Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Dla mnie jako biskupa nie byłoby trudnością pójść do więźniów, do osób biednych, niepełnosprawnych itd. Najtrudniej jest mi usiąść i obmywać nogi kanclerzowi kurii, dyrektorowi wydziału duszpasterskiego, siostrze przełożonej, z którą pracuję. To są relacje, w których codziennie, życiowo muszę się ścierać” – mówi abp Wojciech Polak.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z abp. Wojciechem Polakiem, prymasem Polski, metropolitą gnieźnieńskim, rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Ksiądz prymas powiedział kiedyś, że krzyż nie może być znakiem walki. Ryba znana z Pól Lednickich jest znakiem Chrystusa, podobnie jak krzyż. Czego znakiem być nie powinna?
Abp Wojciech Polak: Ryba była i jest znakiem wspólnoty chrześcijan. Po nim pierwsi chrześcijanie się rozpoznawali. Na pewno nie można jej kojarzyć z rozbiciem, nie może też być znakiem fast foodu – szybkiego posiłku, który zabiera się i szybko wychodzi.
Ojciec Jan Góra miał zdolność, zakorzenioną głęboko w myśli św. Jana Pawła II, „przekładania wiary na kulturę”. Szukał do tego celu znaków, przez które można docierać do człowieka. W tym roku towarzyszy nam znak lustra, spojrzenia na Jezusa czy też Jezusa na nas. I znak obmycia nóg.
Czytaj także:
Tak się bawi, tak się bawi LE-DNI-CA! Zdjęcia, od których bije Boże światło
Dla niektórych lednickie umywanie nóg jest trochę kontrowersyjne, gdyż obrzęd mandatum jest zastrzeżony dla Wielkiego Czwartku.
Liturgicznie jest to czynność zastrzeżona dla tego dnia. Obmywanie nóg, jeżeli ma mieć sens, przemawiać do człowieka, musi być związane z wyjaśnieniem, ze słowem. Siła gestu w Wielki Czwartek jest oparta przede wszystkim na słuchaniu Jezusa. Na tym, co słyszymy w Ewangelii św. Jana.
W czasie przygotowania do Lednicy proszono nas wiele razy, żebyśmy przyjechali przygotowani, czyli po lekturze tego tekstu. Gest umywania nóg nie jest czytelny i zrozumiały w naszej współczesnej kulturze, pochodzi z kręgu kulturowego Morza Śródziemnego. Nawiązuje do sytuacji pana i niewolnika. Gdy pan wracał do domu, zadaniem niewolnika było właśnie umywanie mu nóg.
W innym miejscu Ewangelii Chrystus mówi o czuwających sługach: „Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał”. Odwraca znak. Jezus jasno pokazuje, że jesteśmy wzywani do miłości wzajemnej i do przebaczenia – to jest główny element, który w znaku się zawiera – i potem do służby miłości tak, jak czynił to On sam.
Jeżeli staramy się wykonywać gest umywania nóg w środowiskach, z którymi niewiele nas łączy, gdy miłość jest na odległość, on nas mniej kosztuje. Łatwiej wyjść do więzienia i umyć więźniom nogi, ponieważ jest to symbol naszej solidarności z ich cierpieniem, lecz nie angażujemy się w zmianę ich losu. Trudniej obmyć nogi, a jeszcze trudniej dać sobie je obmyć, jeżeli mam z kimś bliskie relacje. Możemy to zobaczyć na przykładzie szefa i pracownika, którzy spotykają się na co dzień. Tu się dotyka prawdziwości życia, tu się ranimy.
I tu rzeczywiście, jak pisał Różewicz „ocieramy się o siebie do krwi”. Wejść z przebaczeniem, ze służbą w tę sytuację, jest o wiele trudniej. Taki znak ma większą wartość. Dla mnie jest to bardzo wymagające, bo muszę się zapytać – chcesz służyć? Nie tym 12 wybranym do obrzędu w liturgii, tylko z tym, z którymi żyjesz. Relację z nimi muszę przełamywać.
Na Lednicy każdy umywał nogi temu, komu chciał.
Stanęli obok siebie obcy ludzie, ale też tacy, którzy codziennie żyją obok siebie i mają sobie wiele do przebaczenia. Być może ten znak przemówi w takich najbliższych relacjach. Dla mnie jako biskupa nie byłoby trudnością, jak mówiłem, pójść do więźniów, do osób biednych, niepełnosprawnych itd. Najtrudniej jest mi usiąść i obmywać nogi kanclerzowi kurii, dyrektorowi wydziału duszpasterskiego, siostrze przełożonej, z którą pracuję. To są relacje, w których codziennie, życiowo muszę się ścierać.
Jeden z moich znajomych dominikanów stwierdził, że nie będzie w Wielki Czwartek umywał nóg kobietom, jak papież Franciszek, bo (cytuję): A co, jeśli będzie miała pomalowane paznokcie u stóp?
