Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Marta Klimek: Czystość przedmałżeńska to dziś chyba bardzo niszowy temat?
Dr Leszek Putyński*: Nie niszowy. W dzisiejszych czasach coraz częściej mówi się o czystości, ponieważ na rewolucji seksualnej "przejechało się" bardzo wiele społeczeństw. Seks stał się specyficznym towarem, często wyabstrahowanym od innych wartości, z miłością na czele.
Dla mnie natomiast życie seksualne zawsze powinno mieć cztery wymiary, układające się poniekąd w znak krzyża: biologia – jako podstawa, później są dwa ramiona – wymiar społeczny i psychiczny – oraz zwieńczenie w postaci wymiaru duchowego. Przez duchowość rozumiem jednak nie tyle poddanie się rytowi religijnemu, co sposób przeżywania własnej egzystencji, system wartości i norm. Jeśli któryś z elementów zostanie usunięty – krzyż się zawali. Jeśli któryś z nich się rozrośnie lub skurczy – krzyż przestanie się stabilnie trzymać podłoża. Chodzi więc o to, żeby zachować równowagę pomiędzy wszystkimi czterema wymiarami.
Dzisiaj natomiast seks stał się zupełnie niezależnym bytem, towarem, który sprzedaje się w różnego rodzaju opakowaniach. Stajemy się coraz bardziej nastawieni na przyjemność, a seks przedmałżeński jest powszechnie akceptowany.
Jest już właściwie normą.
Tak, staje się normą. Jakiś czas temu dr Marek Babik badał historyczne materiały dotyczące wieku inicjacji seksualnej. Na przestrzeni 100 lat procent mężczyzn inicjujących przed 18 rokiem życia utrzymywał się na względnie stałym poziomie ok. 50-56 procent. Natomiast w przypadku dziewcząt, liczba ta wzrosła ponad 3-krotnie. To pokazuje, jakie zmiany zachodzą w społeczeństwie. Kiedyś dziewictwo było powodem do dumy, teraz staje się raczej powodem do wstydu – oczywiście, trochę żartując.
Dziewictwo – powód do wstydu?
Czy rzeczywiście żartując? O dziewictwie właściwie nie mówi się głośno, a dziewica – nawet na fotelu ginekologicznym – może się spotkać z otwartym i mało komfortowym zaskoczeniem ze strony lekarza.
Dokładnie. Proszę zauważyć, że już od paru lat Szwedzi nie używają wyrażenia „błona dziewicza”, bo ma ono konotacje wartościujące, a w dzisiejszych czasach nie można wartościować. To ty ustalasz wartości. W związku z tym sformułowanie „błona dziewicza”, zastąpione zostało określeniem „korona pochwy”. Słowo ma natomiast niezwykłą moc.
Szczególnie w sferze seksualnej można zaobserwować skutki tego rodzaju relatywizacji. Pokusy ma przecież każdy. Z tym, że pokusa nie jest grzechem, tylko do grzechu prowadzi. Kiedy zaczynamy o niej myśleć, również pod wpływem konkretnych wyrażeń językowych, rozrasta się i prowadzi do określonych zachowań.
A jeśli już pojawi się ta pokusa, wracając do czystości przedmałżeńskiej, jak z nią walczyć? Czy powinniśmy otwarcie mówić o napięciach, które się w nas rodzą?
Jak walczyć? Nie walczyć. Kiedy przychodzą do mnie pacjenci i słyszę: „Walczę! Walczę ze swoim lękiem, walczę o swoją godność!”, powtarzam im, żeby w końcu przestali walczyć. „Przytul swój lęk, nakarm swój lęk” – to się bardziej opłaca. Często walczymy z naszymi emocjami, zamiast przytulić je z czułością, tak jak przytula się dziecko.
Nawet po wielu latach małżeństwa mamy jednak trudności, żeby rozmawiać o naszych emocjach. Intymność zawsze niesie za sobą pewne niebezpieczeństwo, dlatego ludzie często się jej boją. Wolą komunikować się przez smartfony, SMS-y, bo intymność zawsze związana jest z możliwością oceny, z możliwością utraty jakiejś cennej wartości czy godności.
Jeżeli młodzi ludzie, którzy coś do siebie czują, są w stanie już wtedy szczerze, otwarcie o tym porozmawiać, może być to doskonały trening komunikacji na przyszłość. „No czuję takie napięcie, że mnie roznosi”. I teraz druga strona może potraktować to po prostu jako zachętę albo zaproponować coś innego – „Wiesz co, przejdźmy się”. To jest czysty behawior – tak, jak postępuje się z dzieckiem, które ma jakieś niezdrowe zachowania. Co wtedy robię? Wchodzę całym sobą, oferuję mu siebie, swój czas, coś, co jest atrakcyjne i w ten sposób odwracam jego myśli i uwagę.
Czystość przedmałżeńska a nauka
Często motywacją młodych ludzi jest przekonanie, że przecież przed ślubem trzeba się sprawdzić, że nie kupuje się kota w worku.
Wychodzę z założenia, że to wypróbowywanie się może skutkować m.in. tym, że mężczyzna po prostu przestanie cenić partnerkę. Patrząc na moje gabinetowe doświadczenie, zastanawiam się, dlaczego właściwie nie chcemy budować, poznawać się, docierać po sakramentalnym „tak”. Badania opublikowane w 2010 roku w renomowanym amerykańskim czasopiśmie wykazują, że pary, które inicjowały współżycie seksualne po ślubie, cieszą się lepszym życiem małżeńskim – we wszystkich jego wymiarach – niż ci, którzy zdecydowali się na to przed zawarciem małżeństwa.
