separateurCreated with Sketch.

Rafał Szałajko: Przyjęliśmy krzyż i za niego podziękowaliśmy

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

„W pewnym momencie przyjęliśmy krzyż, nawet za niego podziękowaliśmy. I to się potem wszystko samo ułożyło, aż do wyzdrowienia” – mówi aktor Rafał Szałajko, tata Wilusia. Rok temu prosiliśmy naszych czytelników o modlitwę za chłopca.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Dokładnie rok temu prosiliśmy naszych Czytelników o modlitwę za 2-letniego Wilusia, który cierpiał na nowotwór w zaawansowanym stadium. Modliliśmy się o okruchy dzieciństwa, o powrót do domu, w którym czekało na niego trzech kochających braci. Dziś Wilhelm jest zdrowy. Jego tata, znany aktor Rafał Szałajko, opowiada o tym trudnym doświadczeniu, o tym, jak całą rodziną przez nie przeszli i o tym, że nigdy nie wolno tracić nadziei.

 

Małgorzata Bilska: Pamiętasz te czasy, kiedy nie byłeś mężem i ojcem?

Rafał Szałajko: (śmiech) Tak, bardzo dobrze.

Co się u ciebie zmieniło, jeśli chodzi o postrzeganie męskości?

Do 30-tki myślałem, że nie będę miał rodziny. Życie potoczyło się inaczej, ponieważ spotkałem Kasię, moją obecną żonę. Wydawało mi się, że jestem dorosły, kreuję swoje życie. Pełnią dojrzałości mężczyzny jest jednak bycie ojcem i mężem. Słowo klucz to: dojrzałość. Branie odpowiedzialności za innych.

 

Rafał Szałajko o odpowiedzialności, męskości, byciu ojcem…

Dla wielu osób jest ona ciężarem. Uciekamy od niej…

Chcemy mieć życie łatwe i komfortowe. Odpowiedzialność nie jest łatwa. Jest trudem, ale nie jest ciężarem. W moim życiu nic, co łatwo przychodziło, nie okazywało się czymś wartościowym (po czasie). Ludzie uciekają do komfortu.

A Ty nie masz komfortu?

Ja mam inny komfort (śmiech). Inaczej go definiuję.

Jak?

Nie jako spokój i constans. Mam taki komfort, że wstaję rano i idę. Jestem w drodze. Nie okopuję się, nie konserwuję sytuacji. To jest też droga duchowa, intelektualna. I artystyczna… Jako aktor nie mogę stać w miejscu. Idę, ale nie gonię – też się tego nauczyłem.

W jaki sposób dzielicie się z żoną obowiązkami domowymi?

U nas nie da się przeprowadzić sztywnego podziału. Bardzo często stoję za garami, gotuję dzieciom, robię zakupy. Mamy zmywarkę. Zapakuję ją, rozpakuję, choć tego nienawidzę. Rzadko piorę, to lepiej robi Kasia. Ja jestem bałaganiarzem, a pranie jest u nas rzeczą strategiczną. Logistycznie dom ogarnia Katarzyna, ale naprawdę ról nie dzielimy. Nieraz przewijałem dzieci. Po 9 miesiącach od urodzenia najstarszego syna, Kasia wróciła do pracy. Podjąłem to wyzwanie i przez parę miesięcy realnie jej pomagałem. Pracowałem też oczywiście, ale aktor często nie musi wstawać rano i jechać do pracy.

 

„Przyjęliśmy krzyż, nawet za niego podziękowaliśmy…”

Urlopy ojcowskie to dobry pomysł?

Myślę, że w tym świecie są naturalne. To naturalna kolej rzeczy, bo świat się zmienił. Ludzie inaczej niż kiedyś walczą o to, żeby być rodziną, zapewnić sobie byt. Role są wymienne zawodowo. Ojcowie powinni mieć takie prawo, chociaż w pierwszych miesiącach najlepiej, żeby z dzieckiem była matka.

Kiedy Wiluś był chory Kasia przez cały czas była z nim w szpitalu. Po kilku miesiącach wrócili do domu. Wtedy wyruszyłeś z najstarszym synem na męską wyprawę do Jerozolimy.

Musiała być taka, bo nie mam córki (śmiech). Wyprawę wymyśliła nam Kasia. Ja bym jej nigdy nie zaproponował: biorę Józia i znikam na 8 dni, a ty zostajesz z 3-letnimi bliźniakami i dziarskim pięciolatkiem. Każdy dzień jest u nas ciężką pracą – drogą do wieczora, którą trzeba dobrze przebyć.

Rok temu prosiliśmy czytelników o modlitwę za Wilhelma. Dziś możemy powiedzieć: jest zdrowy. Jakim on jest chłopcem?

Nasze bliźnięta są jednojajowe, ale on od początku był osobny. Drobniejszy, introwertyczny, choć nie zamknięty. Doświadczenie choroby zabrało mu trochę beztroskę. Jest wesołym, uśmiechniętym dzieckiem, ale z taką nutką melancholii.

Pokazaliście, że nigdy nie wolno tracić nadziei.

Nie wolno. W pewnym momencie przyjęliśmy krzyż, nawet za niego podziękowaliśmy. I to się potem wszystko samo ułożyło, aż do wyzdrowienia. Chciałbym podziękować Aletei i wszystkim czytelnikom, którzy wznieśli oczy do góry prosząc o jego zdrowie. Realnie odczuwaliśmy modlitwę i wsparcie armii ludzi. I to nie jest metafora. Bardzo nam to pomogło. Nieustająco proszę czytelników Aletei o modlitwę za naszą rodzinę. A szczególnie za małego Wilhelma, o utrzymanie remisji choroby i usunięcie skutków ubocznych leczenia.