To jest drugorzędne, mnie to nie przeszkadza. Ale znak musi mieć odniesienie do rzeczywistości, tylko wtedy ma sens. Jezus nie daje nam znaku umycia dlatego, żeby nas zachęcić do tworzenia społeczeństwa bez barier, bez uprzedzeń. Nie to jest Jego intencją. Znaku dokonuje wobec swoich najbliższych, uczniów. Z nimi szedł, zmagał się z ich niewiarą, arogancją. Z ich miłością…
Uczył tego, że my jako ludzie jesteśmy darem dla siebie. Ten znak pojawił się na Lednicy w drugiej części, po spojrzeniu Jezusa na nas. Po zdefiniowaniu swojego JESTEM wobec Jezusa, nastąpiło zdefiniowanie JESTEM wobec siebie samego – i wobec drugiego człowieka. Znak umycia nóg ma mi pomóc w otwarciu się na niego. Właśnie w przebaczeniu, służbie, w tej miłości wychodzącej do drugiego.
Czytaj także:
Tysiące młodych na Lednicy obmyło sobie nawzajem stopy [zdjęcia]
Lednica nie jest tylko hucznym eventem. Młodzi ludzie niosą ją potem po cichu w swoje środowiska.
To przekładanie wiary na kulturę ma walor katechetyczny. Wielu katechetów w codziennej pracy posługuje się właśnie znakami, symbolami, wydarzeniami. Tak jak Jezus w czasie, gdy głosił Ewangelię. Do naszej ludzkiej wrażliwości bardziej dociera obraz znaku niż słowo.
Oczywiście, zawsze musimy mieć jasne jego wytłumaczenie. To jest pewien skrót myślowy, który domaga się dopełnienia słowem. Kościół mówi, że słowa znajdują pełne objaśnienie w znakach, a znaki znajdują pełny sens w słowach.
Skoro ryba jest znakiem wspólnoty, umywanie nóg wprowadza do niej równość. W Wielki Czwartek kapłani i biskupi, za przykładem Jezusa, służą tym, którzy są niżej w hierarchii. Równanie poprzez służenie, w dół, a nie w górę, jest ewangeliczne. Gest umywania stóp odwraca hierarchię panów i niewolników. A tę naszą, opartą na posłuszeństwie?
Posłuszeństwo – tak, ale Słowu, a nie człowiekowi. Biskup może domagać się posłuszeństwa, o ile sam jest posłuszny Słowu Bożemu. Inaczej to nie ma sensu. To różni Kościół od garnizonu wojskowego i innych rodzajów hierarchii, które spotykamy w świecie. Hierarcha musi być poddany Słowu, dopiero wtedy może być wiarygodny i oczekiwać posłuszeństwa od innych. Jeżeli tego nie ma, to sama funkcja czy osoba nie czyni tej rzeczywistości.
Parafrazując słowa Jana Pawła II, nie można zrozumieć posłuszeństwa bez Chrystusa?
Nie można. On od nas wymaga, oczekuje, że mamy być posłuszni, lecz to dotyczy każdego członka wspólnoty Kościoła. Jesteśmy posłuszni nie wobec jakiejś prawdy, którą biskup głosi, tylko wobec prawdy Ewangelii. To znaczy biskup powinien przede wszystkim głosić tę prawdę Ewangelii.
Warto wracać do pięknej homilii Ojca Świętego Franciszka z Jasnej Góry, z 1050. rocznicy chrztu Polski, kiedy nam pokazał istotę objawienia Pana Boga. Mówiąc, że jest On mały, konkretny, bliski człowiekowi. Stąd wiarygodne przesłanie Chrystusa, które przyjmujemy, i w którym gest umycia nóg jest znakiem: „Nie przyszedłem po to, aby mi służono, lecz aby służyć”. To jest Słowo Chrystusa, któremu wszyscy w Kościele musimy być posłuszni.
Ojciec Góra na każde spotkanie wymyślał „gadżety”, ale w istocie były to znaki. I prawie wszystkie biblijne: sól, chleb, lampka oliwna, zapach olejków czy kadzidło. Biblia była młodym rozdawana. Chciał ożywić biblijną wyobraźnię uczestników?
To jest właśnie przekładanie wiary na kulturę. Inkulturacja Ewangelii, uwspółcześnianie jej dla tego pokolenia. Gadżet od znaku różni się tym, że ten pierwszy jest obojętny, można go wziąć, gdzieś tam będzie stał, a potem wyrzucić. Gadżetu się nie wyjaśnia. Bywa praktyczny, na przykład otwieracz do butelek.
Znak ma mówić. Lednica nigdy, od samego początku, nie była miejscem gadżetów. Gdyby nawet ktoś dostał otwieracz do butelek, choć go nie było, to on otwierałby na Pana Jezusa. W znaku dostałby wyjaśnienie, czemu otwieracz ma służyć.
Więc znaki są językiem, obrazowym sposobem komunikacji?
Tak. Dlatego Spotkanie Lednickie musi trwać kilka godzin. Emocje można wywołać w krótszym czasie. Żeby coś przeżyć, czegoś doświadczyć, wysłuchać, zobaczyć, potrzeba czasu. Wtedy wszystko to zacznie w młodzieży pracować po powrocie do domu.
Czytaj także:
Prymas Polski: Parafia nie jest gettem. Kiedy Kościół się zamyka, zaczyna chorować