separateurCreated with Sketch.

Ile talentów mają kobiety? I dlaczego więcej, niż tylko gotowanie i sprzątanie? 

MATKA Z DZIECKIEM W KUCHNI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Nikogo nie dziwi, że ojcostwa nikt nie postrzega w kategorii zawodu. Prócz „tatowania” mężczyzna jest informatykiem, managerem czy kierowcą koparki. Ale już bycie mamą – nie tylko w reklamach – jest sprowadzane do zawodu, jedynej opcji wyboru kobiety.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Strażak! Policjant! Astronauta! Rajdowiec! Dzieciaki uwielbiają przechwalać się tym, kim jest ich tatuś. Zapytane o ojca, zwykle wymienią jakiś spektakularny (w ich mniemaniu) zawód. Tymczasem, kiedy w podobny sposób zapyta się o mamę… pojawiają się odpowiedzi: „dobrze gotuje”, „piecze pyszne ciasta” albo „ogarnia cały dom”.

 

Bycie mamą to nie zawód!

Krzywdzący stereotyp powielają (utrwalają?) reklamy, w których prawie zawsze to kobieta prasuje, pierze, gotuje, sprząta, a środki czystości i mopy stanowią jej przedmiot pożądania. Czy bycie mamą sprowadza się do wykonywania domowych obowiązków?

Nikogo nie dziwi, że ojcostwa nikt nie postrzega w kategorii zawodu. To najjaśniejsze pod słońcem, że prócz „tatowania” mężczyzna jest informatykiem, managerem czy kierowcą koparki. Proste. Ale już bycie mamą – nie tylko w reklamach – jest sprowadzane do zawodu, jedynej opcji wyboru kobiety. A przecież macierzyństwo to nie zawód. To rola, ba! – niekiedy nawet rola życia, ale jednak nie zawód…

 

Mama na etacie

A skoro macierzyństwo to nie zawód, prócz bycia mamą kobieta może robić (i robi!) szereg rozmaitych rzeczy. Zawodowych. Jeśli chce. Jeśli czuje, że to jej potrzebne. Niekiedy – jeśli musi (bo z jednej pensji trudno jest utrzymać rodzinę). Jedno jest pewne – matka pracująca poza domem to nie jest gorsza kategoria mam.

Oglądając rozmaite reklamy, czytając w sieci komentarze matek, które „są mamami na pełen etat” (jak skrupulatnie podkreślają), czasem popadam w kompleksy. Ja i moje pracujące poza domem koleżanki-mamy. Czy to znaczy, że skoro wychodzimy na kilka godzin z domu, jesteśmy gorszymi matkami? Nie jesteśmy non-stop, 24/7 ze swoimi dziećmi… Czy to znaczy, że skoro znowu nie zrobiłam własnoręcznie obiadu z dwóch dań z hiper zdrowym deserem, to znaczy, że jestem gorsza? Czy to w końcu oznacza, że skoro nie jestem „mamą na pełen etat”, bo dobę dzielę pomiędzy dom, dziecko, pracę, moje pasje i marzenia, to coś ze mną nie tak?

Nie, nie, i jeszcze raz nie!

 

 Czy sprzątanie to talent?

Znam szereg cudownych mam, które realizują się także zawodowo – są lekarzami, nauczycielkami, dyrektorkami w poważnych przedsiębiorstwach, kierują własnymi firmami. Ich dzieci nie chodzą brudne, głodne i zaniedbane. Ich dzieci nie cierpią z powodu nieobecności mam, bo te mamy z nimi są!

Oczywiście, czasem mniej, innym razem więcej. Ale „mama na etacie” już dawno przestała oznaczać matki wciąż nieobecnej i dzieci z kluczem na szyi. Coraz częściej można pracować na części etatu czy zdalnie. Nie wspominając już o własnej działalności gospodarczej, kiedy mama sama sobie dyktuje warunki. I o tym, że mężczyźni coraz częściej (i chętniej) angażują się w domowo-wychowawcze obowiązki. Coraz mniej dziwi branie przez ojców urlopów rodzicielskich, nie wspominając już o tatusiach na placach zabawach.

I dobrze! Bo im większe zaangażowanie mężczyzn, tym większa przestrzeń dla mam – na ich pracę, na dokształcanie się, realizację pasji i marzeń, a czasem po prostu na kawę z przyjaciółką. Korzyści czerpią wszyscy. Dlatego nie lubię, kiedy z domowych obowiązków robi się „kobiece talenty”. Bo ani one kobiece (faceci też sobie nieźle radzą z mopem czy żelazkiem – sprawdziłam!), ani talenty (naprawdę, mamy w zanadrzu o wiele więcej).

 

Matka wielofunkcyjna

Oczywiście, ogarnięcie domu z kilkorgiem dzieci na głowie albo przyczepionych do nogi (nie, to nie jest przenośnia) to nie lada wyczyn. I chapeau bas przed wszystkimi mamami na pełen etat, które nie pracują poza domem. Ale uwierzcie mi – robienie tego samego plus ogarnianie pracy to w sumie taki wyczyn x2! (w końcu dom + praca to tak jak dwa etaty).

Może nie zawsze moje dziecko dostaje na obiad arcyzdrowe danie z jarmużem, komosą ryżową albo innym super-food. Ale też nigdy nie dostało frytek albo innego śmieciowego jedzenia. Może czasem „znikam” z domu, ale za to, kiedy jestem, to jestem na 200 proc. (bo mam świadomość, że przez chwilę mnie nie było). Może nie znajduję ukojenia w myciu okien (wolę „wyżyć” się na klawiaturze), ale w moim domu też pachnie ciastem (i to nawet regularnie), a na oknach nie ma „naturalnych” rolet ze smogu.

 

Druga zmiana

I tak, jak szanuję wszystkie „mamy na pełen etat”, tak wielbię po stokroć „mamy na etacie”, bo dobrze wiem, ile wysiłku, pracowitości (a często po prostu tyłka z żelaza) to wymaga. Bo kiedy „mamom na pełen etat” pracodawcy słodko zasypiają, a one mogą się nieco zrelaksować, my – „matki na etacie” wskakujemy w swój kołowrotek, pedałując często do białego rana.

Mam jednak coś, z czym zgodzą się obie te grupy – bycie mamą rozwija. Właśnie kończę studia doktoranckie, swoją pracę napisałam już jako mama. Pamiętam sesje i egzaminy, na które zabierałam miesięcznego synka (nic tak nie kradnie serca wykładowców, a zwłaszcza pań w dziekanatach, jak zaśliniony brzdąc, mówię Wam!). Nie piszę tego dla przechwałek. Piszę to dla podkreślenia, że z dzieckiem można wszystko.

Jeśli się chce. I to właściwie powinien być klucz (i chyba kolejna rzecz, z którą wszystkie się zgodzimy), że praca zawodowa, studia czy cokolwiek „poza domem” to nie powinna być kwestia tego, czy POWINNAM (i realizowania mniej lub bardziej wydumanych oczekiwań społecznych), ale kwestia tego, czy CHCĘ. Ja chcę.

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.