separateurCreated with Sketch.

Mój tata i jego niezwykła podróż po Europie, której dziś już nie ma

NIEZWYKŁA PODRÓŻ PO EUROPIE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Po powrocie z trwającej prawie dwa miesiące podróży tata wkleił bilety, rachunki, zdjęcia, reklamy, foldery do pokaźnego albumu, który dziś jest oryginalną pamiątką. Bo kto ma bilety z londyńskiego czy paryskiego metra sprzed osiemdziesięciu lat?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Po powrocie z trwającej prawie dwa miesiące podróży tata wkleił bilety, rachunki, zdjęcia, reklamy, foldery do pokaźnego albumu, który dziś jest oryginalną pamiątką. Bo kto ma bilety z londyńskiego czy paryskiego metra sprzed osiemdziesięciu lat?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Ten album jest jak Biblia

W kieszeniach moich płaszczy i kurtek poniewierają się bilety z paryskiego metra, a na półkach wejściówki na wystawy w Londynie. To żadne dziwactwo, jedynie naśladuję mojego ojca.

„Ten album przypomina mi Biblię, jest w nim ślad pietyzmu i podziwu dla wartości” – powiedział Charles, któremu pokazałam album dokumentujący europejską podróż mojego ojca. W 1937 roku mój ojciec udał się na zwiedzanie kontynentu, a szczególnie zależało mu na Międzynarodowej Wystawie w stolicy Francji. Po powrocie z trwającej prawie dwa miesiące podróży wkleił bilety, rachunki, zdjęcia, reklamy, foldery do pokaźnego albumu, który dziś jest oryginalną pamiątką. Bo kto ma bilety z londyńskiego czy paryskiego metra sprzed osiemdziesięciu lat?

Charles to obieżyświat o niejasnych planach życiowych, zasadniczo próbujący być artystą.  Gdy spotkałam go w Paryżu i pokazałam rodzinną pamiątkę, jego artystyczna dusza podpowiedziała mu te wzniosłe słowa, bo bezbłędnie wyczuł, że ma do czynienia ze śladem pasji przemieszanej z lekką nutą uwielbienia, której on jako mieszkaniec Zachodu prawdopodobnie do końca nie zrozumiał, choć dostrzegł zjawisko.

 

29-letni Bułgar w podróży po Europie

Nie ma nic dziwnego w tym, że 29-letni Czudomir Petrow, poddany Borysa III, cara Bułgarów, absolwent prawa Uniwersytetu Sofijskiego, po roku pracy w charakterze asystenta w jednej z kancelarii adwokackich udał się w podróż po Europie. Robiło to i robią nadal miliony turystów. Ciekawostką jednak jest sposób, w jaki swój szlak dokumentował, bo zamiast wyrzucać do kosza bilety, wejściówki, rachunki, utworzył z nich pokaźną kolekcję artefaktów, wklejając je do albumu.

Kolekcję otwiera rachunek – potwierdzenie pobrania 2 tysięcy franków (nie wiem, czy była to suma pokaźna), w biurze podróży „Bułgaria” oraz bilet na trasie Sofia – Mediolan – Paryż – Londyn – Bruksela – Kolonia – Monachium – Norymberga – Eger – Karlsbad – Praga – Budapest – Sofia. „28 lipca 1937 r. o godz. 8.20 opuściłem Sofię” – zanotował. I dalej notował, a klejone bilety to potwierdzają, że jechał przez Belgrad, Triest, Wenecję. W Wenecji obejrzał wystawę (stałą ekspozycję?) dzieł związanego z miastem Tintoretta.

Pierwszego sierpnia był już w Paryżu, mieszkał w Select-Hotel przy Rue Perceval 17, tuż przy Gare Montparnasse. Kolejne strony wyklejone są biletami wstępu na Wystawę Paryską w cenie 1 lub 2 franków. Ponadto tata zwiedzał muzea, wieczorami chodził do teatru, był na spektaklu w Comédie Française, oglądał też wszelkie grane wówczas filmy i spektakle sowieckie (co z pewnością łączyło się z jego lewicowymi przekonaniami), w tym „Annę Kareninę” w wykonaniu teatru Akademickiego im. Maksyma Gorkiego w Moskwie. Sam Romain Rolland wszedł po spektaklu za kulisy by pogratulować wykonawcom, o czym świadczy wycinek prasowy.

 

Garnitur za 295 franków i świątynia rumby

Tata nie stronił też od popularnej rozrywki, był w „świątyni rumby”, kupił garnitur za 295 franków (nie wiem, czy drogi?). Oglądał, spacerował, obserwował. 26 sierpnia rano wyjechał z paryskiej Gare du Nord, o 18.30 wylądował na londyńskiej Victorii Station, czyli był już na angielskiej ziemi, jak zanotował. W Wielkiej Brytanii zwiedził Londyn, pojechał do Szekspirowskiego Stratfordu-upon-Avon w drodze powrotnej poznał korespondenta „Shon Pao”, doktora Li-san Fenga, którego wizytówkę też wkleił. Wrócił na kontynent przez Ostendę, przejechał Belgię, następnie zwiedził Niemcy i Czechosłowację, po czym przez Budapeszt wrócił do ojczyzny.

