To docenienie ofiarnej pracy polskich misjonarzy w Afryce. Widać, że Franciszek ufa misyjnemu doświadczeniu Polaków.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Poznałam go w dramatycznych okolicznościach, gdy trzy lata temu w Republice Środkowoafrykańskiej (RŚA) uprowadzono polskiego misjonarza.
Wkład w uwolnienie polskiego misjonarza
44 dni niewoli ks. Mateusza Dziedzica były zarazem najtrudniejszym okresem w życiu ks. Mirka. Pod nieobecność ówczesnego biskupa Bouar, którego teraz zastąpił, to na nim spoczęła cała odpowiedzialność za poszukiwania i prowadzenie negocjacji z porywaczami.
Czytaj także:
Uprowadzony półtora roku temu ks. Tom Uzhunnalil odzyskał wolność!
Misjonarze zgodnie twierdzą, że w tym celu poruszył niebo i ziemię. I że bez jego zaangażowania cała ta historia mogłaby się skończyć tragedią. Pracując ponad 20 lat w ogarniętej kolejnymi konfliktami RŚA zdawał sobie sprawę, że zginąć można nie tylko od ciosu maczetą czy kuli. Także niewola w buszu szybko może zabić nieprzystosowanego do takich warunków „białego człowieka”. Kwestią życia i śmierci było choćby to, by misjonarz nie pił brudnej wody z rzeki.
Gdy udało się nawiązać kontakt z porywaczami, od razu poprosił, by mógł mu przekazać czystą wodę i leki na malarię. Dołożył do nich zestaw do odprawiania mszy świętej i „Dzienniczek” św. Faustyny. Przekazanie odbyło się w odludnym miejscu, wyznaczonym przez rebeliantów.
Jadąc tam mieliśmy świadomość, że możemy nie wrócić. Także nas mogli porwać, a nawet zabić – mówi ks. Krzysztof Mikołajczyk, który towarzyszył nowo mianowanemu biskupowi. Ciszę w samochodzie przerywała jedynie Koronka do Bożego Miłosierdzia. Wcześniej każdy z nas się wyspowiadał. Wiedzieliśmy na co się decydujemy; wiedzieliśmy również, że nie opuszcza się misjonarza w trudnej sytuacji – dodaje.
Ogromną rolę, jaką odegrał w uwolnieniu kolegi, ks. Mirek kwituje skromnie: „Wszyscy misjonarze byli w to ogromnie zaangażowani, każdy na miarę swych możliwości”.
Peacemaker i gościnny gospodarz
O sobie nie lubi mówić. Za to godzinami może opowiadać o RŚA i misyjnej codzienności. Nieustannie w drodze, wszędzie tam, gdzie są cierpiący i potrzebujący. Na pierwszy plan wysuwa się jego niesamowita zdolność prowadzenia negocjacji w sprawach często wydawałoby się beznadziejnych i dialogu budującego mosty. Nie załamuje rąk, tylko zawsze szuka jakiegoś rozwiązania, także w trudnych relacjach z muzułmanami.
Czytaj także:
Polski kardynał, który na emeryturze pracował jako zwykły wikary. Na misjach w Afryce
Głęboko przekonany, że dopóki ludzie ze sobą będą rozmawiać i się spotykać, dopóty jest szansa na porozumienie. Gdy kraj zaczął wykrwawiać kolejny konflikt, poszedł rozmawiać z imamami i pastorami w Bouar. Wspólnie powołali do życia Międzyreligijną Platformę Pokojową. Udało się uniknąć wielu masakr i złagodzić skutki krwawego, wciąż trwającego konfliktu. To nadal owocuje.
Wielokrotnie gościnnie otwierał drzwi misji dla cywilów uciekających przed dramatem wojny. Salki zamieniał w noclegownie i punkty pierwszej pomocy, tak samo zresztą jak kościół i klasztor klarysek w Bouar.
Dobra decyzja papieża
Zna wartość edukacji. Stawia zarówno na dobrą formację kleryków do kapłaństwa, jak i tworzenie ośrodków alfabetyzacji dla niepiśmiennych kobiet. By samemu lepiej pomagać, szlifuje angielski, bo to język pozarządowych organizacji działających w tym frankofońskim kraju i oenzetowskich sił pokojowych. I z nimi trzeba rozmawiać.
Z miejscowymi zawsze rozmawia w lokalnym języku sango. Skraca dystans, tworzy płaszczyznę spotkania. Ujmuje jego sposób dzielenia się wiarą i wypróbowane na misyjnych bezdrożach niezachwiane zaufanie Bożej Opatrzności – na garnuszku której wyjątkowo często bywa – stąd nieustannie powtarza „Jezu ufam Tobie”.
Na misjach był kolejno proboszczem, rektorem niższego seminarium, kanclerzem kurii diecezjalnej, kapelanem więzienia i szpitala, przewodniczącym Komisji Sprawiedliwości i Pokoju, a przez ostatnich 11 lat wikariuszem generalnym diecezji, której teraz został biskupem.
Ta nominacja rodem z diecezji tarnowskiej to prawdziwy dar papieża dla tego wciąż tak bardzo doświadczanego kraju, totalnie zapomnianego na arenie międzynarodowej. To też docenienie ofiarnej pracy polskich misjonarzy.
Tak samo zresztą, jak mianowanie przed dwoma laty franciszkańskiego biskupa Tadeusza Kusego ordynariuszem diecezji Kaga-Bandoro. Jednej z najtrudniejszych w tym afrykańskim kraju. Widać, że papież ufa misyjnemu doświadczeniu Polaków.
Czytaj także:
Czego jako ksiądz nauczyłem się na misjach w Boliwii?