Czy dziecko, którego matka ma bałagan w mieszkaniu, w sercu i w duszy ma prawo żyć? Ks. Tomasz Kancelarczyk z Fundacji Małych Stópek ze Szczecina uważa, że tak. I prosi o pomoc w uratowaniu dziecka, któremu grozi aborcja.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W innych sytuacjach odzew na prośbę o ratowanie dziecka zwykle jest szybki. Tym razem – prawie żaden – przyznaje ks. Tomasz Kancelarczyk. Inne historie znane fundacji najczęściej wyglądają tak, że młoda kobieta zachodzi w „problematyczną” ciążę (ojciec dziecka nie chce o nim słyszeć, a dziewczyna nie ma wsparcia od rodziny) i wszyscy wokół doradzają jej aborcję, ale ona sama waha się, płacze, nie wie, co zrobić.
Wystarczy wtedy wyciągnąć do niej rękę – porozmawiać z nią, wesprzeć ją finansowo, znaleźć mieszkanie, zorganizować wyprawkę dla dziecka. To olbrzymi wysiłek, ale daje się to zrobić.
Czytaj także:
Nie żałuję, że nie dokonałam aborcji. Nie żałuję, że się urodziłeś
Bajzel
Najnowsza sytuacja jest dużo trudniejsza. Kiedy ks. Kancelarczyk spotkał się z kobietą, której dziecko Małe Stópki próbują teraz uratować, pierwszym słowem, które mu mu się nasunęło, było niezbyt parlamentarne określenie „bajzel”.
Nie tylko bałagan w domu – choć tego nie dało się nie zauważyć. Kobieta ma troje starszych dzieci, każde z innym mężczyzną. Kiedy się dowiedziała, że spodziewa się czwartego, zamówiła tabletki, za pomocą których zamierza się go pozbyć. Tylko jedna znajoma uznała, że istnieje lepsze wyjście z sytuacji i skontaktowała ją z Fundacją Małych Stópek.
Kobieta zgodziła się na rozmowę z księdzem Tomaszem. W dyskusji padło na przykład: „A co to pana, k…a, obchodzi?”. Cień porozumienia pojawił się dopiero wtedy, kiedy ksiądz zaproponował, że odkupi od niej tabletki poronne. Za trzykrotną cenę. Ze swojej kieszeni.
Na granicy
„Nie wszystkie sytuacje są słodkie i gładkie. Czasem, żeby ratować życie, trzeba zrobić coś, co jest na granicy” – mówi ksiądz. Kiedy opisał tę historię na Facebooku, komentatorzy pisali, że to patologiczna rodzina, że kobieta go wykorzystuje.
Patologia? Tak, i to najgorsza, bo moralna. Jeśli chodzi o wykorzystywanie, to zajmujemy się takimi rzeczami od wielu lat i mamy swoje sposoby, żeby sprawdzić, czy ktoś nie próbuje zwyczajnie wyłudzić pieniędzy – komentuje ks. Kancelarzyk.
„To my jesteśmy tutaj petentem. Przychodzimy do matki i prosimy ją, żeby przyjęła pomoc i nie zabijała dziecka”. Ta pomoc to wsparcie finansowe i wszystko, co będzie potrzebne dziecku co najmniej przez rok po porodzie – od pieluch po wózek.
Czytaj także:
Winnica Racheli. Pomoc dla osób, które mają doświadczenie aborcji
Po co takie życie?
Gdzieś w tle pobrzmiewa pytanie, czy temu małemu człowiekowi potrzebne jest takie życie. Ksiądz zauważa, że uzależnianie pomocy od sytuacji matki niczym się nie różni od popierania aborcji „ze względów społecznych”.
Czy my sami dostaliśmy pozwolenie na życie? Czy w naszych rodzinach nie było problemów? Jakim prawem mielibyśmy udzielać lub nie udzielać takiego pozwolenia innym ludziom? – mówi.
Dziecko przecież już jest na świecie – choć jeszcze się nie urodziło. To, czy nie zostanie zabite, rozstrzygnie się w najbliższych dniach, może tygodniach.
Nie jestem w stanie zmienić całego życia tej pani. Nie znajdę jej odpowiedzialnego faceta, nie kupię mieszkania. Ale mogę z nią porozmawiać i zaproponować pomoc – tłumaczy.
Na inne rzeczy przyjdzie czas później.
Jak pomóc Bractwu Małych Stópek w uratowaniu bohatera/bohaterki tego tekstu? Bractwo prosi o modlitwę (np. w ramach Duchowej Adopcji dziecka Poczętego) i wsparcie finansowe http://dlazycia.info/kontakt/ albo: http://dlazycia.info/w-jaki-sposob-moge-pomoc/ W tytule przelewu należy wpisać: „DAROWIZNA CIĄŻA”. Ks. Tomasz Kancelarczyk prosi ofiarodawców o SMS z informacją, ile zostało wpłacone na jego numer telefonu: 608752142. Ale nie jest to obowiązkowe.
Czytaj także:
Odpowiadał za wiele tysięcy aborcji. Dlaczego stanął po stronie życia?