Neil Alden Armstrong, stojąc jako pierwszy człowiek na księżycu, wypowiedział pamiętne zdanie: „To jest mały krok człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”. To był bez wątpliwości przełomowy moment w historii, który zmienił nasze losy na zawsze. Pytanie, co dalej?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Rok temu zmarł Eugene Carnen – ostatni człowiek, który stąpał po księżycu. Miał 82 lata, a po srebrnym globie przechadzał się w ramach misji Apollo 17 w 1972 roku. Od tamtego czasu już nigdy noga człowieka nie stanęła na księżycu. Jak to możliwe, że za „skokiem dla ludzkości” nie poszły dalsze kroki? Jak to możliwe, że technologia raz odkryta – zamiast być błyskawicznie rozwijana – została praktycznie… zapomniana?
Jednorazowe rakiety kosmiczne
Ciężko oszacować koszt wyniesienia 1 kg ładunku na orbitę. Nie istnieje seryjna produkcja rakiet kosmicznych, każda rakieta tworzona jest indywidualnie, a warianty są bardzo często zmieniane. Gdyby jednak nawet optymistycznie przyjąć, że koszt wyniesienia 1 kg na daleką orbitę (GTO) to 100 000 zł, a waga załogi oraz sprzętu, który pozwoli ludziom wylądować na księżycu, wynosi 118 ton, to nie trzeba być matematykiem, by rozumieć, że mówimy o prawdziwie „kosmicznych pieniądzach’’.
Dlaczego koszt wyniesienia ładunku na orbitę jest tak wysoki? Głównie dlatego, że rakiety są… jednorazowe. To tak, jakby zamiast kupować bilet na autobus, trzeba było kupić cały autobus. Każdy dwa razy się zastanowi, zanim wybierze się na taką przejażdżkę. Każdy również dwa razy się zastanowi, zanim zainwestuje miliardy w takie rozwiązanie.
Świat automatyzacji jest bardzo prosty. Jeżeli opłaca się coś sprzedawać, zaczyna się masowa produkcja, masowa produkcja zmniejsza cenę, niska cena wywołuje popyt, który znowu zwiększa produkcję. W ten sposób powstaje swojego rodzaju ekonomiczne sprzężenie zwrotne, umożliwiające błyskawiczny rozwój technologii i jej masowe rozpowszechnienie.
Niestety, w przypadku rakiet ten sam mechanizm działa na niekorzyść. Wysoka cena tworzy mały popyt, a mały popyt winduję cenę. Trudno się zatem dziwić, że rząd USA wraz z upływem czasu coraz bardziej niechętnie przeznaczał pieniądze na NASA. Gdy Chiny, Indie, Brazylia inwestowały miliardy w stworzenie własnych rakiet, przemysł kosmiczny w USA wpadał w coraz większą stagnację. Gdy już opinia publiczna pogodziła się z końcem ery dominacji USA w kosmosie, świat ożył transmisją wyniesienia na orbitę czerwonego samochodu Tesla.
Falcon Heavy i Tesla w kosmosie
Rakieta, która pozwoliła wynieść samochód na orbitę, to Falcon Heavy. Ciężka rakieta nośna… wielokrotnego użytku. Mimo pewnych kłopotów, jest to największy sukces w historii tego typu rakiet i pułap technologiczny, do którego nie udało się zbliżyć żadnej firmie ani państwu na świecie. A wszystkie kraje aspirujące do miana potęg marzyłyby o takiej technologii.
Za firmą SpaceX stoi ekscentryczny milioner i wizjoner, człowiek porównywany do współczesnego Iron Mana, czyli Elon Musk. To on zadecydował, że ładunkiem, który wyniesie pierwsza rakieta Falcon Heavy, będzie jego prywatny samochód Tesla Roadster. To on również zdecydował o rezygnacji ze spadochronu podczas lądowania rakiety, ponieważ… na Marsie takie rozwiązanie by się nie sprawdziło.
Elon Musk: sprawny biznesmen
Tak, celem Elona Muska jest kolonizacja Marsa. Choć biznesmen kreuje się na genialnego naukowca i wizjonera bujającego w chmurach, to jednocześnie pod tym płaszczykiem kryje się bardzo pragmatyczny przedsiębiorca. Samochód Roadster został wyniesiony na orbitę, aby medialne show przykryło gigantyczne straty Tesli.
Faktycznie, kilka dni po sukcesie kosmicznej firmy Elona Muska zostały ogłoszone wyniki finansowe Tesli – firma poniosła 2 miliardy dolarów strat w ciągu roku (czyli więcej niż jest wart cały koncern paliwowy Lotos). Reakcją inwestorów na te hiobowe wieści był… brak reakcji, a potem wzrost wartości praktycznie o 10% w 2018 roku. Jak widać, wysłanie samochodu w kosmos, z pozoru kaprys ekscentrycznego miliardera, w rzeczywistości było biznesowym strzałem w dziesiątkę.
Kosmiczna turystyka jak wczasy w Egipcie
Firma SpaceX i koncepcja rakiet wielokrotnego użytku, choć kusi górnolotnymi hasłami, to jednak jest na wskroś przesiąknięta zwykłym biznesowym pragmatyzmem. Rakieta, która – jak autobus – po przejechaniu trasy jest napełniana paliwem i rusza w kolejną trasę, oznacza wielokrotny spadek kosztów. Spadek kosztów spowoduje, że zwiększy się popyt, a także pojawią się nowe usługi.
Jedną z nich na pewno będzie kosmiczna turystyka, nie tylko dla wybranych, ale możliwe, że popularna jak wczasy w Egipcie. Inną będą misje eksploracyjne do pobliskich komet w celu zdobycia ultrarzadkich na Ziemi pierwiastków.
Jednak skali prawdziwego popytu na kosmiczne usługi zupełnie nie znamy. W końcu czy departament obrony USA mógł przewidzieć, że połączenie systemu komunikacji na wypadek wojny nuklearnej (ARPANET – pierwowzór internetu) wraz z satelitarnym systemem lokalizacji do naprowadzenia rakiet dalekiego zasięgu (GPS) zostaną wykorzystane do stworzenia… portali randkowych w stylu Tindera?
Gdy ceny podróży w kosmos spadną wielokrotnie, na pewno pojawią się pomysły, o których dziś nawet nie śnimy. Falcon Heavy to skok dla całej ludzkości. Skok, po którym nadejdą kolejne kroki.
Czytaj także:
Czy komputer może mieć duszę? Kilka mitów na temat sztucznej inteligencji
Czytaj także:
10 chorób technologicznych, które mogą dopaść każdego z nas
Czytaj także:
Auto, które samo się prowadzi, to już nie jest fantazja! A co z bezpieczeństwem?