Świętujemy w tym roku 100-lecie niepodległości naszej ojczyzny. To świetna okazja, by zawalczyć o moją wewnętrzną suwerenność. Alkohol jest czynnikiem, który przez lata tę suwerenność wielu Polakom zabierał i tak jest niestety do dziś.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zbliżający się Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu (11-17 lutego) jest dla mnie swoistym „check-pointem” w postanowieniu rocznej abstynencji. To będzie niemal dokładnie półmetek, bo lampkę wina czy ulubione piwo wypiję dopiero po 31 sierpnia 2018 r.
Czytaj także:
O. Tomasz Nowak OP: w zakonie niesłusznie oskarżono mnie o alkoholizm. Wytrwałem i przebaczyłem
Nie sądziłem, że kiedykolwiek zdecyduję się na takie wyrzeczenie. A już tym bardziej, że podejmując je, nie będę odliczał dni, kiedy znowu będę mógł wziąć alkohol do ust. Ale po kolei.
Powody abstynencji
Powodem była intencja. To ten sam powód, dla którego episkopat dotychczas już 50 razy zorganizował Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu. Ten rok to moja modlitwa za alkoholików, których mam obok siebie.
Chyba większość z nas wchodząc np. na Eucharystię bez intencji może bez trudu znaleźć jednego znanego osobiście człowieka, mającego problem alkoholowy, którego może powierzyć. I nie chodzi tu tylko o leżącego w rowie kloszarda, ale również o mężczyznę (rzadziej kobietę), który nie potrafi odmówić sobie rytualnego piwka czy szklaneczki whisky po pracy.
I tu dochodzimy do mnie samego. Na koniec zeszłorocznego miesiąca trzeźwości – sierpnia – tchnęło mnie, że przecież ze mną tak jest! Uznałem, że skoro nie ma obowiązku sierpniowej abstynencji to nie będę się wychylał. Tymczasem już od dłuższego czasu alkohol niejako sam wskakiwał mi do sklepowego koszyka. Stał się oczywisty.
Zastanawiam się, czy decyzja, by odciąć jego dopływ na rok była trudna. Trudnością było skonfrontowanie się z prawdą o mnie samym. Prawdą mówiącą, że mogę być na równi pochyłej do alkoholizmu. Można to nazwać dmuchaniem na zimne, a w tej sferze jest ono zdecydowanie wskazane.
Uzdrowienie
Mam dzisiaj pewność, że alkohol nie jest mi potrzebny w życiu i gdyby rząd wprowadził ustawowo całkowitą prohibicję, byłoby mi to obojętne. W ogóle słowo „obojętność” jest dla mnie w całym tym ambarasie kluczowe.
Dla św. Ignacego z Loyoli tak samo atrakcyjne było mieć tonę złota jak jej nie mieć. I mam wrażenie, że w mojej mikroskali Bóg pozwolił mi przez te pół roku dojść do takiej właśnie obojętności wobec alkoholu. Myślę, że można to nazwać uzdrowieniem. Z czego? Z alkoholizmu? Pewnie nie. Raczej z czegoś, co Kościół nazywa nieuporządkowanym przywiązaniem.
Czytaj także:
Alkoholiczki. Co to znaczy pić po kobiecemu
Na bazie tej obojętności będę mógł wypić do rodzinnego obiadu lampkę wina czy piwo ze znajomymi i dopiero wtedy ono będzie prawdziwą radością – darem od Boga. Darem, którego nie będę wykorzystywał, by się znieczulić.
To wyrzeczenie i dojście (mam nadzieję) do wspomnianej obojętności może się jawić jako sielanka. Oczywiście, były momenty kryzysu – pewne próby ogniowe na samym początku, gdy oglądałem z rodziną emocjonujący mecz i każdy dzierżył w dłoni butelkę, a ja popijałem colę. Kilka takich sytuacji, z których wyszedłem obronną ręką, mówiąc, że po prostu robię sobie detoks, scementowało mnie i sprawiło, że obecnie trudno mi znaleźć moment, w którym czułbym pokusę wypicia alkoholu. To piękne uczucie.
Niepodległość – państwowa i wewnętrzna
Tegoroczny Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu ma dość znamienny kontekst stulecia polskiej niepodległości. Świętujemy w tym roku fakt, że sto lat temu Polska przestała od kogokolwiek zależeć i zaczęła sama o sobie decydować. To świetna okazja, by zastanowić się nad moją wewnętrzną suwerennością.
Alkohol jest czynnikiem, który przez lata tę wewnętrzną suwerenność wielu Polakom zabierał i tak jest niestety do dziś. A przecież jako człowiek nie powinienem być od kogokolwiek czy czegokolwiek uzależniony i nic nie powinno decydować za mnie o moim życiu. Alkohol takie prawo sobie rości, dlatego warto rewidować swój stosunek do picia i nie bagatelizować nawet najmniejszych niepokojących sygnałów zwłaszcza w obliczu rozpoczynającego się za kilka dni Wielkiego Postu.
Czytaj także:
Matt Talbot. Walczysz z jakimś nałogiem? Poznaj zwycięską historię „patrona alkoholików”