Każdy, kto zna, czyta, słucha, ogląda Marka Gungora zapewne wie, że pastor ma swoją teorię nt. „szczęścia w małżeństwie”. Jest nią, mówiąc jednym słowem, tam da dam da daaammmm, seks.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W całkiem nowym (swoją drogą bardzo zabawnym i błyskotliwym!) cyklu krótkich vlogów „Let’s ask Mark”, padło pytanie:
Drogi pastorze Marku, czasami mój mąż jest tak bardzo niezadowolony i naburmuszony! Jaki ma problem? Irytuje mnie tym, tak bardzo, że mam ochotę krzyczeć! Mężczyźni są skomplikowani.
Odpowiedź Pastora wbija swoją bezpośredniością w fotel:
Nie, mężczyźni są niewiarygodnie prości! Jeśli Twój mąż zachowuje się bez wyraźnego powodu irracjonalnie, to zapytaj samej siebie: jak długi czas minął od waszego intymnego spotkania? (…) Czasami kobiety pytają mnie: Pastorze, co mogę zrobić dla swojego męża? Czy jemu potrzebna jest moja modlitwa? Czy powinnam go ośmielać? Nie! Powinnaś się z nim przespać! Bo jesteś jedyną osobą na świecie, która może mu to dać!
Seks vs akt
Każdy, kto zna, czyta, słucha, ogląda Marka Gungora, zapewne wie, że pastor ma swoją teorię nt. „szczęścia w małżeństwie”. Jest nią mówiąc jednym słowem, tam da dam da daaammmm, seks.
Ten sam, który Kościół nazywa aktem seksualnym d o p e ł n i a j ą c y m sakrament małżeństwa! Ten sam, który zgrzyta wielu ludziom w głowach. Bo kojarzy się dwojako: z czymś bardzo przyziemnym (ergo mało znaczącym?), a z drugiej strony, no jednak z AKTEM, Bożym pomysłem na jedność ciał i dusz.
Matka Polka bogini seksu
Słuchając Pastora i skrótów myślowych, którymi rzuca jak cukierkami (rozumiem, że to efekt takiej a nie innej formy przekazu), oczami wyobraźni widzę rozłożonych w fotelach facetów, gapiących się w monitor, bo jutub, bo super nowa wersja jakiejś gry, bo meczyk, bo coś tam, którzy przez przypadek trafili akurat na ten odcinek i nagle poczuli całkowite i dozgonne rozgrzeszenie. Już słyszę ich szarmanckie:
Tyyy!! Ziuta! Chono tu! Mądrze chłop gada! Za mało seksu mi dajesz! I jeszcze na mnie narzekasz! Hłe hłe hłe! Ziuta! Słyszysz??
Niestety. Ziuta nie słyszy. Bo prawdopodobnie właśnie jest na zakupach; albo usypia dziecko, a nogą miesza w garnku; albo prasuje ci koszulę; albo jedzie do szkoły na zebranie; albo leży na ziemi i udaje, że jej nie ma, bo to jedna z niewielu chwil na relaks.
Zbyt wiele spotkałam takich „Ziutek”. O zbyt wielu czytam w wiadomościach prywatnych i na fejsbukowych grupach. To kobiety mężne, ogarniające wszystko, często ponad siły i swoim kosztem, zarobione, które po 22:00, jak już uśpią dzieci, kończą sprzątanie, bo ich mężowie ewoluowali nie w tym kierunku, co trzeba i stali się chłopcami, do zaopiekowania. Żeby piwko było w lodówce, ciepły obiad na stole i pilot na swoim miejscu. No i oczywiście Ziutka, która na końcu dniówki, wskoczy w swoje fatałaszki i zamieni się w boginię seksu.
Czytaj także:
Seks jak Pan Bóg przykazał? Tu chodzi o coś więcej…
Sposób na szczęśliwe życie
Panowie!
Halo! Halo!
Jeśli pragniecie więcej tej bliskości, to ZADBAJCIE o swoje kobiety! Równanie jest banalne i prawdziwe, krąży w anegtotkach to tu, to tam, a brzmi ono mniej więcej tak: szczęśliwa żona = szczęśliwe życie.
Wiecie, jak znalazłam czas na napisanie tego tekstu?
To proste: mój mąż przyszedł z pracy i przejął dzieci. Właśnie sprząta z nimi kuchnię, zaraz zabierze je na zakupy. Wiem, że nocą mogę się wyspać, spokojna o to, że wstanie do płaczącego dziecka, bez męczeńskiej miny. A rano będzie czekać na mnie kawa. Zrobi to i wiele więcej, nie dlatego, żeby mi coś udowodnić. Ale w poczuciu współodpowiedzialności. Dlatego, że chce być kimś więcej niż mężem od przyniesionej wypłaty i ojcem od weekendu. Męskość to nie plan minimum. To stawianie sobie wymagań. Dawanie poczucia bezpieczeństwa. I troska o tych, których kochamy.
Halo, halo. Odbiór.