separateurCreated with Sketch.

Na Woodstocku imprezował do upadłego. Aż ktoś się za niego pomodlił…

KRZYŻ NA PRZYSTANKU JEZUS
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Malec - 04.08.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

5 lat temu, kiedy ostatni raz byłem tu jako woodstockowicz, piłem bardzo dużo, od rana do wieczora. Pamiętam takie głębokie doświadczenie pustki, wstydu, poczucia winy, beznadziei – mówi Jan, który dziś jest ewangelizatorem na Przystanku Jezus.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Jan przyjechał w tym roku na Przystanek Jezus po raz trzeci. To na mapie jego życia szczególne miejsce. Dlaczego? Kiedyś jeździł na Woodstock. Niby żadna to szczególna wiadomość, przecież to fajny festiwal, dobre koncerty, ciekawi ludzie. Nie ma nic złego w przyjeżdżaniu tutaj.

Dla Jaśka jednak przełom lipca i sierpnia na polach w Kostrzynie nad Odrą był świetnym pretekstem, by zaszaleć, ale tak na maksa. Bez opamiętania. Do czasu…

 

Posłuchajcie jego historii:

Wcześniej przez lata jeździłem na Woodstock, ale nie dla muzyki. Raczej po to, żeby się tam bawić, pić alkohol i spędzać czas ze znajomymi.

5 lat temu, kiedy ostatni raz byłem tu jako woodstockowicz, piłem bardzo dużo – od rana do wieczora. Pamiętam takie głębokie doświadczenie pustki, wstydu, poczucia winy, beznadziei. Kierowałem się nie do końca chrześcijańskimi wartościami w życiu. Było we mnie dużo cwaniactwa, angażowałem się mocno w politykę i uważałem, że dobry polityk musi kłamać – takie miałem wartości.

Kiedy chodziłem taki pijany po polu woodstockwym, spotkałem ludzi z Przystanku Jezus, którzy zaproponowali, że się za mnie pomodlą. Zgodziłem się. Powiedzieli mi dobre słowo, odmówiliśmy razem “Ojcze nasz” i “Zdrowaś, Mario”. Dostałem też taką małą książeczkę z czterema prawami życia duchowego.

Przyszedłem potem do wioski PJ, siedziałem taki mocno pijany i zastanawiałem się nad sensem życia, nad moją relacją z Bogiem, i bardzo pragnąłem zapełnić to poczucie pustki. Czytałem tę książeczkę i zacząłem się zastanawiać, w którym miejscu w moim życiu jest Jezus. Niby w Niego wierzyłem, nawet czasem poszedłem do kościoła, ale to była bardzo odległa relacja. A jeśli Jezus istnieje, to chce przecież pełni relacji i mojego dobra. Wtedy wierzyłem, że może mi pomóc.

Ale wróciłem do picia. Ostatniego dnia Woodstocku, w niedzielę, obudziłem się rano, wyszedłem z namiotu i bardzo chciało mi się pić, szukałem piwa. Ale spojrzałem na ten bajzel dookoła, na smród, puste puszki. I wtedy poczułem takie wewnętrzne pragnienie, żeby zmienić swoje życie.

Złożyłem namiot, spakowałem plecak i poszedłem szukać wioski Przystanku Jezus, chciałem iść do spowiedzi. Przyszedłem tam, gdzie byłem wcześniej i zastałem puste pole.

Pamiętałem, że w kościele w Kostrzynie jest jeszcze msza św. kończąca PJ. Jakoś tam dotarłem – zmęczony, skacowany. Usiadłem na schodach i wtedy podszedł do mnie jeden z przystankowiczów. Przyniósł mi zupę, wodę, zaczęliśmy rozmawiać. Pocieszał mnie.

Poprosiłem też o spowiedź, po wielu latach. Przyszedł do mnie ojciec dominikanin, a ja w zasadzie nie byłem w stanie mówić. Zacząłem po prostu płakać. Poczułem ogromną Bożą Miłość, to, że Bóg mi przebacza, że chce mojego dobra i że jestem przez Niego kochany.

Tak się rozpoczął proces mojego nawrócenia. Za rok przyjechałem już na Przystanek Jezus.

Wróciłem do sakramentów, zacząłem czytać Pismo Święte. Ale to, co mnie zniewalało nie zniknęło. Nadal piłem, mimo relacji z Bogiem. To mi przeszkadzało. Z jednej strony wierzyłem w Boga, z drugiej – piłem i robiłem złe rzeczy. To było podwójne życie.

Dzisiaj wiem, że potrzebowałem po prostu terapii. Ksiądz namawiał mnie na spotkania AA, na początku się nie zdecydowałem, bo traktowałem Pana Boga magicznie, mówiłem – skoro wierzę, to mnie uzdrów. Teraz wiem, że Bóg chciał też mojej pracy, wysiłku.

Dziś już dwa lata nie piję, jestem po terapii, moja wiara jest inna – wolna, mimo moich grzechów. Wiem, że Jezus nie chce mnie potępiać, ale zbawić. Daje mi życie wieczne, a nie poczucie winy.

Teraz, kiedy chodzę po polu woodstockowym, staram się zrozumieć tych, którzy tutaj przyjeżdżają. Każdy z nich ma swoją historię, to są świetni ludzie, bardzo różni. Chcę im mówić, że doświadczam w Kościele pięknych rzeczy.


KRZYŻ JEZUSA
Czytaj także:
List Jezusa do Ciebie: Z mojego krzyża do Twojej samotności


KOGUT ANDRZEJ SOWA
Czytaj także:
Andrzej Sowa: Złamałem wszystkie przykazania, ale Bóg uczynił dla mnie cud [wywiad]

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.