 

Szałajko: Nie ma szans, żeby przeczekać życie na kanapie

Da się osiągnąć dojrzałość, jeśli nigdy nie niosło się krzyża?

Papież mówi, że musimy wyjść ze strefy swojego komfortu. Nie ma szans, że się gdzieś na kanapie franciszkowej przechowamy… Przeczekamy życie. Nie każdy musi doznać cierpienia. My też mieliśmy prawo do niezgody na chorobę. Jako chrześcijanie nie żyjemy na padole łez. Jesteśmy radośni. Bóg nas kocha i chce, żebyśmy byli szczęśliwi, ale droga do szczęścia musi być okupiona jakąś rezygnacją z siebie.

Męska wyprawa się udała?

To było dziękczynienie za powrót Wilhelma do zdrowia, ale też czas formacyjny dla Józka przed przyjęciem I Komunii Świętej. Bardzo chcieliśmy uniknąć dużych prezentów, zamienienia wydarzenia religijnego w stricte rodzinną imprezę. Komunia i Józek byli głównymi bohaterami dnia, bez pompowania go prezentami. Pobyt w Jerozolimie bardzo zaowocował. To naturalna katecheza, tam każdy kamień mówi o Jezusie.

Staram się spędzać z chłopcami czas tak, żeby każdy miał tylko swój, wyjątkowy. Nazywamy to: czas Józka, czas Emila. Dla bliźniaków to jeszcze nie jest aż tak istotne. W naszej wielodzietnej rodzinie staramy się jakieś wyjście czy choćby godzinę poświęcić dla jednej osoby. Emila zabieram na basen. Ma lekcję pływania, potem razem pływamy. Jestem tylko dla niego. Szczególnie po nim widzimy, jak mu to dobrze robi. Miał ciężko, bo bliźniaki pojawiły się na świecie jak miał 1,5 roku.

Dobrze znasz świat popkultury – i to z obu stron telewizora. Wchłaniamy z niej wzorce nastawione na egoizm, używanie życia. Jak wychowywać dziś dzieci w duchu Ewangelii? Przed czym je chronić?

Na pewno trzeba umieć wybierać. Mamy prawo do tego, żeby czegoś nie oglądać, nie czytać. Musimy wiedzieć, co nasze dzieci czytają, oglądają, w co grają. Ja te rzeczy znam. Chodzimy razem do kina. Chciałbym ochronić chłopców przed chaosem. Świat jest dziś chaotyczny i powierzchowny. Pokazuje pewne zachowania bez ich konsekwencji. Mnóstwo jest rozrywki, która nie służy niczemu innemu poza rozrywką. Bajki, kreskówki są robione tylko po to, żeby dzieciom zająć czas. Nadmiernie je stymulują, żeby zatrzymać ich uwagę. Świat nie wychowa dzieci za nas!

Najważniejszą rzeczą jesteś ty, ojciec. Swoim przykładem, zachowaniami, wyborami… Tym, jaki jesteś formujesz dzieci. Nie wierzę w ludzi doskonałych, codziennie popełniam błędy. Mam tego świadomość, próbuję to naprawić i się zmieniać. Dzieci widzą, że potrafię się przyznać do błędu i za niego przeprosić.

 

Szałajko: Mężczyzna musi bronić tego, co najważniejsze

Obalasz mit macho.

To jest właśnie dojrzałość. Agresją nigdzie nie dojdziemy, tylko do ściany. Macho się zawsze gdzieś rozwali. Czasem musisz być nieustępliwy – gdy bronisz rodziny, zaznaczasz świat swoich wartości. Mężczyzna musi zdobyć się na odwagę, by bronić tego, co dla niego najważniejsze.

Agresja długo służyła do budowania autorytetu. Ktoś, kto świadomie nie stosuje przemocy, może być autorytetem?

Nigdy mi się nie udało nic z dzieciakami przeprowadzić, czegoś je nauczyć, przy pomocy przemocy. Już nie mówię nawet o biciu. Decydujący jest własny przykład, kary w wychowaniu to ostateczność. Dzieci cię obserwują, procentuje konsekwencja. Czasem byłem zmuszony karać chłopaków odbieraniem przywilejów, ale na dłuższą metę nie przynosi to owoców. Nie załatwi się niczego przemocą.

Gdzie możemy zobaczyć Rafała Szałajkę – aktora?

W teatrze „Kamienica” w Warszawie, w komedii „SPA czyli Salon Ponętnych Alternatyw”. Gram tam rolę zadziornego Ślązaka, który z żoną wybrał się na weekend do Zakopanego. Od 10 lat współpracuję z TVP – w programie „Domisie” na kanale TVP ABC wcielam się w postać krnąbrnego Strachowyja. Wszedłem do obsady serialu „Pierwsza miłość” w Polsacie, gdzie gram policjanta Huberta. Lubię tę postać. Fajną rolę, fryzjera więziennego, zrobiłem w filmie „Autsajder” w reżyserii Adama Sikory. Jestem ciekawy, jak wypadnie w konkursie głównym  na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Wtedy ma premierę.

Wilhelm zdrowy, rodzina wraca do normy. Twoje plany zawodowe?

Rozwój, rozwój. I jeszcze raz rozwój.



Czytaj także:
Latam pod sufitem. Rozmowa z dziennikarką Katarzyną Niedźwiedź-Szałajko


BORYS SZYC
Czytaj także:
Borys Szyc: Kiedy trzeźwiejesz, można nazwać to oświeceniem [wywiad]



Czytaj także:
Kwaśny dla Aletei: Aktor to człowiek do wynajęcia

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.