Jak miliony poprzedników poznawał świat, był to nawet obowiązkowy element edukacji, zwłaszcza przybyszy z ubogich i nierozpoznanych peryferii do stolicy ich cywilizacji, w szczególności do Francji i Paryża. Tata nie był wylewny, ale cały album świadczy o zachwycie i onieśmieleniu, wręcz nabożnym stosunku do kultury i sztuki Zachodu.

 

Dla Bułgarów Europa to było coś!

Dla Bułgarów, którzy przez pół tysiąclecia nie mieli państwa, bo kraj w XIV w. podbili Turcy ottomańscy, miało to dodatkowe znaczenie – ich kraj istniał zaledwie od lat pięćdziesięciu, i Bułgarzy, choć stworzyli państwo w VII w., byli arywistami wśród narodów. Musieli nadrobić kilkusetletnie zaległości i z trudem, ale pełni entuzjazmu wracali do europejskiej rodziny.

Robili to kosztem gorączkowego uczenia się i naśladowania, bo Europa była dla nich niedoścignionym wzorem, wyznaczała standardy i trendy Bułgarom, Rumunom i Serbom. Charles niewiele się mylił twierdząc, że jest w albumie taty jakiś nabożny stosunek człowieka z peryferii do rozświetlonych milionami świateł stolic. O fascynacji stolicami świata i desperackich próbach zaprezentowania własnych prowincji, pisali zarówno Argentyńczyk Julio Cortazar, jak i Polak Czesław Miłosz w „Rodzinnej Europie”.

 

Śladami taty

Tata zakochał się w kulturze francuskiej (w trakcie następnego pobytu przez osiemnaście dni „studiował Luwr”, czyli od otwarcia do zamknięcia muzeum oglądał wszystkie ekspozycje po kolei). Kolekcjonował albumy ze zdjęciami sławnych, ale i całkiem przedmiejskich pejzaży miasta, czytał francuskich pisarzy, było więc oczywiste, że chciał, żebym uczyła się francuskiego. Planował też moją przyszłą podróż do Paryża, wyznaczając przyszłe szlaki.

Jak to przeważnie w życiu bywa, wszystko ułożyło się inaczej. Późno, wiele lat po jego śmierci, spełniłam jego życzenie. Do walizki zapakowałam też jego album, bo chciałam iść jego śladami. I tak jak tata, zachwyciłam się Paryżem. Całymi dniami wędrowałam po mieście i jak wariatka mówiłam do niego. „Tato, teraz idę bulwarami, jestem w Luwrze, jestem w Notre Dame. Też tutaj byłeś i ci się podobało”. I tak jak on, nie wyrzucałam biletów z metra, zabierałam wszelkie reklamówki, wejściówki, rachunki.

 

Jak dziś patrzyłby na Europę?

Czasem zaglądam do albumu taty. I zastanawiam się, jak spojrzałby dziś na Europę. Na ile wówczas, w ‘37 roku miał świadomość, że jest ona w kleszczach dwóch totalitaryzmów, a pod powłoką oszałamiająco bogatej cywilizacji tli się ponury płomień, który za dwa lata wybuchnie wojną światową. Gdy wojna wybuchła, musiał być strasznie rozczarowany i musiał uznać, że jego europejski entuzjazm był na wyrost.

To rozczarowanie miało wymierne skutki, bo choć świetnie znał niemiecki, specjalnie ten język zapomniał, bo nie chciał mieć nic wspólnego z narodem, który okazał się zdolny do takich zbrodni. A przez kolejne lata jak tynk od popadającego w ruinę domu odpadały także jego złudzenia, związane ze Związkiem Sowieckim.

Poszłam zupełnie inną drogą niż mój ojciec. On był ateistą i lewicowcem, ja jako człowiek dorosły przyjęłam chrzest. Ale mam wrażenie, że mimo różnic w podobny sposób patrzylibyśmy na Europę.

Wiele wydarzyło się od dnia, gdy przed osiemdziesięciu laty tata wyjechał w europejską podróż. Wojna, dwa totalitaryzmy, ludobójcze ideologie. O rozczarowaniu, pustce, ziemi jałowej, piszą ich najwrażliwsi poeci i najbardziej przenikliwi pisarze.

Coś się zmieniło, bo my, z peryferii, staliśmy się krytyczni wobec dotychczasowych trendsetterów i bardziej doceniamy własne doświadczenia. Może z tego powodu nie wykleiłam albumu z artefaktami dokumentującymi moje podróże, bo brakuje mi entuzjazmu. Czekam z nadzieją na powrót do korzeni, dzięki którym Europa jest tak piękna. Może się nie doczekam, ale optymizm mnie nie opuszcza.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.