Powstaje alternatywa dla sklepów odzieżowych, gdzie można za pieniądze wypożyczyć modną sukienkę czy bluzkę.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Walka z konsumpcyjną modą, czyli tzw. fast fashion przybiera ostatnio bardzo konkretny wymiar. Zjawisko spopularyzowały kręgi lewicowych aktywistów i ekologów.
Jasna strona mody?
Na „jasną stronę mody” przechodzą nawet osoby dotychczas uwikłane w odzieżowy mainstream. W lipcu 2017 roku znana blogerka i współzałożycielka popularnej na całym świecie młodzieżowej marki Local Heroes Areta Szpura, niespodziewanie porzuciła swój doskonale prosperujący biznes na rzecz walki o modę zrównoważoną. Z trendsetterki dyktującej nastolatkom jakie naszywki, skarpetki i napisy na T-shirtach są modne, stała się rzeczniczką ubraniowego recyclingu i dbania o planetę.
Teraz odrzuca tanie i słabe jakościowo ubrania, namawia zaś do kupowania mądrze, ze sprawdzonych źródeł fair trade. I ostro potępia pryncypia fast fashion. Dzięki postaciom takim jak Areta tzw. sharing economy wkracza do świata do mody. O wypożyczalniach strojów, zwanych także „Bibliotekami mody”, które mają być remedium na gorączkę ubraniowej konsumpcji, napisał niedawno magazyn Wysokie Obcasy (artykuł „Jedna szafa dla wszystkich”). Co mamy myśleć o nowym trendzie na „wspólną garderobę”?
Czytaj także:
Mówią „nie” sieciówkom i na Sylwestra włożą tę samą sukienkę, co 20 lat temu
Nie musisz mieć, możesz wypożyczyć
Wypożyczanie ubrań nie jest zjawiskiem nowym. Garnitury, suknie balowe i luksusowe torebki można wypożyczać w licznych wypożyczalniach (głównie internetowych), które dobrze prosperują na polskim rynku od lat.
Głównym celem działania firm oferujących tę usługę, było danie niezamożnym kobietom możliwości „pokazania się” z wartą kilka tysięcy torebką po to, by… zrobić wrażenie. Może to szokować, ale przecież pożyczanie drogich kreacji to codzienność w mediach i showbiznesie. Pożyczają nawet podziwiane za styl gwiazdy i stylistki. To, co oglądamy na czerwonym dywanie, to bardzo rzadko rzeczywista własność modelki.
Wypożyczalnie żerują więc na próżnej potrzebie zwykłych kobiet upodobnienia się do celebrytów z gazet na zasadzie „zastaw się, a postaw się”. Serwis myluxurybag.pl zachęca: „Czy zastanawiałaś się kiedyś, czy jest możliwe, żeby na każdej imprezie czy spotkaniu mieć inną torebkę i nie wydać przy tym fortuny? Dzięki Nam takie marzenie się spełni”. Za wypożyczaniem stał też, prozaicznie, brak funduszy na godny strój przy ważnej okazji (stąd popularne wypożyczalnie smokingów, sukni ślubnych i balowych kreacji).
Biblioteka ubrań, czyli nie dla konsumpcjonizmu
Dzisiejsze tzw. biblioteki ubrań mają już nieco inne podstawy. Chodzi w nich o bunt przeciwko komercyjnej modzie, negację konsumpcji i ekologię.
Marta Niemczyńska, jedna z założycielek wrocławskiej inicjatywy, którą na Facebooku polubiło 500 osób, w wywiadzie dla portalu Fashion Branding tłumaczyła potrzebę powołania ubraniowej biblioteki: „Przez wiele lat w Polsce, a później Niemczech, pracowałam jako manager sklepu. Powiem szczerze, że byłam już bardzo zmęczona tą pracą i oglądaniem ludzi podczas «szału zakupów».
Widziałam ten cały konsumpcyjny mechanizm z dwóch stron. Po pierwsze – polityki zarządzania firm, gdzie liczy się tylko wynik i sprzedaż, a to w myśl idei „Wszystkie chwyty są dozwolone”. Po drugie – klientów. Ludzi, którzy bezwiednie wpadali w złudny świat kupowania i posiadania. Zauważyłam, że większość zakupów była dokonywana bezmyślnie, bo w takich sklepach wszystko wygląda pięknie i cała atmosfera skierowana jest na wytwarzanie potrzeby zakupu”.
Kupuj mniej, wybieraj dobrze, spraw, by pozostało na dłużej
Czy faktycznie biblioteki ubrań są rozwiązaniem problemu fast fashion? Słynna brytyjska kreatorka mody Vivienne Westwood (która swego czasu wprowadziła undergroundowy styl punk na światowe wybiegi) mawiała: „Buy less, choose well, make it last”, czyli „kupuj mniej, wybieraj dobrze, spraw, by pozostało na dłużej”.
Jej słowa to kwintesencja mody odpowiedzialnej i zrównoważonej. Zamiast podążać za trendami, warto kupować według planu, porządnej jakości rzeczy, które posłużą nam przez lata. Pod tym względem zakupy na bazarach i sieciówkach zdecydowanie są złym pomysłem.
Kwintesencja negacji fast fashion sprowadza się jednak do tego, by odrzucić modę w ogóle. Powinniśmy szukać stylu, ponadczasowej elegancji i względów praktycznych, nie trendów. Wypożyczalnie ubrań paradoksalnie zaspokajają tę samą potrzebę ciągłej zmiany, pokazywania się we wciąż nowych stylizacjach, co typowe sieciówki. Z tą różnicą, że płacimy mniej. Ale czy na pewno?
Nikt nie obliczył, czy bardziej ekonomiczne niż kupowanie jest wypożyczanie. Czy jeden porządny wełniany płaszcz, który będziemy nosić 5-10 lat będzie wydatkiem większym niż kilkakrotne wypożyczenie tego samego płaszcza? (wrocławska Bibilioteka Ubrań, która ruszy pod koniec lutego oferuje wypożyczenia na weekend lub na miesiąc).
By doszło do prawdziwej obyczajowej zmiany, potrzeba głębokiego przewartościowania podstaw mody. Nie wystarczy kupowania zastąpić wypożyczaniem. Potrzebna jest rezygnacja z potrzeby bycia „na czasie” i lansowania sezonowości, na której cała idea współczesnej komercyjnej mody się opiera. Tymczasem wielkie koncerny podchwyciły już trend anty-fast fashion, czego dowodem może być ostatnia kolekcja duetu kreatorów Victor & Rolf dla giganta internetowego handlu odzieżą Zalando. Projektanci zaprezentowali nową kolekcję, wykonaną w 100% z resztek ubrań, które pozostały niesprzedane w magazynach Zalando po poprzednich sezonach.
Kreacje z dresu i ścinków mają już swoją potężną rzeszę fanów. Ceny ubrań oscylują w granicach 550 zł. Stylistka Karolina, która przez wiele lat dbała o wizerunek gwiazd polskiej estrady komentuje: „Stylem rządzi teraz pieniądz. Szybkie cykle sprzedażowe pociągają za sobą brak etyki produkcji, cierpi na tym też ekologia. Wypożyczalnie ubrań to fajny pomysł, bardzo w klimacie slow fashion. Ale czy są one remedium na chciwość, próżność czy konsumpcyjne oblicze mody? Śmiem wątpić”.