separateurCreated with Sketch.

Dlaczego katolik nie powinien korzystać z bioenergoterapii?

BIOENERGOTERAPIA A KATOLICYZM
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Artur Stopka - publikacja 07.05.18, aktualizacja 14.05.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kiedyś seanse bioenergoterapeutyczne odbywały się w Polsce w świątyniach katolickich. Dzisiaj Kościół przed nimi przestrzega. Co się stało?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Kiedyś seanse bioenergoterapeutyczne odbywały się w Polsce w świątyniach katolickich. Dzisiaj Kościół przed nimi przestrzega. Co się stało?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

W 2009 roku niektórzy polscy bioenergoterapeuci skierowali list otwarty do ówczesnego prymasa Polski, protestując przeciwko „szkalowaniu dobrego imienia bioenergoterapeutów i radiestetów oraz stosowaniu szantażu emocjonalnego wobec wiernych korzystających z usług naturoterapeutów przez niektórych przedstawicieli Kościoła Katolickiego w Polsce”.

Zadali w swoim piśmie pytanie, co spowodowało radykalną zmianę postawy Kościoła katolickiego wobec bioenergoterapeutów. Nie omieszkali przypomnieć, że w działania na rzecz upowszechnienia bioenergoterapii w Polsce zaangażowani byli również księża.

 

Clive Harris: uzdrowiciel zza granicy

W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia pojawił się w Polsce „uzdrowiciel”. Przybył z zagranicy. Według obiegającej cały kraj w błyskawicznym tempie opinii, nie tylko potrafił w ciągu chwili zdiagnozować, co komu dolega, ale również skutecznie „leczył dotykiem”. Nazywał się Clive Harris. Mnóstwo ludzi chciało skorzystać z jego pomocy.

Przed świątyniami, w których odbywały się spotkania, tworzyły się długie kolejki. Księża bez oporów użyczali sale parafialne, a nawet kościoły, w ogłoszeniach parafialnych podawane były terminy i miejsca, w których Harris miał się zjawić. Prawie nikt w bioenergoterapii nie widział zagrożenia. Sam termin nie był wówczas w powszechnym użyciu. Choć zdarzali się duchowni (np. niektórzy dominikanie), którzy wyrażali wątpliwości.

Dzisiaj, po latach, w relacjach obserwatorów i uczestników tamtych wydarzań można przeczytać, że Harris kazał wynosić z kościołów Najświętszy Sakrament, że przeszkadzało mu, gdy ktoś się modlił, że po każdej jego wizycie wśród ludzi, którzy z nim współpracowali, a niejednokrotnie i wśród tych, którzy uczestniczyli w seansach, działo się wiele złego, że wokół niego panowała atmosfera niepokoju i agresji.

 

Seanse w kościołach to błąd

Jako punkt zwrotny w podejściu Kościoła w Polsce do działalności zagranicznego „uzdrowiciela” podawana jest najczęściej odpowiedź, którą pomagająca mu polska tłumaczka uzyskała na pytanie, jakimi siłami „uzdrawia”. Według kolportowanego w sieci wywiadu usłyszała, że Harris korzysta z pomocy duchów, demonów. Dowiedziała się również, że może on ich energią posłużyć się nie tylko do dobrych rzeczy, ale również do popełniania zła. Choć zastrzegał, że nigdy nie korzysta z energii do celów destrukcyjnych, to jednak był przekonany, że dzięki niej mógł uzdrawiać, ale też niszczyć.

Dzisiaj dość powszechnie w Kościele w Polsce powtarza się za Robertem Tekielim, iż wpuszczanie Cliva Harrisa do świątyń i parafialnych sal było poważnym błędem, ponieważ na długo wyrobiło w katolikach przekonanie, że bioenergoterapia ma akceptację Kościoła. Podobno tylko w prowadzonych przez niego seansach mogło wziąć udział od 3 do nawet 9 mln ludzi w Polsce.

 

Wierzący bioenergoterapeuta

Zainteresowanie tego rodzaju usługami wzrosło w naszym kraju tak bardzo, że kilka lat temu liczbę bioenergoterapeutów i radiestetów szacowano na 70 tysięcy. Mieli miliony klientów, w tym bardzo wielu przez internet lub przez telefony komórkowe.

Niektórzy bioenergoterapeuci mocno akcentują swoją religijność, twierdzą, że są zaangażowanymi katolikami, podkreślają swoje przywiązanie do Kościoła. Czy to się da pogodzić?

O. Joseph Marie Verlinde, autor wielu książek poświęconych duchowości, który przez pewien czas był znanym w Belgii energoterapeutą, opowiadał, że gdy „uzdrawiał”, uczestniczył codziennie we mszy św., odmawiał różaniec, dużo czasu poświęcał na adorację. Gdy pojawiły się wątpliwości, czy zdolności „uzdrowicielskie”, którymi się posługiwał, pochodzą od Boga, wielu przekonywało go, że nie może być inaczej, bo przecież „pomaga ludziom”. Dzisiaj jednak o. Verlinde mówi z głębokim przekonaniem: „Pozwalałem diabłu posługiwać się mną”.

 

Energia nieznanego pochodzenia

Sześć lat temu egzorcysta diecezji radomskiej ks. Sławomir Płusa w rozmowie z „Rzeczpospolitą” wyjaśniał: „Wszystko, co jest naturalne, pochodzi od Boga, a za tym, co nadnaturalne, może stać dobry albo zły duch, dlatego musi być on rozeznany”.

O. Aleksander Posacki w książce „Okultyzm, magia, demonologia” stwierdził, że w kwestii bioenergoterapii mamy do czynienia z ubóstwieniem energii oraz grzechem nieroztropności otwierania się na energię nieznanego pochodzenia. Podkreślił, że bioenergoterapeuci zwykle nie wiedzą, skąd pochodzi energia, którą się posługują, i jaka jest jej natura. Stwierdził też, że nawet jeśli terapeuta ma dobre intencje, może stać się narzędziem uwikłania ludzi w grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu, ze wszystkimi jego konsekwencjami, i umożliwić działanie złych duchów.

Kościół katolicki nie wydał dotychczas żadnego oficjalnego dokumentu w sprawie bioenergoterapii. Niektórzy jako argument przywołują wydany w roku 1942 przez Kongregację Świętego Oficjum dekret zakazujący duchownym zajmowania się radiestezją. Jednak najczęściej wskazywany jest Katechizm Kościoła katolickiego, w którym co prawda słowo „bioenergoterapia” się nie pojawia, ale znajdują się jasne zasady dotyczące korzystania przez wiernych z tajemnych sił nieznanego pochodzenia.

 

Katechizm o bioenergoterapii

Katechizm w artykule poświęconym pierwszemu przykazaniu Dekalogu (Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną) stwierdza m.in.:

Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim – nawet w celu zapewnienia mu zdrowia – są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów.

Według Katechizmu również uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka (KKK 2117).

Wskazania Katechizmu są wystarczająco jasne, aby zrozumieć aktualne stanowisko Kościoła wobec bioenergoterapii i podobnych zjawisk. Bioenergoterapia wykorzystuje „tajemne siły”, a to jest „w poważnej sprzeczności z cnotą religijności”.


BIOENERGOTERAPEUTA
Czytaj także:
Bioenergoterapeuci i uzdrowiciele. Z chorym dzieckiem do znachora?


RÓŻANIEC NA LUSTERKU
Czytaj także:
Kiedy wiara chrześcijanina staje się magiczna? Sprawdź


KOMÓRKO NOWOTWOROWE
Czytaj także:
Czy każdy nowotwór to rak? I jak zmniejszyć ryzyko zachorowania?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.