Koniec ze ślęczeniem godzinami nad ułamkami i dźwiganiem zbyt ciężkich tornistrów? Warmińsko-mazurskie kuratorium oświaty apeluje do nauczycieli, żeby zadawali dzieciom mniej prac domowych. Czy inne województwa pójdą jego śladem?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Prace domowe – jaki to ma sens?
Tuż przed feriami moja córka zachorowała, a ponieważ w szkole planowane były generalne porządki, musiałam zabrać jej rzeczy z szafki. Dobrze, że wzięłam wielką torbę na zakupy. Kiedy wygarnęłam te wszystkie książki, zeszyty, ćwiczeniówki i worek ze strojem na wf, zrobiła się z tego sterta, z której można by usypać kurhan dla wodza Hunów.
Córka wraca sama ze szkoły, więc razem z mężem bardzo ją uwrażliwiamy na to, żeby nosiła w plecaku tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Na szczęście udaje jej się (również po naszych licznych monitach) odrabiać prace domowe w szkole, podczas lekcji przeznaczonej na pracę własną, więc do domu zabiera książki sporadycznie i w niewielkich ilościach. Ale szafki innych dzieci były zapchane znacznie skromniej, a niektóre prawie puste. Przeraziłam się, kiedy sobie uświadomiłam, jakie kurhany dźwigają codziennie te dzieciaki na plecach.
Warmińsko-mazurskie kuratorium oświaty dostrzegło ten problem i chce z nim walczyć. Zastępca kuratora Wojciech Cybulski napisał list do nauczycieli i dyrektorów.
Czytaj także:
Koniec prac domowych? Wątpię
Plusy i minusy prac domowych
Wicekurator przyznaje, że prace domowe mają zalety. Mogą poprawiać efekty edukacji. Pomagają dzieciom kształtować samodyscyplinę i niezależność w rozwiązywaniu problemów. Wzmacniają nawyk uczenia się i wpajają przekonanie, że wysiłek włożony w naukę przynosi korzyści.
Wydaje się jednak, że czas i wysiłek wkładany przez dzieci w odrabianie prac domowych jest nieproporcjonalny do efektów. Potwierdzają to m.in. raporty Instytutu Badań Edukacyjnych i Najwyższej Izby Kontroli. Godziny spędzone na ślęczeniu nad zeszytami nie przekładają się na stopień opanowania materiału. A z pewnością skutkują – jak ujmuje to wicekurator – fizycznym i psychicznym przeciążeniem dzieci i młodzieży. To narusza np. przepis z artykułu 31 Konwencji o prawach dziecka, przyjętej przez ONZ. Do tego, co napisał urzędnik, można by dodać, że jeśli kilkuletnie dziecko spędza nad zeszytami dwie albo trzy godziny dziennie, to taka sytuacja poważnie narusza również zdrowy rozsądek.
Czytaj także:
Wszystko, co potrzebujesz wiedzieć o edukacji alternatywnej, a nawet nie wiesz, jak o to zapytać
Z butami do domu
Kiedy dzieci odrabiają prace domowe, nie mają czasu na odpoczynek, rozwijanie zainteresowań i życie rodzinne. To nieuzasadniona ingerencja w prawa rodziny – na co niedawno zwracał uwagę polski rzecznik praw dziecka. Wojciech Cybulski apeluje do nauczycieli, żeby przy podejmowaniu decyzji o liczbie i jakości zadawanych prac brali pod uwagę również pozaszkolne zajęcia uczniów oraz dostosowywali zadania do potrzeb konkretnych uczniów.
Zwraca też uwagę, że praca domowa ma sens wtedy, kiedy dziecko ćwiczy umiejętności zdobyte w szkole. Tę uwagę można chyba zrozumieć jako apel do nauczycieli, żeby nie przerzucali swoich obowiązków na rodziców i nie zadawali dzieciom tego, czego nie zdążyli omówić na lekcjach.
Ciężary ponad siły
Zbyt wiele prac domowych to również zbyt ciężkie tornistry. Zastępca warmińsko-mazurskiego kuratora prosi nauczycieli i dyrektorów o takie zorganizowanie pracy szkół, żeby dzieci nie musiały zabierać do domów wszystkich podręczników i przyborów.
Wiecie, ile powinien ważyć tornister? 10%, maksymalnie 15% tego, ile waży jego właściciel. Zdaje się, że plaga dziecięcej skoliozy, z jaką dzisiaj mamy do czynienia w Polsce, to w dużej mierze skutek przeładowania szkolnych plecaków.
Czytaj także:
Edukacja narodowa? A może domowa?
Kto następny?
Apel kuratorium nie zawiera zakazów ani nakazów, tylko apele, prośby i zachęty. Już widzę, jakie poruszenie wywołał w pokojach nauczycielskich od Elbląga po Ełk. Skąd wziąć pieniądze na szafki na książki? Jak zróżnicować pracę domową w jednej klasie? I wreszcie – jak zrealizować cały materiał na lekcjach i nie zadawać niczego do domu, kiedy trzeba jeszcze sprawdzić listę obecności i uciszyć rozbrykanych? Niektóre problemy da się łatwo rozwiązać, np. jeśli nie będzie prac domowych, nauczyciele nie będą tracili czasu na ich sprawdzanie. Inne kwestie będą pewno wymagały więcej namysłu i zmian metod pracy, czasem gruntownych.
Ale dobrze, że ktoś wreszcie postanowił zrobić coś z tym problemem. Czekamy na następne województwa. Ja – na mazowieckie.