że wtedy tak się zachowała.
Jest w tej sprawie jeszcze coś. Moja żona podejrzewa, że mama miała kiedyś aborcję. Zauważyła jakąś dedykację w książce, usłyszała jakieś aluzje. Ja nie wiem, co o tym sądzić.
Anna: usłyszałam, że “starczy już tych dzieci!”
Jestem jedynaczką. Od dziecka wiedziałam, dlaczego. Moja mama miała sześcioro rodzeństwo, wychowała się w strasznej biedzie. Uważa, że duża rodzina równa się nędza. Chciała, żeby jej dziecko miało inne życie. Ja natomiast zawsze żałowałam, że nie mam brata ani siostry, i już jako nastolatka mówiłam, że moja własna rodzina będzie duża. Mama chyba traktowała to jako przekomarzanie się – nawet kiedy już wyszłam za mąż.
Gdy urodziłam najstarszego syna, oczywiście ona i tata bardzo się cieszyli, ale mama kilka razy napomknęła, że „chyba już wystarczy”. Wiadomość o drugim wnuku przyjęła z miną: „No trudno”. O trzeciej ciąży powiedziałam jej dopiero w dwudziestym tygodniu. Wiem, że to wygląda strasznie dziecinnie, ale nie miałam ochoty na awanturę, ale też bałam się, że coś jej się stanie, jak się zdenerwuje. Mieszkamy w różnych miastach, więc mogłam ukrywać ciążę.
Kiedy się w końcu dowiedziała, załamała się. Kiedyś byłyśmy sobie bardzo bliskie, a teraz traktuje mnie tak, jak chyba ludzie traktują dziecko, które siedzi w więzieniu. Bardzo mnie to boli. Chciałabym, żeby uwierzyła, że naprawdę jestem szczęśliwa. Może po prostu musi minąć więcej czasu? Najmłodsza córka ma dopiero rok.
Najgorsze – z punktu widzenia mojej mamy – jest to, że namawiam teraz męża na kolejne dziecko. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co powie mama, jeśli faktycznie będzie miała kolejnego wnuka.
Katarzyna: teść uznał, że jesteśmy nieodpowiedzialni
Zawsze mówię, że wszystkie nasze dzieci zaplanował Pan Bóg, a pierwszych troje dodatkowo zaplanowaliśmy my. Uważam, że bardzo dobrze się stało, i cieszę się, że mam taką „konkretną” rodzinę. Właściwie największy problem, jaki mieliśmy, kiedy kolejne dzieci pojawiały się na świecie, to były reakcje teścia.
Tata szybko uznał, że jesteśmy nieodpowiedzialni i bez wyobraźni. Od pewnego momentu nie przyznawał się kolegom w pracy, ile ma wnuków. Kiedyś rzucił, że tyle dzieci można wprawdzie wykarmić, ale wykształcić – już nie. Do tej pory śmiejemy się czasem z mężem, wspominając jego reakcje na wieść o ciąży, np. „Jak to się stało?!” („Tato, nie wiesz, jak TO się zwykle dzieje?” – powiedział mój mąż). Ale wtedy wcale nie było nam do śmiechu, zwłaszcza że często się widywaliśmy, bo mieszkamy blisko teściów.
Myślę, że dzisiaj tata cieszy się, że ma sześcioro wnuków, które zresztą go uwielbiają. Szkoda, że tak późno zrozumiał, że dzieci to nie tylko obciążenie i koszty, ale też szczęście.
Czytaj także:
Wielodzietni. Kilka rzeczy, których możecie o nich nie wiedzieć
Czytaj także:
10 sekretów mamy trójki dzieci i bizneswoman
Czytaj także:
Wielodzietni rodzice na Instagramie. Profile, które pokochasz