separateurCreated with Sketch.

Korona królów znaleziona w… ogrodzie sandomierskiego seminarium!

KORONA SANDOMIERSKA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Krzysztof Stępkowski - publikacja 25.11.17, aktualizacja 14.06.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jakim cudem królewska korona znalazła się w ogrodzie Seminarium Diecezjalnego w Sandomierzu, wśród korzeni starej lipy?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Jakim cudem królewska korona znalazła się w ogrodzie Seminarium Diecezjalnego w Sandomierzu, wśród korzeni starej lipy?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Pewnego wiosennego dnia w 1910 r. w ogrodzie Seminarium Diecezjalnego w Sandomierzu robotnicy pracujący nad jego porządkowaniem mocowali się z korzeniami stuletniej lipy. Praca nie była łatwa, bo splecione, głęboko wrośnięte w ziemię drzewo nie chciało poddać się pod naporem siekier i szpadli.

Podczas karczowania drzewa wydarzyła się rzecz nieoczekiwana. Robotnicy odnaleźli dziwny przedmiot, który okazał się rycerskim hełmem. W środku ukryte były cztery płytki, których końce przypominały lilie. Oprócz tego z ziemi wyjęto dwa przerdzewiałe groty oszczepów.

Po bardziej szczegółowych oględzinach okazało się, że owe płytki, ozdobione kolorowymi kamieniami, to w rzeczywistości fragmenty składanej korony, której elementy spinano na niewielkich zawiasach kunsztownymi szpilami, również zakończonymi motywem roślinnym.

 

Skąd korona w ogrodzie seminarium w Sandomierzu?

Odkrycie zachowane zostało w tajemnicy. Ówczesny biskup diecezji sandomierskiej Marian Ryx odebrał podobno nawet od świadków tego wydarzenia przyrzeczenie milczenia i sowicie wynagrodził robotników. Obawiano się, że odnalezione przedmioty zostaną zarekwirowane przez rosyjskiego zaborcę.

Ks. Paweł Kubicki, przełożony seminarium, domyślał się, że korona może stanowić ważną pamiątkę z przeszłości, ale obawiał się, że wieść o tak ważnym znalezisku szybko się rozniesie. Pamiętał, że w 1795 r. Prusacy dokonali zuchwałej kradzieży i zniszczenia insygniów monarszych z królewskiego skarbca na Wawelu. Chodziło nie tylko o rabunek drogocennych klejnotów, ale również o zniszczenie symboli ciągłości państwa, a w sandomierskim znalezisku zaczęto upatrywać jednej z sześciu koron, która miałaby ocaleć w cudowny sposób z tego rabunku.

 

Ile była warta korona królów?

Korona nie przedstawiała tak ogromnej wartości, jak mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka. Wykonano ją z blachy brązowej, do której dodano nieco srebra. Kamienie zdobiące królewskie nakrycie głowy okazały się w rzeczywistości szkiełkami i niewiele wartymi kryształami górskimi. Czym więc jest to nietypowe znalezisko? – zastanawiali się wtajemniczeni.

Zadecydowano, że przedmioty nie mogą pozostać na terenie seminarium, nie powinny być też ukryte w siedzibie biskupiej, bo przecież wiadomo, że okupant w pierwszej kolejności zastuka do pałacu biskupiego, żądając wydania skarbu.

Korona trafiła w ręce sióstr Wincentyny, Jadwigi i Heleny Chodakowskich, prowadzących jedną z pierwszych w Sandomierzu księgarni. Musiały cieszyć się one ogromnym zaufaniem, skoro powierzono im misję ukrycia cennego znaleziska.

W księgarni poza handlem kwitło także życie towarzyskie. Spotykali się tam przedstawiciele miejscowej inteligencji, spragnieni lektur zakazanych przez zaborcę, które panny Chodakowskie trzymały w ukryciu. Pomysłowe właścicielki księgarni postanowiły ukryć hełm i koronę w pudełku po kapeluszach, które umieściły w tapczanie. Skarb pozostał w ukryciu przez kilka miesięcy.


MATKA BOŻA CZĘSTOCHOWSKA, BÓSTWO VOODOO
Czytaj także:
Dlaczego kapłanka voodoo ma twarz Jasnogórskiej Pani?


