separateurCreated with Sketch.

Umierający chłopiec miał tylko jedno marzenie: spotkać Luke’a Skywalkera

LUKE SKYWALKER, OSTATNI JEDI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

„Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” trafi na ekrany kin dopiero za kilka dni. Ale Luke Skywalker już dziś doprowadzi Was do wzruszenia!

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Wszystko zaczęło się od amerykańskiego scenarzysty, Eda Solomona. Synek jego przyjaciela umierał z powodu nieuleczalnej choroby. Chłopiec miał jeszcze tylko jedno marzenie: spotkać Luke’a Skywalkera, jednego z głównych bohaterów Gwiezdnych wojen.

Czułem, że to ja muszę wykonać telefon – jestem jedynym znajomym tej rodziny, który pracuje w przemyśle filmowym. Nie znam Marka, więc zadzwoniłem do jego agenta. Wytłumaczyłem mu, że ten kochany chłopiec codziennie ogląda „Gwiezdne wojny” i chciałby spotkać nie Marka Hamilla, ale raczej bohatera, którego on zagrał (choroba trawiła umysł chłopca do tego stopnia, że nie był w stanie zrozumieć, że Luke jest postacią fikcyjną) – tłumaczył na Twitterze.

Agent nie podzielał jednak entuzjazmu Solomona. Obiecał, że przekaże prośbę Hamillowi, ale polecił nie robić sobie większej nadziei.

„90 sekund później zadzwonił do mnie sam Mark Hamill, który od razu się zgodził i podał swój adres domowy” – napisał scenarzysta.



Czytaj także:
Johnny Depp zrobił chorym dzieciom fantastyczną niespodziankę!

Aktor – a właściwie Luke Skywalker – spotkał się z chorym chłopcem i przez kilka godzin cierpliwie odpowiadał na jego pytania. Także wtedy, gdy po raz kolejny się powtarzały. „Nawet gdy piszę o tym teraz, mam łzy w oczach. Był współczujący, uprzejmy i cierpliwy. Dla tego chłopca i jego rodziny to spotkanie było wszystkim” – stwierdza Solomon.

A co o wzruszającym spotkaniu myśli sam Luke Skywalker? To znaczy… Mark Hamill? „Nie ma piękniejszego dźwięku niż śmiech dziecka” – stwierdza na Twitterze.  – O wiele bardziej wolę odwiedzać szpitale niż programy talk-show. Ta historia rozdziera serce, ale jest inspirująca. Sprawia, że w porównaniu z nią moja kariera wydaje się trywialna. Mam nadzieję, że będę mógł robić więcej”.



Czytaj także:
“Gwiezdne wojny”, czyli opowieść o problemach z ojcami



Czytaj także:
„Niech moc będzie z tobą”! To tak naprawdę chrześcijańskie pozdrowienie?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.