Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Poszukując informacji o depresji, bez trudu natrafiamy na liczne opracowania naukowe i publicystyczne. Równie łatwo dostrzec informacje zwracające uwagę, że zaburzenie to dotyka w istocie każdą grupę społeczną. Nie dotyczy też ono wyłącznie osób, którym np. życie nie układa się w sposób wymarzony.
Do doświadczania stanów depresyjnych przyznawał się zmarły kilka lat temu Robin Williams. Z jej powodu leczyli się również m.in. Angelina Jolie, Gwyneth Paltrow czy Eva Longoria. Można powiedzieć, że u tych osób pojawił się stan, który nad nimi zapanował.
Czym jest depresja?
Czym jest zatem depresja? W podręcznikach z zakresu psychiatrii i psychologii klinicznej czytamy, że mowa tu o stanie emocjonalnym, w którym dana osoba doświadcza silnego uczucia niedowartościowania i bezradności; traci powoli siły umożliwiające jej podjęcie aktywności fizycznej lub psychicznej.
Pisarka Kaja Platowska tak opisuje w jednym z tekstów to schorzenie:
Schwytana w sidła własnych niepokojących myśli, upadająca, zupełnie sama, bezbronna, raniona, nieufna, chora, cierpiąca, pragnąca śmierci, uwięziona w błędnym kole depresji, torturowana przez własny umysł.
Refleksja ta w pełni pasuje do uwag klinicystów. Prof. Adam Bilikiewicz, prezentując w jednym ze słowników psychiatrycznych przywołane schorzenie, podkreśla, że pojawia się w nim nie tylko smutek, ale również spowolnienie toku myślenia. Obniżonemu nastrojowi towarzyszy zaburzenie uwagi oraz problemy z pamięcią, pojawiają się trudności ze snem, łaknieniem oraz zaburzenia życia popędowego.
Depresja może prowadzić do śmierci
Depresja jest szczególnie niebezpiecznym schorzeniem. Postaci takie jak wspomniany Robin Williams czy Ernest Hemingway doskonale to uświadamiają – to właśnie objawy towarzyszące tej chorobie doprowadziły ich do podjęcia próby samobójczej.
Sylvia Plath, amerykańska poetka, pisarka i eseistka, również odebrała sobie życie. O depresji pisała w ten sposób: „Albo szybko wyzdrowieję, albo będę się staczała coraz niżej i niżej, jak gasnąca gwiazda”. W innym miejscu opisała swoistą „drogę pogrążania się”:
Poczołgałam się z powrotem do łóżka i naciągnęłam prześcieradło na głowę. Ponieważ jednak przepuszczało światło, wtuliłam twarz w poduszkę, żeby stworzyć złudzenie, że jest noc. Zastanawiałam się nad tym, czy nie należałoby może wstać, ale nie mogłam znaleźć żadnego powodu. Nic na mnie nie czekało.
Jej refleksje doskonale pokazują, jak niebezpieczna dla życia jest depresja. Powszechnie wydaje się, że stan ten łatwo dostrzec, gdyż druga osoba jest smutna. Podręczniki psychopatologii oraz klasyfikacje chorób przypominają, że w stanie depresyjnym człowiek może nie tylko cały czas spać. Może również doświadczać bezsenności. Z jednej strony może odmawiać jedzenia, a z drugiej cały czas krążyć wokół lodówki. Aktywność może być spowolniona. Ale u części pacjentów widać jednak nadmiar chęci do działania.
Scott K. Veggeber przypomina w książce Leczenie umysłu, że w wypadku osób chorych na depresję mówimy o zaburzeniu śmiertelnym. Ok 15% pacjentów popełnia samobójstwo. Tę kliniczną obserwację oddają słowa Sylvii Plath:
Dlaczego nie mogę spać, dlaczego nie mogę jeść, dlaczego nie mogę czytać i dlaczego wszystko, co inni ludzie robią, wydaje mi się idiotyczne, bo cały czas myślę o tym, że na końcu czeka mnie nieuchronnie śmierć.
W Polsce problem samobójstw sześciokrotnie częściej dotyczy mężczyzn niż kobiet, choć na zaburzenia depresyjne dwa razy częściej zapadają kobiety.
Ile osób choruje na depresję?
Elizabeth Wurtzel, pisząc o niebezpieczeństwach związanych z depresją, dostrzegła ciekawe zjawisko. Zdaniem tej amerykańskiej dziennikarki, pisarki oraz prawniczki, „pragnienie zanegowania depresji własnej i cudzej jest w naszym społeczeństwie tak silne, że wielu ludzi uzna, że masz problem, dopiero w chwili, gdy fruniesz z okna dziesiątego piętra”.
To mocne stwierdzenie warto odnieść do aktualnych wyników badań. Okazuje się, że na depresję cierpi na całym świecie ok. 350 mln osób. By oddać skalę tego zjawiska, warto uświadomić sobie, że liczba ta jest większa od liczby ludności zamieszkującej USA. W Europie choruje na nią ok 83 mln osób – najwięcej w Islandii, Norwegii oraz Szwajcarii. W Polsce liczba ta wynosi 1,5 mln, z czego 800 tys. leczy się farmakologicznie. Największą grupę stanowią osoby między 30 a 59 rokiem życia. Według części szacunków, problem depresji dotyczyć może ok 10% populacji na świecie.
Leczenie choroby duszy
Sarah Kane, angielska dramatopisarka, która także zmarła w wyniku próby samobójczej, stwierdziła niegdyś, że „nie ma na świecie takiego leku, który nadałby sens życiu”. J.K. Rowling w jednej z części Harry'ego Pottera, oczywiście trzymając się konwencji fantasy, opisuje podobny stan beznadziei:
Wystarczy zbliżyć się do dementora, a ginie nasze dobre samopoczucie, giną wszelkie szczęśliwe wspomnienia. Dementor to pasożyt, który gdyby tylko mógł, wyssałby z ciebie wszystko, co dobre, pozostawiając coś, co byłoby podobne do niego. Pozostawiłby w tobie jedynie najgorsze wspomnienia z całego życia.
Czy jednak faktycznie beznadzieja ta jest zawsze w stanie całkowicie pochłonąć jej ofiarę?
Ostatnie lata są okresem niezwykłego postępu w medycynie. Także w obszarze psychiatrii widać ogromne zmiany. Coraz częściej w psychofarmakoterapii mówimy o indywidualnym podejściu nie tylko diagnostycznym, ale i leczniczym. W terapii depresji nieustannie mówi się o dialogu, jaki nawiązują psychoterapia i pacjent oraz farmakoterapii, która coraz rzadziej wiąże się z pojawieniem się silnych skutków ubocznych.
Z całą pewnością depresja jest chorobą duszy. To „nowotwór” inny niż wszystkie. Normalnie bowiem człowiek dowiadując się, że ma raka, zaczyna walczyć, chce uchwycić się czegoś, co przywróci mu sens, da mu nadzieję. Rak duszy objawia się natomiast całkowitą utratą nadziei. Depresja jest jednak coraz częściej pokonywana. Jak podkreśla Tomasz Jastrun, „najgorszy jest pierwszy raz, bo nie wie się, co to jest. Po raz drugi, trzeci, jest już lepiej. Zaczyna się wiedzieć, że z tego się wyjdzie prędzej czy później. Wierzę, że za 20-30 lat powstanie lek, który zlikwiduje depresję całkowicie”. A może uda się trochę wcześniej?