Jako niecertyfikowany coach amator apeluję: w dobie fake newsów, w gąszczu krzykliwych nagłówków pełnych złych wieści, newsów jątrzących spory – nie daj się! Opowiadaj o tym, co dobre, co ciekawe, udane, świetne.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Co nas motywuje
Raz na jakiś czas przyglądam się z zaciekawieniem hasłom motywacyjnym, które swoją popularnością wyparły w dzisiejszych czasach mądrość płynącą z łacińskich sentencji. Kiedyś powtarzano: „Per aspera ad astra”, „Ora et labora”, „Repetitio est mater studiorum”. Dziś z łaciny większość pamięta już tylko „Carpe diem”, a zdecydowanie częściej natkniemy się na formułowane w języku angielskim „If you can dream it, you can do it”, i nawoływania do wyjścia z „comfort zone”.
Każdy może znaleźć coś dla siebie. Piszę to bez ironii. Złośliwy chochlik włącza mi się dopiero wtedy, gdy ktoś wkręca się w świat haseł motywacyjnych na tyle, że więcej pisze o zdrowym stylu życia, niż biega, więcej sobie wizualizuje, niż robi i stara się przekonać każdego rozmówcę, że powinien sięgnąć po marzenia, ale żeby to zrobić, musi zmienić swój mindset i nastawienie.
Wiadomo – co za dużo, to niezdrowo, a psychomanipulacji mówimy stanowcze „nie”. Zasadniczo jednak nie ma nic złego w tym, że po sieci krążą zdania autorstwa samozwańczych mędrców. Jeśli komuś dana maksyma doda skrzydeł, popchnie do zrobienia czegoś pozytywnego – super.
Te hasła są też popularne chyba właśnie dlatego, że mamy jako ludzie wrażliwą konstrukcję i potrzebujemy słów wsparcia, komplementów, docenienia, wiary w siebie. Motywacja i coaching to dziś bardzo modne dziedziny, bo łatwiej jest pracować, radzić sobie z codziennością, robić cokolwiek, gdy wiemy, że ma to sens, gdy ktoś nam kibicuje, gdy słyszymy różnorako formułowane „dasz radę”, „dobrze ci to wychodzi”, „jesteś dobry”.
Czytaj także:
8 dyskretnych aktów dobra, na które stać każdego
W tym wszystkim kluczową rolę odgrywają słowa. Bez nich nie istnieje nie tylko mówca motywacyjny. Kim byłyby Anna Lewandowska i Ewa Chodakowska bez słów? Tylko zdjęciami uśmiechniętych, wysportowanych kobiet. Wideo z treningu byłoby tylko zapisem ich osobistego wysiłku i aktywności. A lwia część ich pracy polega przecież na słowach zachęty dołączanych do zdjęć i filmików. Na opowiadaniu o tym, że są przekonane, że także Ty, ich obserwator, już dzisiaj możesz być lepszą wersją siebie. One mówią, że w Ciebie wierzą, że trzymają kciuki. I piszą o swoich dobrych doświadczeniach. Znowu – ich sukces jest dowodem na to, że ludzie potrzebują tych dobrych słów.
Skoro tak, to co robić? Szperać w internecie w poszukiwaniu inspirujących powiedzonek? Szukać na YouTube najbardziej płomiennych wystąpień dobrych mówców, żeby się trochę pozytywnie podładować? A może da się oderwać od wirtualnej przestrzeni i poszukać tych dobrych słów gdzieś „w realu”, w swoim otoczeniu? Znam na to jeden prosty sposób – samemu je produkować… Warto, bo dobro wraca. Będziesz mówić dobre rzeczy – więcej będziesz takich słyszeć. Jakieś pomysły? Na dzisiaj mam dwa.
Control what you focus on
Koncentruj się na tym, co lubisz w ludziach, wśród których żyjesz, co Ci się podoba, co jest ładnego w ich wyglądzie, co robią dobrze, czego im w takim pozytywnym, niezawistnym sensie zazdrościsz. I mów im o tym. Mów za każdym razem. Mów dużo miłych słów, produkuj komplementy (ale tylko szczere!), powiedz, że doceniasz, podziwiasz, powiedz, co dobrego zauważyłeś.
Pytaj: „Co u ciebie DOBREGO?”. A gdy ktoś zapyta „co słychać?”, spróbuj wyrobić w sobie nawyk odpowiadania np. w ten sposób: „Cieszę się, że udało mi się dzisiaj…”, „Ale jestem zadowolony, że…”. Ćwicz dzielenie się radością i opowiadanie o tym, co jest ok. Każdy jest wielokrotnym mistrzem olimpijskim w narzekaniu – tego nie trzeba trenować i trudno w tej dziedzinie zaliczyć spadek formy. Potrenuj coś nowego.
Dziękuj
Jesteś wierzący – Bogu. Niewierzący – światu, życiu, innym ludziom, sobie. Najlepiej pisać, bo to konkretne, fizyczne, widzialne dobre słowo, do którego można zawsze wrócić i się podbudować.
Pisz „Dziękuję Ci Boże za …”, albo „Czuję wdzięczność za…”. W kalendarzu, na fiszkach, które przypniesz do tablicy korkowej, w aplikacji „notatnik”, w jakimś zeszycie. Pisz o dowolnej porze, wtedy, gdy masz chwilę.
Co by Ci zostało, gdybyś dzisiaj obudził się i miał tylko to, za co podziękowałeś wczoraj? To pytanie uświadamia mi, jak wiele rzeczy ważnych, potrzebnych, dobrych dzieje się w moim życiu. Jak wiele jest osób, z których się cieszę, że są. Jak dużo mam. Każdy ma też realne problemy i jakieś braki. Ale gdyby ćwiczyć – na przykład poprzez takie podziękowania – kierowanie uwagi na to, co dobre, można się nauczyć więcej rzeczy doceniać.
Podsumowując, jako niecertyfikowany coach amator apeluję: w dobie fake newsów, w gąszczu krzykliwych nagłówków pełnych złych wieści, newsów jątrzących spory, zasiewających obawy, i w czasie gdy Twitter nieustannie wrze z powodu skandali i oburzających komentarzy – nie daj się! Opowiadaj o tym, co dobre, co ciekawe, udane, świetne. Mów komplementy. Pomyślą, że się przymilasz? Trudno, i tak bądź miły. Jeśli milczenie jest złotem, to niech Twoja mowa będzie białym złotem. You can do it! Go for it! 😉
Czytaj także:
Jak ćwiczyć wdzięczność, gdy czujemy się nieszczęśliwi
Czytaj także:
Uwaga! To zabija relacje. Nie próbujcie tego w domu!