separateurCreated with Sketch.

Jak “wyznawcy” końca świata radzili sobie, gdy ten nie nadchodził?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Karol Wojteczek - 22.10.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Koniec świata” jako najdziwniejsze święto w kalendarzu – nie dość, że ruchome to nigdy nie wiadomo, ile razy i kiedy w danym roku wystąpi. Jak więc radzili sobie z tym ludzie, którzy „przeżyli” koniec świata?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Ten uczuć, gdy czekałeś na koniec świata, a on nie nadszedł”.

Główny propagator jednej z głośniejszych w 2017 roku przepowiedni dotyczącej "końca świata", David Meade, po niefortunnym dla niego, a szczęśliwym dla ludzkości 23 września przyznał się do pomyłki w obliczeniach i ogłosił, że koniec dziejów nadejdzie jednak 15 października. Tyle że gdy piszę te słowa mamy noc z 21 na 22 października, a "końca nie widać".

Idea końca świata

Nie żebym miał pretensje, ale ci, którzy z różnych względów zawierzyli Meadowi, mogą się dziś czuć niezręcznie. Podobnie jak np. ci, którzy kilka lat temu, w ostatnim dniu kalendarza Majów, przegrali cały swój dobytek w Vegas, czy też ozdobili swe twarze wymyślnymi tatuażami. Zachodnie, a szczególnie amerykańskie media, pełne były wówczas tego rodzaju doniesień.

Jak więc poradzić sobie z całkowitą kompromitacją idei, w którą zawierzyło się całym swoim życiem? Historia dostarcza skazanym na to nieszczęśnikom kilku porad. Dobrym przykładem pozostają tu wydarzenia sprzed 177 lat. Na tamten dzień koniec świata zapowiedział niezwykle popularny w XIX-wiecznej Ameryce Północnej baptystyczny kaznodzieja William Miller (no dobra, tak naprawdę nie on, ale "proroctwo" to jest mu, jako liderowi ruchu, powszechnie przypisywane). Wszystko w oparciu o słowa Pisma Świętego z Księgi Daniela, mówiące o oczyszczeniu świątyni.

Kiedy koniec świata?

W początku lat 40' ówczesnego stulecia zawierzyło Millerowi przeszło 100 tys. osób, a millerystyczne broszury rozeszły się w nakładzie 6 mln egzemplarzy (dla przypomnienia - całkowita populacja USA liczyła w tamtym okresie ok. 17 mln osób, Kanady - ok. 3 mln). Nie dziwi więc, że 22 października 1844 r. przeszedł do historii jako dzień Wielkiego Rozczarowania. Było to jednocześnie pierwsze tego rodzaju wydarzenie, które zostało szczegółowo, w sposób naukowy, opisane przez psychologów. A jak poradzili sobie z rozczarowaniem oczekujący na powtórne przyjście Pana wierni? Poniżej kilka przyjętych przez nich wariantów postępowania:

Po pierwsze - niektórzy z nich zareagowali wobec millerystycznych zborów agresją. Spalono i zdemolowano kilka baptystycznych świątyń, a w Toronto doszło nawet do wysmarowania gorącą smołą i obtoczenia w pierzu członków tamtejszej wspólnoty.

Po drugie - wielu czołowych millerystów złożyło samokrytykę, przyznając się do błędu w obliczeniach. Mamiąc więc dalej swych wyznawców, wyznaczali oni kolejne daty końca świata, najczęściej na kwiecień, lipiec czy październik 1845 r. Ich rozczarowani sympatycy często zaczynali negować rzeczywistość duchową w całości.

Po trzecie - wielu spośród sympatyków Millera, kontynuując zgłębianie Pisma Świętego w poszukiwaniu wskazówek co do dnia paruzji, stanęło u początku nowych wspólnot wyznaniowych, w tym największego ze współczesnych ruchów adwentystycznych Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, ale również Badaczy Pisma Świętego czy Świadków Jehowy.

Po czwarte wreszcie - niektórzy spośród millerystów, zainteresowani pod wpływem "proroka" życiem duchowym i Pismem Świętym, rozpoczynali wreszcie życie gorliwych chrześcijan.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.