To historia raczej zwyczajna. Zaobserwowana. Ale w tej swojej zwyczajności jakby niezwyczajna. Posłuchajcie…
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Warszawa. Zwykły powszedni dzień. Duże skrzyżowanie jednych z dwóch głównych ulic miasta. Jak to w dużej aglomeracji bywa, każdy gdzieś pędzi. Kwiaciarka ze swego stoiska na rogu obsługuje klienta. Właśnie kupił u niej trzy czerwone róże. Na pobliskim przystanku autobusowym kilkadziesiąt osób wyczekuje z utęsknieniem autobusu. Jest dość chłodno.
Kilkunastominutowe stanie w miejscu na mrozie może być rzeczywiście przykre. Światła zmieniają się cyklicznie, przepuszczając co minutę kolejny gigantyczny sznur warczących pojazdów. Są samochody, są motocykle, busy, ciężarówki. Każdy w określonym celu. Jadą. Pędzą. Raz na jakiś czas co bardziej niecierpliwy użyje klaksonu, aby pobudzić do jazdy kierowcę stojącego przed nim, który nie zauważył zmieniającego się na zielone światła. Pewnie zapatrzył się w telefon. Albo odpisywał na kolejką wiadomość z kategorii tych, które „nie mogą czekać”. Słowem: dzień, jak co dzień.
Para staruszków w tłumie
Na chodniku stoi para starszych ludzi. On w skromnym, acz eleganckim ocieplanym płaszczu. Z grubym szalikiem owiniętym wokół szyi, zasłaniającym także brodę i usta. Obok niego, idąca pod rękę kobieta. W spódnicy do kolan. W granatowej kurtce. Wełniana czapka. Spod której widać bardzo pogodne oczy. Porusza się wolno. Ale dostojnie.
Stoją w oczekiwaniu na światło dla pieszych. Wokół nich zdążyło się już zgromadzić kilka innych osób. Pierwsze samochody już się zatrzymują. Zaraz powinno zapalić się zielone. Jest. Ludzie ruszyli. Niektórzy biegną, widząc nadjeżdżający autobus. Inni długimi susami pokonują przejście w kilkanaście sekund. Ktoś rozmawia przez telefon. Młoda dziewczyna idzie, nie patrząc nawet przed siebie. Jest pochylona nad swoim smartfonem. Wspomniana para starszych ludzi idzie ostatnia.
Najlepsze z rozwiązań
Pan jakby chciał iść szybciej. Jakby przewidywał, że tym tempem mogą utknąć na wysepce rozdzielającej oba pasy ruchu. Najwyraźniej wolałby mieć to skrzyżowanie już za sobą. Kobieta idzie jakby pół kroku za nim. Nadal oparta. Można odnieść wrażenie, że celowo go spóźniająca. Wręcz wtulająca się w ramię swego mężczyzny. Jakby chciała mu coś zakomunikować. Zatrzymać. Spowolnić.
– Chodź. Bo nie zdążymy… – mówi zza opatulającego brodę wełnianego szalika mężczyzna.
– … – kobieta w pierwszej chwili próbuje przyspieszyć, aby zdążyć na mrugającym już zielonym. Po chwili jednak można odnieść wrażenie, że wraca do poprzedniego tempa.
– No, chodź. Znów będziemy stali i czekali – ponownie odzywa się starszy mężczyzna.
– Kochany, a powiedz mi, gdzie mam się spieszyć, kiedy jestem z tobą?
Mężczyzna zwalnia tempo i spogląda na małżonkę. Po zmarszczkach na oczach widać, że delikatnie się uśmiechnął. Już nic nie musi mówić. Oboje przystają na ulokowanej między pasami ruchu wysepce dla pieszych. Już czerwone. Poczekają. Ale razem.
Takich scenek jest więcej. Dzieją się wokół nas. Wystarczy poobserwować. Wystarczy posłuchać. Wystarczy popatrzeć. Jedne z piękniejszych rekolekcji wielkopostnych. I zarazem kurs przedmałżeński w pigułce. Ludzie, którzy przeżyli ze sobą z całą pewnością niejedno. Niejedną kłótnię. Niejeden kryzys. Niejedno „przepraszam”. A dziś? Dziś już im się nie spieszy. Nadal bycie razem jest dla nich najlepszym rozwiązaniem. Także na czekanie na zielone.
Czytaj także:
Ojciec 9 dzieci. Facet, który się nie wstydzi
Czytaj także:
Jak wypełnić małżeństwo miłością po brzegi? 7 sprawdzonych sposobów
Czytaj także:
Mąż widzi we mnie piękną dziewczynę, a ja się z nim zgadzam