„Cieszę się, że umieram tak wcześnie” – napisał przed samą śmiercią Carlo. „Bo nie zmarnowałem ani minuty życia na rzeczy, które nie podobałyby się Bogu”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
5 lipca 2018 roku a zgodą Ojca Świętego Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych ogłosiła dekrety zatwierdzające heroiczność cnót czworga sług Bożych. Wśród nich znalazł się Carlo Acutis, który zamarł na białaczkę, mając zaledwie 15 lat.
Czytaj także:
Ona umierała, a on stał pod krzyżem. Teraz jego żona będzie błogosławioną
Codziennie uczestniczył w Eucharystii
„Być zawsze blisko Chrystusa – to jest mój plan na życie”. To słowa Carla Acutisa (1991 – 2006), dziś Sługi Bożego. Carlo był nowoczesnym i energicznym chłopcem. Już jako bardzo młody człowiek świetnie znał się na komputerach, a jego inteligencja znacznie wykraczała poza możliwości rówieśników. Nad komputery cenił sobie jednak bardziej żywą wiarę – różaniec i pomoc innym były całym jego życiem.
Carlo czerpał wszak siłę z bardzo konkretnych źródeł. Codziennie uczestniczył w Eucharystii, która – jak twierdził – pomagała mu dobrze przeżywać każdy moment dnia, od początku do końca. Nie wyobrażał też sobie funkcjonowania bez adoracji.
Historia jego życia i śmierci szybko obiegła cały świat. A to za sprawą uwielbianego przez niego internetu. Carlo stał się znany i kochany przez młodych wierzących. Być może dlatego, że mimo głębokiej wiary wcale nie był dewotem ani świętoszkiem. Powstały o nim książka i film.
Pierwszą Komunię Carlo przyjął, za specjalnym pozwoleniem, już w wieku 7 lat – czyli 3 lata wcześniej niż inne włoskie dzieci. Pewna matka przełożona z klasztoru sióstr klauzurowych w Perego, która obserwowała tamten moment, wspomina Carla następująco:
Podczas mszy świętej był skupiony i spokojny, jednak kiedy zbliżał się moment rozdawania Komunii, zaczął okazywać pierwsze oznaki niecierpliwości. Kiedy wrócił do ławki z Jezusem w sercu, znów jakby się niecierpliwił – nie mógł usiedzieć w miejscu. Tak jakby w środku niego wydarzyło się coś, co mógł zauważyć tylko on, co było tak wielkie, że nie mógł tego pojąć (Tempi, 20 maggio 2013).
Czytaj także:
Pamiętacie film „Ludzie Boga”? Zamordowani trapiści mają być błogosławionymi
Żyć dobrze dniem dzisiejszym
To dzięki Carlowi i jego pomysłowości w internecie można oglądać wystawę na temat cudów eucharystycznych. To takie duchowe dziedzictwo, które po sobie zostawił.
Carlo Acutis zaczął chorować na początku października 2006 roku. Objawy początkowo uznano za niegroźną świnkę. Dopiero potem okazało się, że to białaczka. Śmierć nadeszła bardzo szybko – bo już 12 października. „Carlo rozumiał, co się działo, całe swoje cierpienie powierzył Kościołowi i papieżowi” – opowiadała Francesca Consolini, inicjatorka procesu beatyfikacyjnego, toczącego się obecnie przed watykańską kongregacją.
I dalej mówiła: „W szpitalu martwił się o rodziców, dziękował lekarzom i pielęgniarkom. Z właściwą sobie pełnią przeżył nawet śmierć – tak samo, jak żył wcześniej. Żyć dobrze dniem dzisiejszym, szukając jego esencji – to moim zdaniem najważniejsze przesłanie, które nam pozostawił” (Credere, 30 giugno 2013).
Cieszę się, że umieram tak wcześnie
Wielu znajomych Carla przy okazji jego śmierci momentalnie zbliżyło się do wiary. „Na pogrzebie – mówiła jego mama – było mnóstwo imigrantów, muzułmanów i hinduistów, których prawdopodobnie poznał podczas swoich wycieczek rowerowych po dzielnicy. Zawsze zatrzymywał się, żeby porozmawiać z zagranicznymi tragarzami czy portierami. Pod naszym blokiem mieszkał bezdomny. Carlo przynosił mu posiłki. Pewnego razu podarował śpiwór starszemu panu, który spał w kartonach. Natomiast małe napiwki, które dostawał, oddawał zawsze braciom kapucynom”.
„Był również bardzo skromny – kontynuuje matka. – Pamiętam, jak rozzłościł się, kiedy kupiłam mu buty, które on uznał za zbyteczne. Twierdził, że za wszelką cenę trzeba trenować swoją dobrą wolę. Jedyną rzeczą, o którą powinniśmy prosić Pana – mówił – to żeby dał nam wolę, żebyśmy chcieli być święci”.
„Cieszę się, że umieram tak wcześnie – napisał Carlo przed samą śmiercią. – Bo nie zmarnowałem ani minuty życia na rzeczy, które nie podobałyby się Bogu”.
Czytaj także:
Antonietta Meo: Panie Jezu, chciałbyś się ze mną pobawić? [Wszyscy Świetni]