Papież Franciszek powiedział, że „czasem lepiej prosić o przebaczenie niż pytać o pozwolenie”. To szczególnie sprawdza się w pracy fotoreportera – przyznaje Jakub Szymczuk.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wieloletni reporter „Gościa Niedzielnego”, autor kultowych już fotografii, jak procesja Bożego Ciała na Zbawixie, laureat Grand Press Photo za reportaż z Majdanu, Jakub Szymczuk – opowiada nam o początkach swojej przygody z fotografią, wypaleniu zawodowym, a także o… pościgu za papieżem Franciszkiem i wyzwaniach w nowej pracy.
Kamil Szumotalski: Jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią?
Jakub Szymczuk: Prowadziłem bloga. Nie było jeszcze Facebooka, były inne serwisy, które dzisiaj już nie istnieją. Szkoda, bo wrzucone tam zdjęcia są nie do odzyskania. Moje zdjęcia zobaczyła Joanna Najfeld, poleciła mnie dziennikarce Gościa Niedzielnego Agacie Puścikowskiej. Akurat potrzebowali fotografa, tak dostałem propozycję pracy. Mój pierwszy materiał był o szkole sióstr w Szymanowie niedaleko Niepokalanowa. Zdjęcia zachwyciły redakcję i po okresie próbnym dostałem stałą pracę jako najmłodszy pracownik.
Czy na samym początku pracy miałeś przestrzeń na to, żeby myśleć już o swoich projektach?
Nie, zdecydowanie nie. Choćby dlatego, że pierwsze moje zdjęcia robiłem na całkowitym „automacie”. Nie miałem żadnej technicznej wiedzy o robieniu zdjęć. Miałem po prostu dobre spojrzenie, które dostrzegł szef działu foto w Gościu Niedzielnym – Józef Wolny. Techniczne rzeczy przyszły później same z siebie. Nikt mnie tego wcześniej nie uczył.
Tematy dziennikarskie zaczęły się też zdecydowanie później. Musiałem w tej pracy dojrzeć. Zaczynając nie miałem wielkich planów. W pewnym momencie pojawiły się moje projekty. Jako jedne z pierwszych zrobiłem aranżowane i emocjonalne sesje zdjęciowe z rekonstruktorami historycznymi. Jak się dowiedziałem, to były jedne z pierwszych tego typu zdjęć w Polsce i Europie.
Czytaj także:
Poruszające zdjęcie może zmienić świat
Fotografowanie – prezent od Boga
Bywałeś na wielu imprezach kościelnych, państwowych i nie tylko. Czy nie masz poczucia, że niektóre z tych wydarzeń „straciłeś” przez to, że nie mogłeś ich przeżyć w skupieniu, ale musiałeś zająć się pracą?
Ja myślę, że to dla mnie prezent od Boga. Mam małe „ADHD”, trudno jest mi się skupić, usiedzieć w miejscu. Podczas nocnego czuwania na Światowych Dniach Młodzieży prawdopodobnie bym się… nudził. Mnie ciągle nosi i dzięki mojej pracy dostałem szansę, żeby w wielu z tych wydarzeń uczestniczyć, a jednocześnie pokazać je światu. Poza tym fotografując trzeba uczestniczyć, przeżywać, żeby wiedzieć, co sfotografować i pokazać. Kiedy fotografuję, nie mogę się odciąć. Muszę to przeżyć po prostu inaczej niż wszyscy.
Dzisiejsza fotografia to nie tylko umiejętność zrobienia dobrego zdjęcia, ale też jego edycji. Czy to ważny czynnik w Twoich zdjęciach?
Tak, na tym polega warsztat dziennikarski. Kiedy piszesz tekst, to skupiasz się na tym, co było najbardziej chwytliwe, co przyciąga uwagę. Z fotografią jest tak samo. Muszę dokonać subiektywnego wyboru jakiegoś wycinka rzeczywistości. Do mnie, jako fotografa, należy zadanie podkreślenia pewnych rzeczy, żeby lepiej i w bardziej skondensowany sposób przekazać istotę całości. To jest dokładnie tak, jak z kijowskim Majdanem, który trwał przez wiele miesięcy. A przecież jeden dzień, kilka godzin, zmieniło całkowicie bieg wydarzeń i w efekcie historię całej Ukrainy. To jedno zdjęcie, które wtedy zrobiłem, miało też ogromny wpływ na moją późniejszą karierę.
Za to zdjęcie otrzymałeś wiele nagród (Grand Press Photo 2014 – Najlepsze zdjęcie, Zdjęcie Dekady Grand Press Photo, za reportaż z Majdanu także Nagroda Kapuścińskiego). O czym myślałeś wybierając się do Kijowa z aparatem?
Najpierw byłem tam z ramienia Gościa Niedzielnego. Dwa dni po powrocie stwierdziłem, że wracam. Już wtedy jeden z budynków stanął w płomieniach. Nie spodziewałem się, że coś specjalnego się wydarzy. Z drugiej strony podświadomie zabrałem kamizelkę kuloodporną..
Kiedy wróciłeś z Majdanu potrzebowałeś odreagowania, odpoczynku?
Potrzebowałem czasu, żeby nauczyć się robienia znowu spokojnych zdjęć. Pojechałem na jakiś koncert i… było mi trudno. Potrzebowałem pokory, żeby uświadomić sobie, że nie każdy dzień, nie każde zdjęcie przynosi coś niesamowitego, porusza tłumy i opinię publiczną.
Czytaj także:
Chris Niedenthal o przełomowym roku 1989 i jego ciągu dalszym
Boże Ciało na Zbawixie
Jednym z najlepiej znanych Twoich zdjęć jest to z Bożego Ciała z placu Zbawiciela. Opowiesz o kulisach tego zdjęcia?
Jest zrobione telefonem. Byłem wcześniej na mszy, potem umówiłem się ze znajomymi i nagle zobaczyłem ten obrazek. Tęcza, ludzie, procesja. Musiałem zrobić zdjęcie. Dopiero potem zobaczyłem, ile znaczeń jest w tym zdjęciu. Było udostępniane i przez ONR, i przez Kampanię Przeciw Homofobii. Największym sukcesem tego zdjęcia jest to, że każdy w nim odnajdzie coś dla siebie.
Także telefonem zrobiłeś serię z więzienia na Filipinach. Po co się robi takie reportaże? Po co pokazywać takie miejsca na ziemi?
Trzeba pokazywać ludziom, że świat wygląda nieco inaczej niż na naszym małym podwórku. W Polsce jest coraz ładniej, coraz przyjemniej, żyje się coraz lepiej. Dobrze jest czasami wzbudzić w sobie refleksję i przebić swój „kokon”. Zobaczyć, że świat wygląda inaczej i czasami naprawdę nie mamy podstaw do narzekania.
Pościg za papieżem Franciszkiem
Wiele Twoich zdjęć nie powstałoby, gdybyś był posłuszny zakazom i przepisom. Dwie fotografie są wyjątkowe – goniłeś samochody, żeby zrobić tylko jedno zdjęcie. W ten sposób powstały portrety Julii Tymoszenko na Majdanie i papieża Franciszka w czasie Światowych Dni Młodzieży w Brazylii. Ja, jako fotograf, miałbym gdzieś z tyłu głowy myśl o tym, że zaraz zostanę powalony na ziemię przez ochronę.
Na Filipinach chciałem powtórzyć tę gonitwę za papieskim samochodem, ale bardzo szybko dostałem drewnianą pałką po plecach i tyle było ze wspaniałej historii. Bardzo mało jest takich okazji. Papież Franciszek powiedział ładne zdanie, które zwłaszcza dla fotoreportera jest prawdziwe – „czasem lepiej prosić o przebaczenie, niż pytać o pozwolenie”. Czasami warto wyjść przed szereg, zaryzykować, żeby pokazać coś innego, coś więcej. To jednak zawsze są impulsy, adrenalina.
