Grzeczne dziecko często nie prosi o pomoc, ponieważ boi się, że zostanie skrytykowane. Grzeczne dziecko bawi się mniej, cieszy się mniej, płacze też mniej. Grzeczne dziecko ma poważne trudności z komunikowaniem. Nie powie, czego potrzebuje, czego mu brakuje, czym dzisiaj żyje.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jest taki zwrot, słowo, stwierdzenie, które niesie za sobą zakodowane oczekiwanie – zarówno względem dziecka, jak i rodziców. Oczekiwanie, wedle którego dziecko ma być podporządkowane, posłuszne, niesprawiające kłopotów, a my – stanowczy, konsekwentni, dominujący. I choć w wolności serca nie da się pogodzić tych porządków, wciąż (głównie za pomocą mechanizmów pasywno-agresywnych) spodziewa się od nas wiernego odtwarzania kulturowego wzorca. Jeśli wybierzemy inną drogę, na pewno staniemy się celem przytyku, wytyku, ataku. Rodzicami fatalnymi, z kosmosu, z dziećmi, które pozwalają sobie „na wszystko”.
Czytaj także:
Skąd się biorą „niegrzeczne dzieci”?
Grzeczny, czyli jaki?
Pytanie, określenie, ocena. Dziecko ma być grzeczne. W mniemaniu dorosłych, a później, kiedy nim przesiąknie – także swoim. Grzeczne dziecko to dobre dziecko. To dziecko, które nie podpadnie – na urodzinach, spotkaniu towarzyskim, w kościele, w piaskownicy. Grzeczne dziecko potrafi zrekonstruować kulturowe normy. Grzeczne dziecko zbiera nagrody, laury, stoi na piedestale spojrzeń dorosłych. Grzeczne dziecko nie odmówi, podziękuje, przeprosi. Grzeczne dziecko nie krzyknie, nie beknie, nie pierdnie, nie pobrudzi się, nie marudzi. Taki ideał łechtający ego rodziców, babci, cioci, dziadka, etc. Laurka, wizytówka, reprezentant rodziny pokroju Roberta Lewandowskiego lub Ronaldo, zdobywający złote gole na imieninach jednego czy drugiego wujka.
Przekonuję się coraz częściej, że grzeczne dziecko to w rzeczywistości dziecko zastraszone, pełne niepokojów, do bólu czujne. Grzeczne dziecko często nie prosi o pomoc, ponieważ boi się, że zostanie skrytykowane. Grzeczne dziecko bawi się mniej, cieszy się mniej, płacze też mniej. Grzeczne dziecko ma poważne trudności z komunikowaniem. Nie powie, czego potrzebuje, czego mu brakuje, czym dzisiaj żyje.
Niebezpieczeństwo spod znaku „wspaniale” i „źle”
Grzeczne dziecko odnajduje się w świecie dzięki pochwałom i nagrodom. Od maleńkości gimnastykuje swoje ciało, psychikę i duszę w wycieńczającej walce o akceptację. „O! Jak pięknie!”, „Wspaniale!”, „Super!”, „Zuch chłopak!”, „Dobra dziewczynka!”. Pochwały stwarzają, dają poczucie bezpieczeństwa, przekonują o wartości i… w dużej mierze odzierają małego człowieka z jego własnej siły i radości odkrywania siebie takiego, jakim jest.
Są też inne stwierdzenia. Te, które bezpośrednio sprawiają ból i wywołują złość. „Źle!”, „Niedobrze!”, „Jak ty się zachowujesz?”, „Znowu płaczesz?”. Dziecko zawstydzone, wystawione na pośmiewisko i ocenę innych. Dziecko pod obserwacją dumnych i nieprzyjaznych spojrzeń. Ono wierzy, że coś z nim jest nie tak. Że istnieje przeszkoda, która dzieli go od możliwości doświadczenia miłości. W małym człowieku spotykają się wtedy dwie sprzeczności – ufność w zasadność tego, że nie może być przyjęty ze względu na to, co zrobił i wściekłość z powodu odmowy kochania go pomimo pomyłek.
Czytaj także:
Niegrzeczne dziewczynki w Biblii – czego możemy się od nich nauczyć?
