„W kontekście boiskowym modlę się najczęściej o to by nikomu nic się nie stało, by rywalizacja była bezpieczna i w pełni sportowa” – mówi wieloletni bramkarz reprezentacji Polski w piłce ręcznej.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jarosław Kumor: Jakie były początki Twojej drogi z Panem Bogiem?
Sławomir Szmal: Nie będzie to jakaś spektakularna historia nawrócenia i zmiany życia. Jak większość mojego pokolenia wiarę wyniosłem z domu. Coniedzielne wyjścia z rodzicami do Kościoła, roraty, różaniec…
Również we wszystkie święta uczestniczyliśmy we mszy świętej całą rodziną. Ważna była też dla mnie katecheza. Wtedy jeszcze chodziło się do salek przy parafiach, a gdzieś między 4 a 6 klasą podstawówki religia weszła do szkół i odtąd łatwiej było uczestniczyć w zajęciach, a bardzo mi na tym zależało. I było to zupełnie naturalne, można powiedzieć: efekt wychowania rodziców.
Czytaj także:
Kapelan celebrytów: nie raz spowiadałem ich w windzie, na stadionie, na stoku narciarskim
A później? Były po drodze jakieś kryzysy?
Nie wydaje mi się. Po prostu wraz ze wzrostem pewnej dojrzałości życiowej, dojrzewała też moja wiara. I jeśli pytasz o jakieś momenty kryzysowe, to powiem: wręcz przeciwnie – dostrzegam raczej te momenty, które mocno pchnęły moją świadomość wiary do przodu. A były to spotkania z ludźmi o pięknym świadectwie wiary: jednym z bramkarzy reprezentacji Polski Piotrkiem Wyszomirskim i z krajowym duszpasterzem sportowców ks. Edwardem Pleniem.
Czytałem w jednym z Twoich świadectw, że ks. Edward jest szczególną postacią w Twoim życiu. Dlaczego?
Na pewno mają na to wpływ jego kazania. Zawsze fascynowały mnie w nich wątki dotyczące walki ludzi na przestrzeni lat o to, by mogli swobodnie wyznawać swoją wiarę. Ale przede wszystkim inspiruje mnie jego sposób bycia i to, że potrafi przekuć wiarę w czyn. Choćby w ten sposób, że zbiera mnóstwo gadżetów od sportowców i potem licytuje je na cele charytatywne albo rozdaje dzieciakom.
Życie sportowca jest specyficzne. Jak dziś praktykujesz wiarę na co dzień?
Po prostu rozmawiam z Panem Bogiem. W kontekście boiskowym modlę się najczęściej o to, by nikomu nic się nie stało, by rywalizacja była bezpieczna i w pełni sportowa.
Fakt – kariera na najwyższym poziomie reprezentacji czy klubu nie pomaga, a wręcz utrudnia praktykowanie. Wyjazdy, mecze, turnieje – to sprawia, że pójście w niedzielę na mszę świętą bywa niemożliwe. Staram się wtedy po prostu zastępować te momenty dodatkową modlitwą, choć wiem, że trudno by miało to taką samą wagę jak modlitwa we wspólnocie Kościoła.
Z Eucharystią poza niedzielą też na ogół jest ciężko, bo w tych godzinach mamy treningi i mecze. Czasami w tygodniu zdarza nam się z żoną i synem pójść do Kościoła i tak po prostu się pomodlić.
Spotykałeś się w trakcie kariery z jakimś wyśmianiem czy np. kontrą ze strony zawodników innych wyznań? W końcu jeździsz po niemal całym świecie.
Pamiętam Mistrzostwa Świata w Katarze w 2015 roku. Jadąc tam miałem pewne obawy np. przed publicznym zrobieniem znaku krzyża przed meczem. W końcu to kraj muzułmański. Ale nie spotkało się to żadną krytyką.
W ciągu całej kariery zdarzały się natomiast jakieś drobne uszczypliwości. Ktoś czasami strzelił jakimś krzywym tekstem, ale nigdy się tym nie przejmowałem. Takie zachowania są problemem nie dla mnie, ale raczej dla tej drugiej strony.
Pamiętam spot promujący naszą reprezentację przed zeszłorocznymi Mistrzostwami Europy w Krakowie. Widać tam różańce w Waszych dłoniach i znak krzyża. Czy odnoszę słuszne wrażenie, że polscy kadrowicze z Twoich czasów w reprezentacji to ekipa, trzymająca się blisko Pana Boga?
Myślę, że duża część tak. Jest to zauważalne, gdy organizujemy msze święte np. na rozpoczęcie sezonu. Ale wrócę też do Mistrzostw Świata w Katarze. Pamiętam jak ks. Edward Pleń przychodził do nas właściwie w tajemnicy i w pokoju hotelowym odprawiał nam Eucharystię. Z każdą kolejną mszą chłopaków było coraz więcej.
To ciekawie sobie radziliście w tym Katarze…
Nie było wyjścia. Najbliższy kościół, w którym można było odprawić mszę, był oddalony od hotelu o kilkadziesiąt minut samochodem. Jedynym problemem z tymi hotelowymi Eucharystiami było tak naprawdę wino mszalne. Piotrek Wyszomirski wychodził po ks. Plenia z plecakiem, chował do niego buteleczkę z winem i obaj wchodzili przejściem dla zawodników, a tam nie byliśmy sprawdzani.
Zakończmy świętymi. Który z nich najmocniej Cię inspiruje na co dzień?
Zdecydowanie św. Jan Paweł II. Na pewno można mnie zaliczyć do „pokolenia JP2”. Mama często mi przypominała, że w tym samym roku, w którym się urodziłem, Karol Wojtyła został papieżem. Trzykrotnie jako dziecko uczestniczyłem w jego pielgrzymkach do Polski. Motywowała mnie zawsze jego odwaga i walka z fizyczną słabością. Było to inspiracją nie tylko jeśli chodzi o sport, ale o całe życie. Jego przykład zawsze napędzał mnie do działania.
Czytaj także:
Boruc. Facet, który powstaje
Sławomir Szmal – wieloletni bramkarz reprezentacji Polski w piłce ręcznej oraz PGE Vive Kielce. Wicemistrz świata z 2007 roku oraz dwukrotny brązowy medalista Mistrzostw Świata z lat 2009 i 2015. Dwukrotny uczestnik Igrzysk Olipmijskich (2008 i 2016). W 2009 roku uznany przez Międzynarodową Federację Piłki Ręcznej (IHF) najlepszym piłkarzem ręcznym na świecie. Z PGE Vive Kielce (ówcześnie Vive Tauron Kielce) zdobył w 2016 roku złoty medal Ligi Mistrzów. Rozegrał w polskiej kadrze 295 meczów.