Nie lubię haseł typu „codzienny kierat” i „lista rzeczy do zrobienia”. Oba odbierają nam sprawczość i sprowadzają do roli „uczestników” życia reżyserowanego przez przymusy. Adwent to świetny moment, żeby odzyskać swoje życie – a zwłaszcza, by odzyskać bliskość z najważniejszymi ludźmi w moim życiu.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Najważniejsze rzeczy w życiu
Lista rzeczy do zrobienia – to według Stephena Covey’a, autora 7 nawyków skutecznego działania, najbardziej archaiczna forma planowania czasu. W pełni się zgadzam z tym oglądem sprawy: skupia na bieżącym przypływie rzeczy do zrobienia i sprawia tym większą (niezdrową) satysfakcję, im jest dłuższa i im więcej odhaczonych punktów zdołamy w niej zmieścić.
Tak naprawdę dostarcza iluzji zarządzania czasem. Może rzeczywiście pomaga zredukować ilość rozpraszaczy i poradzić sobie z kłopotami z pamięcią. Powiedziałabym jednak, że głównie wywołuje w naszym życiu frustrację i wieczny kompleks zaległości – gdy rzeczy z wczoraj przechodzą na stosik do zrobienia dzisiaj. Można bardzo łatwo zostać zakładnikiem listy, który narzeka na swój los, mimo że sam ją spisał.
Najgorsze, że na ogół najważniejsze rzeczy w życiu wcale się na niej nie znajdują. Uśmiechnąć się, znaleźć chwilę na popatrzenie przez okno. Zastanowić się, co wczoraj ważnego powiedział do mnie mój mąż czy moja żona. Czego on/ona ode mnie potrzebuje, a ja mogę tego nie zauważać?
Czytaj także:
Czego mnie, psychologa, nauczył 7-letni chłopiec?
Najważniejsze są relacje z bliskimi
Lista pomija ludzi. Pomija czas spędzany na siedzeniu razem z córką na kanapie. Pomija słuchanie, gdy dziecko akurat do mnie przychodzi z czymś ważnym, a ja jestem w trakcie wykonywania swojego zadania nr 8 na dziś. „Później”. I nie będzie przesadą stwierdzenie, że większość naszych „później” nigdy nie doczekuje się realizacji. Czy tworzymy listy wraków naszych spraw odłożonych? „Mamo, zobacz co narysowałem” – „Później, synku”. „Tato, widziałem taki śmieszny filmik…” – „Nie teraz, jestem zajęty”.
W relacji małżeńskiej owo „później” również czeka na odpowiedni czas i miejsce. Dlatego żona nie przytula męża, a mąż nie rozmawia z żoną. „Teraz” mają na głowie sprawy do załatwienia, problemy do rozwiązania, pretensje, które przechodzą w ciągi wypominkowe z ostatnich miesięcy i lat.
Zaległości w relacjach widzimy też dopiero po latach – najczęściej, gdy nie da się już cofnąć czasu. To pominięte kluczowe momenty w relacji z sobą samym (jeśli cały czas biegłem – mogę już nie wiedzieć, czego chcę i co czuję), z Bogiem (gdy szczera rozmowa i bycie razem ustępuje formułom i liście próśb) i z najważniejszymi ludźmi w moim życiu.
Czytaj także:
Jak budować bliskość z dzieckiem?
Rytuały, by ochronić sens naszego życia
Jedynym sposobem, by przestać być zakładnikiem spraw bieżących, jest ochronić sens naszego życia rytuałami. Rytuał wydarzy się mimo wszystko. Mimo ilości pracy i mimo że w kuchni jest bałagan, a dzieci są chore. To czas wydzielany każdego dnia na spotkanie – bo jesteś dla mnie kimś ważnym.
Dobrze, jeśli jako mąż i żona mamy rytuał na zwykłe dni tygodnia (wspólna herbata razem każdego wieczora?) i rytuały powtarzające się raz w tygodniu i w miesiącu. To one, najbardziej „nasze” i według własnego pomysłu, przypominają nam o bliskości. Czynią z naszej relacji siłę, która przeniesie nas przez najtrudniejsze życiowe doświadczenia.
Podobnie rytuały z dziećmi: mój czas tylko z jednym z dzieci i nasz czas rodzinny. Gdy wiadomo, że zawsze w sobotę razem muzykujemy czy gramy w planszówki albo jedziemy na wyprawę. Albo siedzimy i gadamy o tym, co dla każdego jest ważne.
Rytuału potrzebuję ja sama ze sobą. Wyłączonego telefonu, książki, spaceru na zebranie myśli, filiżanki kawy, modlitwę.
Rytuał pozbawia mnie iluzji nieograniczonej efektywności, ale daje mi skuteczność w działaniu. Czyni mnie człowiekiem, który wie, czego chce. I w swoich wyborach potrafi NIE wpisywać kolejnych punktów do listy – żeby ocalić fundamenty i czas na myślenie o tym, co i po co robię.
Aby pomóc ocalać relacje w codzienności, przygotowałam w tym roku dwa kalendarze adwentowe: „Czas to miłość” – jeden dla małżonków, drugi dla dzieci. To zabawa w małe zadania na każdy dzień, które odnawiają bliskość w rodzinie. Możecie je pobrać.
Czytaj także:
Tylko Ty, Twoje dziecko i Wasze rytuały. To bardzo ważne!