Codziennie w Godzinie Miłosierdzia grupa młodych ludzi spotyka się na łódzkim deptaku na wspólnej koronce. Do ich modlitwy dołączają zaciekawieni przechodnie i… bezdomni, którzy razem z członkami wspólnoty Nazaret chwalą Pana pieśniami uwielbienia.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Gdy w Łodzi spadł pierwszy śnieg, idąc mokrym deptakiem, zastanawiałam się, czy przy Fortepianie Rubinsteina kogokolwiek spotkam. 14:55. Z daleka zauważyłam grupkę ciemnych postaci, ukrywających się przed wilgotnym śniegiem w bramie kamienicy przy Piotrkowskiej 78 – a jednak.
Stanęłam kilka kroków dalej, przed witryną monopolowego. Zanim zdążyłam się rozejrzeć, wyrósł przede mną uśmiechnięty chłopak – Dominik. Od pół roku niemal codziennie o 15.00 zjawia się na Pietrynie, by modlić się koronką do Bożego Miłosierdzia.
Czytaj także:
Sławomir Szmal: Po prostu rozmawiam z Panem Bogiem
Koronka na Piotrkowskiej
Wszystko zaczęło się w maju 2017 roku. W jednej z kamienic przy ulicy Piotrkowskiej zamieszkali dwaj przyjaciele. W Godzinie Miłosierdzia siadali z gitarą w mieszkaniu i wspólnie modlili się koronką.
„W trakcie którejś modlitwy mówię: Słuchaj, mieszkamy w centrum, na Piotrkowskiej. Czemu by nie wyjść z tą gitarą i nie pomodlić się na zewnątrz? Może ktoś się dołączy? Po co mamy się chować z modlitwą, skoro możemy do niej kogoś jeszcze zaprosić?” – wspomina Dominik Krawiec, jeden z inicjatorów koronki.
Wyszli. I choć z początku przechodniom zdarzało się mylić ich z ulicznymi grajkami, do modlitwy szybko zaczęły dołączać kolejne osoby. Jedna, dwie, trzy… W dniu, w którym w Łodzi spadł pierwszy śnieg, przy Fortepianie Rubinsteina modliłam się w trzydziestoosobowej grupie.
Nie wystawiają przed sobą kapelusza na datki. Nie wychodzą na ulicę dla pieniędzy. Nie wychodzą dla siebie. „Wychodzimy, żeby się modlić za ludzi, którzy przechodzą – wyjaśnia Dominik. – Żeby Piotrkowska zapłonęła Duchem Świętym”.
Łódzki Nazaret
Minęła 15.00. Przy Pasażu Rubinsteina zdążyła zgromadzić się spora grupa. Ukrywający się w bramie bezdomni zbliżyli się do fortepianu, a kolejne osoby śmiałym krokiem dołączały do zgromadzenia. Dominik od razu wyłapywał tych – jak ja – nieco mniej pewnych, witał ich i zapraszał do wspólnej modlitwy. Uśmiechnięta blondynka wyciągnęła gitarę, a chłopak rozpoczął modlitwę, przywołując Ducha Świętego i dziękując Panu za obecność każdego z przybyłych.
Z nieba dalej sypał wilgotny śnieg. Część osób wyciągnęła różańce. Chociaż staliśmy w samym centrum Łodzi, z każdą dziesiątką coraz mniej uwagi zwracałam na to, co działo się wokół nas. Widziałam natomiast połączonych w modlitwie przechodniów i zaniedbanych mieszkańców ulicy, kobietę w eleganckim płaszczu obok bezdomnej, która w trakcie koronki wyciągnęła z reklamówki obszerną kurtkę i założyła ją na przemoczoną już warstwę ubrań.
Dominik i członkowie wspólnoty Nazaret znają ich po imieniu. Przez ponad pół roku ulicznej modlitwy spotkali mnóstwo osób szukających ciepła, zrozumienia, dobrego słowa czy po prostu – ludzkiego spojrzenia. „Zatrzymywali się wierzący, niewierzący, protestanci, bezdomni, alkoholicy, uzależnieni od narkotyków…” – wymienia chłopak.
Z najbardziej zaangażowanych w dzieło zawiązała się wspólnota. „Nazaret to jest takie miejsce trochę z dala, miejsce, w którym po cichu wychował się Jezus – wyjaśnia Dominik. – To miejsce leczenia ran, przytulenia”.
I to właśnie dzieje się przy łódzkim fortepianie.
Uliczne andrzejki
Pierwszy śnieg spadł w Łodzi 30 listopada – dokładnie w andrzejki. Po koronce i śpiewach uwielbienia przyszedł czas na życzenia dla pana Andrzeja – jednego z bezdomnych, który od sześciu miesięcy modli się przy Piotrkowskiej 78. Było tradycyjne „Sto lat”, imieninowy prezent i modlitwa wstawiennicza, którą zgromadzeni otoczyli solenizanta.
„Nie wiem, czy pan Andrzej nie jest najczęstszym bywalcem naszej koronki – zastanawia się Dominik, którego twarz rozpromienia się jeszcze bardziej na myśl o bezdomnym przyjacielu. – Nawet biorąc pod uwagę członków naszej wspólnoty. Nigdy nas nie prosi o pieniądze. Zawsze mówi, że przychodzi, bo potrzebuje; że wierzy w Boga; że zawsze, jak przechodzi koło kościoła, to się żegna. Już parę razy opowiedział nam historię swojego życia… Jest kilka takich osób, które przychodzą od samego początku. I to jest niesamowite, że czujemy się jak rodzina”.
„Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”
W myśl słów Jezusa z Ewangelii św. Mateusza „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”, członkowie wspólnoty Nazaret otwierają się na potrzebujących i bezdomnych, dostrzegając w nich nie tylko „zwierzątka”, które trzeba nakarmić czy wspomóc paroma złotymi dla spokoju sumienia, ale spragnionych miłości ludzi, którym często bardziej brakuje tego, by ktoś zwrócił się do nich po imieniu, wysłuchał ich i obdarzył ciepłym spojrzeniem.
Choć wspólnota stara się wspomagać najbiedniejszych również skromnymi posiłkami czy ciepłą herbatą, modlitwa i otwartość serca pozostają jej najważniejszą misją. Misją, do której nie potrzeba wielkich funduszy czy charyzmatów, ale uważności, zrozumienia i prostej obecności.
Wspólnota Nazaret spotyka się codziennie o godz. 15 przy pomniku Rubinsteina na ul. Piotrkowskiej 78 w Łodzi. W tej chwili w dzieło zaangażowanych jest na stałe ok. 10 osób, dlatego liczy się każde kolejne serce, gotowe do duchowej współpracy. A jeśli czujesz, że w Twoim mieście również potrzeba podobnych dzieł, może wystarczy wyjść z gitarą na ulicę i zaprosić innych do wspólnej modlitwy?