separateurCreated with Sketch.

Nic dwa razy się nie zdarza… Refleksja po odejściu Kory Jackowskiej

28 lipca 2018 r. zmarła Olga Sipowicz - Kora (primo voto Jackowska)

Kora Jackowska na planie programu "Must be the music - tylko muzyka"

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Razem z Korą zamyka się pewien rozdział. Oczywiście rozdział jej życia, konkretnego człowieka z jego historią i doświadczeniami. Tymi świetlistymi, kiedy się czerpie z życia pełnymi garściami  i tymi bolesnymi i gorzkimi. Nie mnie osądzać, w których momentach była bardziej sobą. Ale idzie też o inny rozdział. Jej teksty i interpretacje, i sceniczny wizerunek już się drugi raz nie zdarzą. „Jesteś – a więc musisz minąć. Miniesz – a więc to jest piękne”.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Kiedy występowała w Opolu, byłam oseskiem. I trochę się bałam jej demonicznych stylizacji. W podstawówce zupełnie nieświadomie skakałam w rytm wyśpiewywanych przez nią przebojów na szkolnych dyskotekach, a w liceum to ona kazała mi zmierzyć się ze stanem emocjonalnym opisywanym słowem „spleen”. Olga Sipowicz. Kora. To zawsze nieco dziwne odczucie, kiedy o jednej z ważnych dla siebie postaci musisz mówić i pisać w czasie przeszłym.

 

Serdecznie witam panie dziennikarzu

Zawsze trochę zazdrościłam starszym o mniej więcej dekadę koleżankom i kolegom. Dla nich lata osiemdziesiąte to już był czas dość świadomego słuchania i wybierania muzyki. Wtedy nie rozumiałam fascynacji polskim rockiem. Ba! Nie wiedziałam nawet, że tak się to nazywa. Iluminacja przyszła na początku lat dziewięćdziesiątych. Jako czternastolatka trafiłam do radia i się zaczęło. Niezwykle szybko wchłaniałam kolejne kasety (kompakty dopiero raczkowały). Odnajdywałam zapisane w głowie strzępy słyszanych już przecież wcześniej przebojów.  „Lucciola”, „Nie poganiaj mnie”, „Boskie Buenos”. Wydawało mi się, że odkrywałam Amerykę. Teksty Kory zawsze robiły wrażenie, ale nic dziwnego, skoro w czasach nasiąkła przyjaźnią z Piotrem Skrzyneckim, Wiesławem Dymnym czy Krystyną Zachwatowicz.

 

Chmury wiszą nad miastem

Moje liceum to była szkoła indywiduów. Kreatywna, otwarta przestrzeń dla młodych, niepokornych umysłów, którym się wydawało, że są apostołami nowego świata. Że też na tyle nam pozwalano! (Dość powiedzieć, że przed jedną lekcją angielskiego zapaliliśmy na parapecie świeczkę za Curta Kobaina w dniu jego śmierci, a nauczyciel skwapliwie czekał z rozpoczęciem zajęć). Moja autorska klasa dość szybko sformowała grupę poetycko-muzykującą. Przygotowywaliśmy wieczorki przy świecach, poubierane na czarno, z gitarami, mrocznymi tekstami, liryczną poezją, rozdzierającą serca muzyką. Pamiętam wyśpiewywane „Czekam na wiatr, co rozgoni ciemne, skłębione zasłony”. Teraz uśmiecham się do dziewczęcia, którym byłam, ale „spleen” wtedy dość trafnie oddawał, jak się czuliśmy. Albo może bardziej: oddawał to, na co pozowaliśmy. Kora wydawała wtedy album z awangardowymi wersjami piosenek Starszych Panów i ze swoim dość demonicznym wizerunkiem: w czarnych ubraniach, ciemnych okularach, wyrazistym makijażu była dla nas idolką.

 

Kocham Cię, kochanie moje

Jeszcze jedna rzecz sprawia, że pomimo licznych kontrowersji związanych z Korą, będę myśleć o niej jako ważnej dla mnie artystce. Kraków, marzec 2000. Świniarnia (klub studencki na miasteczku AGH). Rockotecka z okazji Dnia Kobiet i na ostatki – następnego dnia była środa popielcowa. Grają tylko po polsku. Z koleżankami z akademika bawimy się na całego i na całe gardło śpiewamy ze wszystkimi największe przeboje. Wspominam tamten wieczór jako jeden z najlepszych za studenckich czasów – tuż przed północą mocno zintegrowane towarzystwo ryczało „kocham cię a kochanie moje to rozstania i powroty…” – wszyscy wszystkich żeśmy kochali, ściskali się i płakali. No coś niesamowitego. Koro, dzięki za tamte emocje. Chyba każdy Polak którąś z piosenek Maanamu hołubi. Może właśnie tę?

 

 

Bez Ciebie umieram

Razem z Korą zamyka się pewien rozdział. Oczywiście rozdział jej życia, konkretnego człowieka z jego historią i doświadczeniami. Tymi świetlistymi, kiedy się czerpie z życia pełnymi garściami  i tymi bolesnymi i gorzkimi. Nie mnie osądzać, w których momentach była bardziej sobą. Ale idzie też o inny rozdział. Jej teksty i interpretacje, i sceniczny wizerunek już się drugi raz nie zdarzą. „Jesteś – a więc musisz minąć. Miniesz – a więc to jest piękne”.


Bliscy artystki, poinformowali fanów o jej odejściu przez Facebooka. W zamieszczonym poście czytamy:

[protected-iframe id=”0fed42d9ec8236a901bd8a16976874f4-111509813-136663191″ info=”https://www.facebook.com/plugins/post.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Fpermalink.php%3Fstory_fbid%3D10155449412036345%26id%3D110367666344&width=500″ width=”500″ height=”287″ frameborder=”0″ style=”border: none; overflow: hidden;” scrolling=”no”]


ZBIGNIEW HERBERT
Czytaj także:
Herbert w poszukiwaniu Boga. „Chrystusa potrzebowałem zawsze”

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags: