Rozmowa o seksie to dużo więcej niż opis aktu płciowego. Adekwatnie do wieku, ale zawsze powinna być w gruncie rzeczy opowieścią o miłości. Miłości do kogoś, ale również miłości własnej.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wracałyśmy z osiedlowego placu zabaw. Najstarsza córka na rowerze, młodsza pognała do przodu na hulajnodze, ja pchałam wózek z najmniejszą. Rower zrównał się z wózkiem i padło najmniej spodziewane w tym momencie pytanie: „Mamusiu, jak to jest możliwe, że nasiono tatusia łączy się z jajeczkiem mamusi? Jak ono się do brzucha mamy dostaje?”. Oglądam się zawstydzona, czy nie idą za nami sąsiedzi. “Porozmawiamy w domu, dobrze? To ważny temat, nie chciałabym poruszać go w drodze, na chodniku”. Wieczorem wróciłyśmy do tematu…
Rozmowa o seksie czy o miłości?
Prawdę mówiąc to nie była nasza pierwsza rozmowa o seksie, choć ta była zdecydowanie o poziom zaawansowania wyżej. Gdy byłam w trzeciej ciąży, dziewczynki uwielbiały opowieść, jak tatuś z mamusią poznali się, spotykali, pokochali, potem wzięli ślub i „żyli długo i szczęśliwie”.
O tym, jak ich miłości było tak dużo, że powstała z niej malutka dziewczynka, która rozwijała się w brzuchu pod sercem mamusi. Z albumem zdjęć na kolanach opowiadaliśmy, jak mamusia pojechała i wróciła ze szpitala z małym okruszkiem w beciku. Albo gdy w najprostszy sposób wykładaliśmy podstawy genetyki, tłumacząc dlaczego mimo wspólnych rodziców, jedna z naszych dziewczynek ma ciemne kręcone włosy, druga proste i jasne, a trzecia jasne kręcone.
Rozmowa o seksie to dużo więcej niż opis aktu płciowego. Adekwatnie do wieku, ale zawsze powinna być w gruncie rzeczy opowieścią o miłości. Miłości do kogoś, ale również miłości własnej. Akceptacji siebie i swoich granic, szacunku do ciała, do osoby, ale przede wszystkim do siebie. Przekazywanie tych podstawowych prawd nie powinno zależeć od światopoglądu. Trudno jednak od niego w końcu uciec, bo seksualność jest silnie osadzona w kontekście kulturowym, religijnym, światopoglądowym.
Czytaj także:
Jak rozmawiać z dzieckiem o zagrożeniach związanych z przemocą seksualną?
By nie wylać dziecka z kąpielą
Nie chciałabym, by w szkole moich dzieci edukatorem seksualnym był ktoś, kto rumieni się na pytanie o okres, a pytania o seks sprowadza do infantylnych opowieści o pszczółkach i motylkach. Zarazem jednak zależy mi, by nie była to osoba promująca wybraną ideologię, wulgaryzująca seks, sprowadzając go do mechanicznej biologii. Czasem zastanawiam się, czy to w ogóle możliwe. Każdy ma jakieś poglądy i nawet nieumyślnie może je promować, choć edukacja seksualna jak sama nazwa wskazuje powinna być po prostu przekazywaniem wiedzy.
A jednak nie sposób mówić o niej tak lekko i swobodnie jak o ułamkach dziesiętnych. „Te” tematy wymagają ogromnej delikatności, przygotowania, intymności, co jest prawie niemożliwe w warunkach 25 osobowej i koedukacyjnej klasy.
Oczywiście, prostym rozwiązaniem są oddzielne lekcje dla dziewczynek, oddzielne dla chłopców. Pamiętajmy jednak, że nawet w obrębie jednej płci dzieci w tym samym wieku są na różnym etapie dojrzałości emocjonalno-intelektualnej. Mówienie o sprawach intymnych wymaga szacunku zarówno dla mówiącego jak i słuchacza, by nie skrzywdzić jego niewinności. Poza tym w grupie rówieśniczej dużo trudniej niż w rozmowach jeden na jeden wytworzyć atmosferę zaufania.
Szkoła życia?
W tym momencie zazwyczaj pada argument „wielu rodziców nie podoła edukacji seksualnej własnych dzieci”. To smutna prawda. Mimo wszystko nie uważam, że jest to jednoznaczne z przejęciem tego obowiązku przez szkołę. Wielu rodziców nie nauczy także mądrego planowania budżetu i zarządzania pieniędzmi, poprawnego komunikowania własnych emocji czy budowania trwałych relacji.
Te obszary są również bardzo istotne w dorosłym życiu, a zaniedbane mogą prowadzić do tragedii. Czy to z automatu oznacza, że powinna zająć się tym szkoła? Moim zdaniem nie. Czy oznacza to zatem, że szkoła nie powinna się w te tematy wtrącać? Tu również zaprzeczę. Nie mówię, że mądra, odpowiedzialna edukacja seksualna w szkole nie jest możliwa, ale mówię, że warunki jakie powinna spełnić są bardzo trudne do osiągnięcia. A przede wszystkim, że nawet taka, która spełni je wszystkie, nadal nie wystarczy.
Czytaj także:
Jak rozmawiać z dziećmi o pornografii?
Edukator idealny
Kiedyś „ulica”, dziś internet z łatwym dostępem do pornografii. Edukator seksualny może zaszkodzić, może pomóc, ale żaden nigdy nie będzie miał takiego wpływu na twoje dziecko jak Ty sam, rodzicu. Nikt Cię nie zastąpi. To Ty znasz wrażliwość swojego dziecka, Ty potrafisz wyczuć, ile informacji i w jakiej formie przekazać na raz. Chcesz czy nie, jesteś edukatorem domowym i swoim milczeniem czy nieobecnością też czegoś dziecko uczysz.
Dlatego, mimo wstydu i nieudolności, bądź i mów. Dla dobra naszych dzieci uczymy się panować nad emocjami, uczymy się kilkudziesięciu nazw dinozaurów i czemu niebo jest niebieskie, możemy i powinniśmy nauczyć się rozmawiać o seksie.
Nie wiesz, jak rozmawiać, kiedy zacząć? Najprościej, wtedy kiedy zaczną pytać. Ale żeby zaczęły, trzeba z nimi być. Stworzyć relację, zaufanie, być dostępnym. I od tego się edukacja seksualna powinna zacząć, i na tym się ostatecznie skończyć – na byciu razem, we wzajemnym szacunku i miłości.
Czytaj także:
Czy można kogoś przekonać do zostania królikiem?