 

Korona królów wraca do Krakowa

Wtajemniczeni w sprawę nadal obawiali się wykrycia skarbu, dlatego postanowili przerzucić go do Krakowa, znajdującego się (pod znacznie łagodniejszym) zaborem austriackim. Tam zdeponowano korony w skarbcu katedralnym.

Sprawę odnalezienia korony ujawniono dopiero cztery lata później. Krakowska prasa, m.in. słynny „Czas”, okrzyknął ją „Archeologiczną sensacją stulecia”. Zainteresowanie skarbem obudziło patriotyczny ferment i powszechne przekonanie, że odnalezienie królewskich insygniów zwiastuje odzyskanie przez Polskę niepodległości. Rzeczywiście, doszło do tego już cztery lata później.

Na przestrzeni lat wielu badaczy podejmowało się interpretacji, do jakich celów używana była korona i kto był jej posiadaczem. Historycy doszli do wniosku, że należy ona do tzw. koron podróżnych, zabieranych przez królów w czasie objazdów po kraju.

Zwyczaj ten był praktykowany przez średniowiecznych władców. Nikt, nawet potężny władca, nie chciał ryzykować w podróży utraty cennego klejnotu – symbolu majestatu i władzy. Korona z daleka wyglądała na złotą, a skrzące się oczka szkiełek nie ustępowały z daleka pięknem prawdziwym kamieniom.


ELŻBIETA CHEREZIŃSKA
Czytaj także:
Elżbieta Cherezińska: Czasami marzę o tym, by uwolnić się od pancerza faktów

 

Do kogo należała korona królów?

Udało się też ustalić, że korona powstała w XIV w. i to (już z pewnym znakiem zapytania) w kręgu złotników z okolic Neapolu. Stąd wysnuto wniosek, że musiała należeć do Kazimierza Wielkiego lub jego ojca Władysława Łokietka.

Badania typu hełmu pomogły w doprecyzowaniu, że właścicielem był raczej ostatni z rodu Piastów. Z ostatnim jego pobytem w Sandomierzu łączy się pewna opowieść, która jeszcze mocniej wiąże znalezisko z Kazimierzem Wielkim.

Król jesienią 1370 r. udał się na polowanie do nieodległego od Sandomierza Przedborza. Wbrew przyjętemu obyczajowi na polowanie wyruszył w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Nikomu, nawet królowi, nie wolno było polować w tak uroczysty, poświęcony Maryi dzień. Król jednak zakaz złamał. Niestety, złamał także nogę, spadając z konia w czasie polowania. Wdarło się zakażenie, władca zaczął gorączkować.

Coraz bardziej cierpiący z powodu urazu i trawiącej go gorączki król udał się do Sandomierza, a następnie przez Koprzywnicę, Osiek i Nowy Korczyn wrócił do Krakowa, po drodze błagając Maryję o przebaczenie. Zobowiązał się m.in. do podniesienia z ruin katedry w Płocku, fundował kielichy mszalne i relikwiarze. I choć kronikarze nie wspominają o darze przekazanym Sandomierzowi, to nie wykluczają, że odnaleziona korona jest darem przebłagalnym Kazimierza Wielkiego. Mają o tym świadczyć owe dwa groty oszczepów odnalezionych z koroną, właśnie takich, jakich używano do polowań.

Zagadką pozostaje jednak, w jaki sposób korona znalazła się wśród korzeni lipy w ogrodzie klasztoru benedyktynek (seminarium powstało w miejscu ich klasztoru). Wielu historyków twierdzi, że stało się to w czasie wojny z Austriakami w 1809 r., podczas walk o Sandomierz. Ktoś chciał ukryć cenny skarb przed nacierającymi wojskami, być może osoba ta zginęła i nie mogła wrócić już do ogrodu, aby wydobyć cenny depozyt.



Czytaj także:
Wdowa, królowa, matka. Świętosława powraca


ANNA BRZEZIŃSKA
Czytaj także:
Polska Jagiellonów widziana… oczami kobiet. Opowiada autorka „Córek Wawelu”

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.