W badaniach udział wzięło 2,5 tysiąca osób z rożnych kręgów kulturowych, etnicznych, z różnym poziomem wykształcenia i o różnych uwarunkowaniach religijnych. Jak się okazało, zależność ta dotyczyła wszystkich – niezależnie czy wierzących, czy też ateistów.
Czy nauka znajduje jeszcze jakieś argumenty na rzecz czystości przedmałżeńskiej?
Z punktu widzenia medycznego, psychologicznego i społeczno-duchowego, czystość przedmałżeńska ma swoje uzasadnienie i osadzenie w empirii. Pod względem biologicznym, ogranicza ryzyko zachorowania na choroby przenoszone drogą płciową – nie ma lepszej szczepionki przeciwko AIDS.
W odniesieniu do normy teleonomicznej – która mówi, że dobre jest to, co jest dobre dla gatunku – trwały związek z jednym partnerem stanowi najlepsze środowisko dla rozwoju potomstwa. Z punktu widzenia psychologicznego jest to natomiast rozwiązanie, które zapewnia najwyższy poziom bezpieczeństwa, chroni przed stresem związanym z łamaniem tradycyjnych norm, a także wspiera wzajemny szacunek partnerów i pozwala uniknąć decyzji o wejściu w małżeństwo oparte jedynie na więzi seksualnej.
Późniejsza inicjacja a zdrowie
Wiek zawierania małżeństwa coraz bardziej się przesuwa. W związku z tym, jeśli ktoś decyduje się na czystość – przesuwa się także wiek jego inicjacji. Czy z seksuologicznego punktu widzenia, może mieć to jakieś negatywne konsekwencje?
To jest istotny problem, bo od momentu uzyskania dojrzałości biologicznej do zawarcia związku małżeńskiego w Polsce mija średnio kilkanaście lat. Kwestia związanych z tym konsekwencji dotyczy tego, co zrobimy z pokusą, która może się w tym czasie pojawić. Sfera seksualna, z punktu widzenia biologicznego, to sfera popędowa. Od innych popędów różni się jednak pod dwoma względami.
Po pierwsze, niezaspokojenie jakiejkolwiek funkcji popędowej nieuchronnie prowadzi do śmierci – nie znam przypadku, żeby ktoś umarł z powodu niezaspokojonego popędu seksualnego. Po drugie, zaspokojenie każdej innej funkcji popędowej związane jest z energetycznym poborem – zaspokojenie popędu seksualnego związane jest natomiast z energetycznym wydatkiem. Te drobne różnice pozwalają spojrzeć na popęd seksualny w nieco innym świetle. Biologicznego aspektu popędu seksualnego nie można też rozważać w oderwaniu od psychiki. To jest namiętność, pokusa, ale decyzja o tym, co z nią zrobimy, podejmowana jest na poziomie psychicznym.
To jest prosta sekwencja – moje zachowanie jest pochodną moich myśli, których nikt mi nie nasyła. To ja decyduję o tym, jakiego rodzaju myśli wytwarzam. Jeżeli łapię się na myśli, która jest pewną pokusą, mogę ją zastopować i wdrukować sobie myśl pozytywną, racjonalną, która przyniesie mi zdrowie. Jestem władny, żeby przeżyć czas czystości bez konieczności zakupu tego „towaru”. Seks powinien być harmonijnie wpisany w całość naszego życia, ale w momencie, kiedy robi się z niego wartość nadrzędną, a swoją wartość i samoocenę określa się na podstawie atrakcyjności seksualnej, brak wczesnej inicjacji rzeczywiście może mieć swoje konsekwencje.
Seks z jedną osobą się nudzi?
Jeszcze jednym argumentem, który pojawia się w kontrze do zachowywania czystości przedmałżeńskiej jest przekonanie, że seks z jednym partnerem przez całe życia może się znudzić i być powodem do niewierności.
Myślę, że zdrada zawsze jest wynikiem egoizmu i chęci podbudowania własnego ego. Pierwszym składnikiem miłości jest namiętność, która ma to do siebie, że podnosi się i opada, ale zawsze – nawet po wielu latach małżeństwa – można ją na nowo rozniecić. To jest kwestia akceptacji, pogodzenia się np. ze zmianami, jakie zachodzą z wiekiem w naszych ciałach i odpowiedniego wartościowania – mimo że fizycznie inne, młodsze kobiety mogą być bardziej atrakcyjne od mojej żony, to właśnie jej ciało ma dla mnie największą wartość.
Kiedyś przeprowadziłem badanie dotyczące czynników decydujących o trwałości związków małżeńskich. W psychologii mamy różne teorie na ten temat – teorie uzupełniania, podobieństwa zwykle się nie sprawdzają.
Ościeniem małżeństwa jest więź małżeńska, czyli współdziałanie, współrozumienie i współodczuwanie. Jak pokazały wyniki badania, tym, co się sprawdza są stare, utarte normy, a także brak nadmiernych oczekiwań w stosunku do instytucji małżeństwa – szczególnie w przypadku kobiet – oraz poczucie humoru, które pozwala dystansować się do codziennych problemów i rozładowywać napięcie, np. w momencie konfliktu.
* Dr Leszek Putyński – psycholog kliniczny, pracownik Zakładu Psychopatologii i Psychologii Klinicznej Instytutu Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego. Rzeczoznawca MEN w zakresie przedmiotu Wychowanie do życia w rodzinie. Do jego szczególnych zainteresowań naukowych i zawodowych należą płciowość i seksuologia, zaburzenia w odżywianiu oraz psychosomatyka ginekologiczna i położnicza. Pracę naukowo-dydaktyczną łączy z praktycznym wykonywaniem zawodu psychologa klinicznego.