Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Musimy być „kimś”. W konsekwencji jesteśmy efektem własnej kreacji. Budujemy zakłamaną strukturę naszej osobowości, żeby zadowolić siebie, świat i innych – twierdzi Jacek Racięcki, terapeuta uzależnień.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Czy każdy kłamie?
Badania naukowe dowodzą, że każdy z nas codziennie kilka razy wypowiada kłamstwo. Zarazem często mamy pretensje, że ktoś był wobec nas nieuczciwy, okłamał nas, oszukał, wprowadził w błąd. „Powszechnym usprawiedliwieniem nieuczciwości jest tłumaczenie, że kłamiemy w interesie tej osoby, którą okłamujemy. Wmawiamy sobie, że narażamy własną uczciwość dla czyjegoś dobra i wtedy czujemy się altruistami” – tłumaczy Jacek Racięcki, terapeuta uzależnień w ramach programu „Wreszcie żyć. 12 kroków ku pełni życia”.
I tak zakłamujemy samych siebie. Współczesne czasy nam to ułatwiają, bo dzisiaj wizerunek jest szczególnie ważny. „Musimy być «kimś». W konsekwencji jesteśmy efektem własnej kreacji. Budujemy zakłamaną strukturę naszej osobowości, żeby zadowolić siebie, świat i innych” – dodaje Jacek Racięcki.
Pułapka bycia „kimś”
Dlatego wpadamy w taką pułapkę? Ponieważ boimy się, że jeśli będziemy autentyczni, tacy, jakimi naprawdę jesteśmy, zostaniemy odrzuceni. I długo potrafimy zagłuszać w sobie nasze prawdziwe ja. A świat nam podsuwa wiele substytutów, które pomagają oszukiwać samych siebie. Psychologowie coraz częściej dostrzegają, że kiedy jesteśmy spragnieni relacji z drugim człowiekiem, szukamy miłości, przyjaźni, bezpieczeństwa, odbieramy ten stan jako głód fizyczny i zaczynamy szukać fałszywych sposobów na zaspokojenie tego głodu.
„Zwróćmy uwagę, że w sklepach żywności prawdziwie nasycającej jest jedynie 10 procent, a 90 procent to produkty, które zjadamy raczej jako fanaberia, żeby zaspokoić zachcianki, rozładować napięcie czy właśnie, żeby zagryzać głód emocjonalny. Dlatego producenci nieustannie oferują nowe produkty, nowe smaki, żebyśmy – pragnąc stabilizacji – ciągle gonili w poszukiwaniu nowych smaków” – mówi Racięcki i przekonuje, że to ślepy zaułek.
Asertywność czy miłość?
„Jeśli nie będziemy się nasycać relacjami z drugim człowiekiem i z Bogiem, nigdy nie będziemy w pełni nasyceni. Dlatego warto poznawać samego siebie i oczyszczać własne motywacje, i przed samym sobą, i wobec innych” – przekonuje terapeuta. Jego zdaniem, czasami musimy odmawiać, bo najzwyczajniej – mamy ograniczone możliwości.
„Jeśli chcemy być uczciwi wobec siebie i wobec innych, musimy odmawiać. Bo my sami, inni ludzie i świat – wszyscy zawsze będą od nas wymagali więcej. Nierzadko zwodząc siebie chcę samego siebie przekonać, że dam radę. A potem okazuje się, że jednak nie mam szansy tego zrobić. I czynię zawód sobie i innym. Kiedy jednak od razu powiem «nie», druga osoba widzi, że moja odnowa wynika ze świadomości samego siebie, ze świadomości moich możliwości. I daję jej szansę, żeby zwróciła się o pomoc do kogoś innego. Wtedy jestem uczciwy. I to będzie przyciągać do nas ludzi, bo będą nas postrzegać jako osoby odpowiedzialne. Będą darzyć nas szacunkiem. Nasze relacje z nimi staną się bardziej wyraziste, mocniejsze” – twierdzi Jacek Racięcki.
Czy to znaczy, że mamy być asertywni? Po świecku powiemy „asertywność”, a po chrześcijańsku „miłość”. Bo „asertywność” to nic innego jak umiejętność wyrażenia samego siebie bez lęku. Na to pozwala miłość do siebie samego i świadomość, że jesteśmy ukochanymi dziećmi Boga. I tak prawdziwa miłość objawia się w uczciwości.