Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Zamiast formułować wprost nasze pragnienia i oczekiwania, zakładamy, że inni o nich wiedzą. A kiedy okazuje się, że jednak nie wiedzą, zaczynamy użalać się, że nikt nas nie rozumie i obrażamy się, bo przecież „powinni się domyślić”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dawno temu moja mama trafiła na oddział jednego z potężnych śląskich szpitali. Tworzy go kompleks oddziałów i klinik rozrzuconych w licznych budynkach, a kilometry korytarzy przywodzą na myśl labirynt Minotaura. Tysiące ludzi każdego dnia wędruje nim, marząc o zdrowiu.
Parking na terenie szpitala mieści zdecydowanie mniej samochodów niż to potrzebne, toteż każdy okoliczny kawałek gruntu otoczony jest drucianą siatką i wyposażony w malutką, metalową budkę, która latem spełnia funkcję piekarnika, zimą lodówki, a całorocznie – miejsca pracy parkingowych.
Podczas mojej pierwszej wizyty u mamy zostawiłam samochód na jednym z takich mikroparkingów. Przy wjeździe powitała mnie tablica z informacją o cenie, pani z uśmiechem wystawiła kwitek i mogłam już wyruszyć na poszukiwania właściwego oddziału. Kiedy po południu wróciłam na parking, zastałam mój samochód stojący samotnie na opustoszałym placu, a metalową budkę zamkniętą na głucho. Widok był zdecydowanie zaskakujący, szczególnie, że godzina 16.00 jest porą, kiedy wielu odwiedzających dopiero dociera do szpitala. Zastanawiałam się właśnie, jak wybrnąć z tej sytuacji, kiedy obok mnie wyrosła ta sama pani, która wręczała mi kwitek. Ciesząc się, że problem rozwiązał się sam, natychmiast okazałam bezcenny dokument i przygotowałam pieniądze.
“Wszyscy wiedzą”
Wydając mi resztę, zmarznięta pani parkingowa napomknęła mimochodem – bo wie pani, ten parking zasadniczo jest czynny do 15:30. No to wtopa – pomyślałam przerażona, że przez moją nieuwagę ktoś musiał zostać dłużej w pracy. Spojrzałam jeszcze raz na tablicę na budce, ale nadal nie dostrzegłam ani słowa o godzinach otwarcia. Nieśmiało zapytałam więc, gdzie można znaleźć taką informację. Odpowiedź zbiła mnie z nóg: „No tak, informacji nie ma, bo WSZYSCY WIEDZĄ, że tak jest… Kiedyś była tabliczka, ale zdjęliśmy, bo trzeba było kraty na budce zawiesić…”.
“Wszyscy wiedzą”. W miejscu, gdzie każdego dnia przewijają się tysiące ludzi. W miejscu, gdzie każdy marzy tylko o jednym: wyjechać stąd raz na zawsze i nie musieć nigdy wracać. W miejscu, gdzie krzyżują się drogi ludzi z całego województwa. W takim miejscu “wszyscy wiedzą”, że parking jest czynny do 15.30 i nie trzeba o tym nigdzie pisać. Bo to takie oczywiste…
Po zdumieniu przyszedł czas na refleksję, czy przypadkiem „wszyscy wiedzą” nie stało się życiową dewizą wielu z nas? Przecież “wszyscy wiedzą”, że mam dziś fatalny dzień i powinni omijać mnie szerokim łukiem – a skoro tego nie robią, to ich strata – mogę na nich warczeć, ile wlezie. Bo chyba sami tego chcieli, prawda? Przecież “wiedzieli”! Bo “wszyscy wiedzą”, że mam dziś ochotę spędzić wieczór w domu, więc mąż proponujący kino spotka się z reakcją godną rozwścieczonego pitbulla – bo powinien wiedzieć… Bo przyjaciółka przecież „wie”, że chciałabym z nią pójść na zakupy, wybrać sukienkę na wesele. A skoro nie proponuje wspólnego wyjścia, to znaczy, że jej na mnie nie zależy. Że co, że nie powiedziałam jej o tych zakupach? No ale po co – przecież ona to wie!
Nie czytam w myślach
W pierwszych latach życia dzieci są przekonane, że skoro one coś wiedzą, to mama na pewno wie dokładnie to samo i często złoszczą się, kiedy ich komunikaty są źle odczytane. Stąd choćby poranne awantury przy ubieraniu – zmordowana mama wyciąga siedemnastą koszulkę, maluch szlocha zrozpaczony, że chce włożyć inną, a na pytanie „to w końcu która?!” odpowiada żałosnym „no taaa…”. Bo przecież mama wie, o czym myślę! Trzeba czasu, aby maluch odkrył, że nawet najbliższa osoba nie potrafi czytać mu w myślach.
I choć jako dorośli świetnie wiemy, że nikt nie ma wglądu w to, co siedzi w naszych głowach, to nadal sporo naszych trudności w relacjach spowodowanych jest tym samym błędem komunikacyjnym. Zamiast formułować wprost nasze pragnienia i oczekiwania, zakładamy, że inni o nich wiedzą. A kiedy okazuje się, że jednak nie wiedzą, zaczynamy użalać się, że nikt nas nie rozumie i obrażamy się, bo przecież „powinni się domyślić”.
Tymczasem wystarczy niewiele: „Przepraszam, mam dzisiaj kiepski dzień, łatwo mnie wyprowadzić z równowagi”, „Kochanie, chciałabym dzisiejszy wieczór spędzić w domu, przełóżmy to kino na inny czas”, „Chciałabym ci towarzyszyć w wybieraniu sukienki, co ty na to?”. Jasny przekaz – kilka słów, dzięki którym świat staje się czytelniejszy. Bo naprawdę nie wszyscy wiedzą…
Czytaj także:
3 grzechy, które popełniamy podczas rozmowy
Czytaj także:
Jak skutecznie prosić mężczyzn o pomoc?
Czytaj także:
Wysłucham Cię za darmo, czyli rzecz o ruchu Free Listening