Na każdym kroku w małżeństwie odkrywamy, jak jesteśmy różni. Ja kroję chleb grubo, ty – cienko. Ja ładuję zmywarkę sensownie (wszystko posortowane grupami, by potem łatwiej było wykładać na półki), ty – wrzucasz naczynia na chybił trafił (w domyśle: „byle jak”). Ja zamykam okna, ty je otwierasz. Każde małżeństwo ma tu swoje opowieści.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
To, że się różnimy, to normalka. Źle, gdy lata mijają na przekonywaniu drugiej strony, że ma być taka, jak ja. Trudno jednak w małżeństwie jest się rozstać z iluzją, że pewnego dnia obudzimy się obok człowieka, który w końcu stanie się tak (doskonały) jak ja! „Prosiłam cię tyle razy”. „Jak grochem o ścianę”. I w ten sposób rozgrywają się małe i wielkie zbrodnie małżeńskie, a dzieci już wiedzą, czego się spodziewać, gdy rodzice znajdą się przez dłuższą chwilę w jednym miejscu. Zaczną się uwagi i złośliwości, a może nawet kłótnia.
Albert Einstein podobno zdefiniował szaleństwo jako robienie ciągle tego samego, spodziewając się innych skutków. W cyklu kilku tekstów chciałabym przyjrzeć się, w jakich obszarach w małżeństwie można przerywać to błędne koło. Gdy chodzi o różnice – jeśli przekonywanie męża czy żony, by upodobnili się do nas, generalnie nie działa, może warto spróbować czegoś zupełnie innego.
Przyjmij, że człowiek obok ciebie nie działa ze złych pobudek
Żona kupuje półroczny zapas płynów do prania, bo była promocja, nie dlatego, że chce ci zrobić na złość. Mąż rozrzuca kapcie po domu nie po to, byś chodziła i je zbierała. Możesz się zastanowić, z jakimi intencjami ty odruchowo robisz różne rzeczy. Odkryjesz pewnie, że nasze przyzwyczajenia są czymś całkowicie neutralnym i że generalnie – chcemy jak najlepiej.
Jeśli nie daje ci spokoju, dlaczego druga strona działa w określony sposób – zapytaj. Nie mów, że „gdybyś mnie kochał, robiłbyś tak, jak ja chcę”. Miłość byłaby czymś strasznym, gdyby wymagała rezygnacja z prawa do bycia sobą. Warto opowiadać o swoich potrzebach („zależy mi, byśmy nie kupowali rzeczy na zapas”, „lubię, gdy buty są w przedpokoju”), ale jednocześnie trzeba pamiętać, że mąż czy żona może nie potrafić ich spełnić.
Załóż, że istnieje więcej niż jeden sposób – myślenia, działania, robienia jakiejś rzeczy
Nie istnieje dogmat, który opisuje, jak powiesić pranie albo poukładać sobotę. Pomyśl, czy część spraw życia codziennego, o które się konfliktujecie, w perspektywie kilkudziesięciu lat nie okaże się kompletnie nieważna.
Znam męża, który recenzował każdy centymetr sprzątany przez żonę. Ale znam też żony, które stoją nad mężem wieszającym pranie. Takie sytuacje odbierają poczucie sprawczości. Życie codzienne potem przypomina smutny los chłopa pańszczyźnianego, który w pracy to może i podejmuje decyzje, które ratują ludziom życie, ale w domu – niczego nie potrafi zrobić „dobrze”. Po co się więc angażować? A może istnieje wiele sposobów zrobienia dobrze tej samej rzeczy?
Wejdź w to, co inne
Spróbuj – chociaż czasami – przyjąć inność twojego męża albo żony jako zaproszenie. Zawsze spędzasz niedzielne przedpołudnie w piżamie, a mąż dusi się w domu? Daj się zaprosić na wyprawę rowerową. Żonie marzy się przemeblowanie, które ty uważasz za niepotrzebne? Załóż, że to może być świetna zabawa i zaproponuj poskładanie nowej szafy.
To otwarcie się na drugiego człowieka może wpuścić świeży powiew do czasami już zastałego powietrza w małżeństwie. Jeśli poruszamy się tylko w koleinach swoich własnych przyzwyczajeń, możemy wysiąść na stacji końcowej, gdzie pod jednym dachem mieszka dwoje starszych i zupełnie sobie obcych ludzi. Każde obroniło flanki swojej „świętej racji”, ale miłość spakowała walizki i odeszła z ich domu.
Zapytaj siebie, dlaczego to takie dla ciebie ważne, by druga osoba działała tak, jak chcesz. Często to oczekiwanie wynika z bardzo ubogiego zbiornika własnego szczęścia. To najpierw we mnie tkwią zabrane z własnej historii deficyty i zranione poczucie własnej wartości, które nie dają mi żyć. Warto zająć się sobą w tym obszarze, bo im bardziej doświadczam wewnętrznego pokoju i akceptacji siebie, tym bardziej daję ci prawo do bycia sobą.
Czytaj także:
Obowiązkowe mediacje przed rozwodem. Mogą uratować wiele małżeństw
Czytaj także:
“Boże, jak ja z nim wytrzymam…?”. Może to też twoja historia?
Czytaj także:
Rodzina jest najpiękniejszym darem, jaki możemy dostać. Głosy młodych z różnych stron świata