Grzeczność tak naprawdę stresuje rodziców
Grzeczne dziecko to także druga strona medalu – pełni lęku rodzice, bojący się o to, co ktoś o nich pomyśli, jeśli tylko okaże się, że ich dziecko/dzieci wcale nie respektuje/respektują zasad grzeczności. Zaczynając od początku – co pomyśli babcia, gdy zobaczy, że malec sakramencko pobrudził się przy jedzeniu? Co pomyśli dziadek, gdy podczas wycieczki wnuczek położy się na ziemi i w spazmatycznym wołaniu o pomstę do nieba zażąda powrotu do domu? Co pomyśli ksiądz w kościele, gdy trzylatek postanowi wejść pod sam ołtarz i sprawdzić, jak działa echo? Co pomyśli pani w sklepie, jedna, druga, trzecia, czwarta i jeszcze ta babcia, która co dzień kupuje zieloną sałatę, gdy dwulatka zacznie piszczeć na widok książeczki z konikiem Ponny?
Już nie pamiętasz od kiedy, ale żyjesz w ciągłym stresie, w ciągłej obawie przed oceną, bo ktoś wmówił ci, że dziecko powinno umieć się zachować. Że dziecko MA BYĆ GRZECZNE. A jeśli nie jest, to musisz być twardszy. Musisz przestać się z nim patyczkować. Musisz pokazać, kto tu rządzi, kto narzuca zasady, kto stawia do pionu.
Już nie pamiętasz od kiedy, ale zdajesz sobie sprawę, że gdzieś na samym początku rodzicielskiej myśli, bezwiednie przyjęłaś/przyjąłeś, że twoim głównym zadaniem jest nauczenie dziecka karności. Tylko… Po co? Czy podporządkowanie go sobie sprawi, że będzie czułym, empatycznym, przekonanym o swojej wartości człowiekiem?
Czytaj także:
Dlaczego wszyscy mówią Ci, jak masz zająć się dzieckiem?
Dzieci są ważniejsze niż zasady
Piszę o tym, ponieważ to część mojej drogi. Przeżywam własne zmagania – na spacerze, w domu, w kawiarni, gdy odwiedzam rodzinę. Osiemdziesiąt procent ludzi, których spotykam uważa, że moje dziecko powinno być ciche, grzeczne i przykładne. Osiemdziesiąt procent ludzi daje mi do zrozumienia, że nie mogę czuć się przyjęta, gdy moje dziecko krzyczy lub piszczy w miejscu publicznym.
Grzeczność nas zastygmatyzowała. Dzielimy się na rodziców dzieci godnych pochwały bądź nagany. W większości przypadków do tego właśnie sprowadza się wszystkie nasze wysiłki.
W którymś momencie postanowiłam, że mimo naleciałości kulturowych, będę tworzyć azyl dla mnie i mojego dziecka. I że będę wspierać w tym innych rodziców i ich dzieci. To kolejne pionierstwo, któremu uległam, i które czyni mnie osobą bardziej wolną i szczęśliwą.
Bardzo odblokowało mnie wyznanie Agnieszki Stein, mamy, psycholożki i terapeutki rodzin, i nim też chciałabym zakończyć to rozważanie. Brzmi ono tak:
Moje dziecko jest prawie zawsze najbrudniejsze i najgłośniej wrzeszczy. Z radości, a czasem z wściekłości. Moje dziecko kąpie się w błocie i biega koło fontanny. I kręci się wokoło metalowych rur w wagonach metra. (…) Wybrałam uwalnianie się od rodzicielskich i cywilizacyjnych lęków. Wierzę, że mogę moje wychowanie oprzeć bardziej na miłości niż strachu. Czuję się czasem mamą na przekór tradycji. Czytam artykuły, z których dowiaduję się, że jestem wyrodną matką. Taką, która zdecydowanie bardziej kocha, niż wymaga. A ponieważ tak się złożyło, że oprócz bycia mamą zawodowo zajmuję się dziećmi i rodzicami, staram się ich odciążyć od tego właśnie strachu i stresu, z jakim związane jest rodzicielstwo, które widzę dookoła mnie. Bo tak się jakoś dziwnie składa, że ci rodzice, którym najbardziej zależy, żeby ich dzieci „właściwie” się zachowywały i sprawiały jak najmniej kłopotów, najbardziej się w swoich relacjach z dziećmi męczą.
(…) Jeśli miałaby się znaleźć jedna uniwersalna porada dla rodziców, to byłaby ona właśnie taka: Staraj się spojrzeć głębiej niż tylko na zachowanie dziecka i jego ewentualną zgodność z zasadami. Ludzie są ważniejsi niż zasady. Potrzeby wszystkich członków rodziny są ważniejsze niż zasady. Każda rodzina jest inna i może potrzebować czegoś innego. Nie bój się więc próbować na różne sposoby i popełniać błędy. Ale zawsze staraj się patrzeć głębiej niż tylko na to, czy dziecko poddało się i zachowało w pożądany sposób.
No dobrze. Może napiszę jeszcze coś. Czy tak właśnie nie patrzy na nas Bóg?