Czym dla Ciebie, jako wierzącego fotografa, były Światowe Dni Młodzieży w Polsce? Kiedy przebywałem na wielu wydarzeniach w sektorach dla prasy, dało się wyczuć znużenie i nudę, próbę zrobienia tego, co trzeba, bez kreatywności. Jak Ty na to patrzyłeś?
Gdybym nie miał wewnętrznego poczucia misji, chęci pokazania ludziom czegoś więcej, to też pewnie siedziałbym znudzony. Starałem się ten reportaż przygotować najlepiej jak się dało, okupując go nawet zdrowiem pleców. Większość zdjęć pojawiła się jednak na moim blogu, ponieważ redakcja wybrała do gazety tylko… dwa zdjęcia. Przyznaję, że było to dla mnie przykre. To był pierwszy moment, po wielu latach kiedy poczułem, że praca w prasie nie daje mi spełnienia.
W kwietniu na Facebooku pokazałeś zdjęcie ilustracyjne z początku Twojej działalności. Pisałeś pod nim, że po tylu latach pracy przeżywasz pewien kryzys, wypalenie zawodowe.
Myślałem o tym, żeby coś zmienić, może zająć się fotografią komercyjną. Kiedy w pracy redakcyjnej jesteś traktowany jak prosty dostawca zdjęcia, nie jako autor to staje się to przytłaczające. W tym miejscu pomogło mi bardzo prowadzenie bloga, dzięki czemu wiele zdjęć mogło ujrzeć światło dzienne. Dostałem wiele wiadomości od osób, które były nimi poruszone.
Czytaj także:
Vivian Maier – niania z aparatem fotograficznym
World Press Photo? Odłożone na później!
W pracy dziennikarza bardzo ważne jest poczucie misji. Ty miałeś wiele momentów, kiedy Twoje fotografie poruszały ludzi do działania. Jedną z takich akcji była pomoc Piotrkowi Radoniowi, niepełnosprawnemu chłopakowi, który zbierał pieniądze na życie na Krakowskim Przedmieściu. W Twoich fotografiach da się wyczuć to, że nie chodzi Ci tylko o zdjęcia.
Przy okazji Piotrka zobaczyłem po raz pierwszy, że mogę zdjęciami realnie pomóc. Fotografia to ogromne narzędzie, ale też bardzo trudne. Dostałem nagrodę Grand Press Photo za reportaż z życia Aliny, małej dziewczynki. Zrobiłem też reportaż dla fundacji SPES o rodzinie z chłopakami z zanikiem mięśni. Obydwie rodziny dostały ogromne wsparcie od ludzi, którzy trafili na moje zdjęcia. Piotrek Radoń po publikacji materiału dostał nawet pracę. To wpompowało w niego ogromną nadzieję. Kiedy umierał miesiąc później, czuł dumę, że coś mu się udało zrobić, że jego zbiórka się udała. To mi pokazało potęgę fotografii.
Czy Twoją nową pracę u boku Prezydenta Andrzeja Dudy traktujesz też jako misję?
Tak, to ogromna misja. Pokazanie pracy głowy państwa to olbrzymie wyzwanie. Robienie zdjęć prezydentowi (wiem, że to pompatycznie zabrzmi), to służba dla Polski. To też ogromne poczucie odpowiedzialności. Mam też okazję zobaczyć, jak pracują ludzie, od których decyzji zależy to, że nasz świat wygląda tak, jak wygląda. Pomimo tego, że muszę zrezygnować na kilka lat z pracy reporterskiej, wiem, że to będzie bardzo ubogacający czas.
Walka o nagrodę World Press Photo odłożona w czasie?
(śmiech) Odłożona! Kiedyś sobie marzyłem i mówiłem: „Boże, jak dostanę tę nagrodę, to mogę umrzeć”. Widocznie jeszcze trochę życia jest przede mną. Może tak miało być, żeby mi się też w głowie nie poprzewracało.
Czytaj także:
Prawdziwe oblicza wojny. Wstrząsający projekt fotograficzny