separateurCreated with Sketch.

Zapomniana siostra dwóch cnót boskich

KOBIECE OCZY
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Joanna Operacz - 23.11.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Gdyby trzy cnoty boskie: wiara, nadzieja i miłość były siostrami, która z nich mogłaby się skarżyć na to, że najmniej się o niej mówi i najmniej się ją zauważa?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Cnota nadziei

Środkowe dzieci często są uważane przez rodziców za bezproblemowe: najbardziej posłuszne, zaradne, zawsze zadowolone. Ale te same dzieci nieraz po latach skarżą się, że w tę rolę wepchnęło je to, że doświadczyły trochę mniej zainteresowania ze strony rodziców niż ich starsze i młodsze rodzeństwo. Czy nie podobnie jest z nadzieją – drugą z trzech cnót teologalnych, czyli wiary, nadziei i miłości?

Miłość – wiadomo – to temat numer jeden. Nie tylko miłość ludzka, między mężczyzną i kobietą. Chrześcijaństwo to rzecz o miłości. O wierze i wątpliwościach z nią związanych napisano więcej, niż statystyczny teolog może przeczytać przez całe życie.

O nadziei niby wszystko wiemy, uważamy, że nie musimy się o nią specjalnie martwić. A może tak naprawdę mamy z nią większy problem, niż się nam wydaje?

Nadzieja to nie to samo co optymizm

Chrześcijańska nadzieja ma wiele wspólnego z optymizmem. I optymista, i człowiek pełen nadziei zakłada, że jutro może być lepsze niż dzisiaj, i że zmiana jest w jego zasięgu – nawet jeśli wiąże się z wysiłkiem albo koniecznością przetrwania trudności.

Oba podejścia są raczej kwestią wyboru niż charakteru. Można być wesołkiem, który pesymistycznie widzi przyszłość, i można mieć naturalne skłonności do ponuractwa, ale świadomie wybierać pozytywne warianty rozwoju sytuacji. Oczywiście, cnota nadziei również nie ma nic wspólnego z naturalnymi uwarunkowaniami.

I optymizm, i nadzieja to cechy pociągające dla innych ludzi. Instynktownie lgniemy do osób, które je mają, a unikamy tych, które je w nas zabijają.

Różnica jest taka, że optymizm dotyczy spraw doczesnych, a chrześcijańska nadzieja – spraw duchowych. Kiedy decydujemy się żyć z Bogiem, to bierzemy pod uwagę, że spotkają nas trudności. Ale powtarzamy za św. Pawłem: „Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić”. Bóg chce z nami spędzić całą wieczność! W niebie nie będzie smutku, zmęczenia ani bólu. Nadzieja patrzy nie tylko w niebo. Ufamy, że już teraz możemy kochać i poznawać Boga, i stawać się lepsi.

Nadzieja to nie sytość

„Nadzieja zaś, której [spełnienie już się] ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda?” – zauważył przytomnie św. Paweł. Papież Franciszek, który poświęcił nadziei kilka ostatnich katechez podczas środowych audiencji generalnych, powiedział, że nadzieja nie jest cnotą ludzi sytych.

Kiedy niczego nam nie brakuje, nie potrzebujemy również nadziei. Warto to sobie powtarzać, kiedy życie daje nam w kość.

Nadzieja to nie zuchwałość

Katechizm Kościoła katolickiego wymienia dwa grzechy przeciw nadziei: rozpacz i zuchwałą ufność. Kiedy popadamy w rozpacz, przestajemy oczekiwać od Boga zbawienia, pomocy albo przebaczenia grzechów. Sprzeciwiamy się wtedy prawdzie o Jego nieograniczonej dobroci, sprawiedliwości albo miłosierdziu.

Natomiast zuchwała ufność może mieć dwie, zupełnie różne twarze. Pierwsza to przekonanie, że możemy się zbawić dzięki własnym zasługom, bez pomocy łaski Bożej. Druga to założenie, że Bóg zbawi nas hurtowo, bez żadnego wysiłku z naszej strony.

Nadzieja to nie tumiwisizm

Ludzie, którzy idą przez życie zakładając, że jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było, mogą mieć dużo uroku, ale w nadziei „po katolicku” chodzi zupełnie o coś innego. Dostrzegamy problemy, czasem cierpimy, ale nie załamujemy się z jednego tylko powodu – bo Pan jest z nami.

O nadzieję niekiedy trzeba walczyć, tak samo, jak o inne dobra duchowe. Jednym z etapów procesu beatyfikacyjnego jest badanie heroiczności cnót kandydata. Tak, nadzieję również można praktykować w sposób heroiczny.

Kiedy pojawiają się poważne trudności, gdy życie nas przytłacza albo kiedy zaczynamy mieć dosyć samych siebie (np. gdy ciągle popadamy w ten sam grzech), pojawia się pokusa, żeby powiedzieć: to beznadziejne. Wtedy trzeba złapać się kurczowo Jezusa. Mamy obiecane, że nadzieja zawieść nie może.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.