Pragniemy i potrzebujemy siebie nawzajem. Izolacja nas zabija. Dlatego nosimy w sobie wołanie o obecność drugiego.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Droga w kierunku nieuniknionego rozczarowania po ślubie zaczyna się na długo przed tym, zanim spotkamy miłość naszego życia. O naszej podatności na to zjawisko decyduje jakość więzi w rodzinie, z której pochodzimy – relacje i wydarzenia, które nas ukształtowały. Jeśli napełniły nas głębokim poczuciem własnej wartości i bezpieczeństwa, nasz bak miłości pozwoli nam na dojrzalsze oczekiwania w stosunku do człowieka, z którym chcemy spędzić resztę życia. Gdy jednak zostaliśmy dotkliwie poranieni i pozbawieni zdrowej, kochającej bliskości rodziców (albo bliskości i miłości pomiędzy nimi samymi), wnosimy do relacji z mężem czy żoną nierealne pragnienia i wyobrażenia. O krok za nimi stoi rozczarowanie.
Nasze koncepcje na związek vs. rzeczywistość
Popularne koncepcje związku dwojga osób tutaj nie pomagają. Znajdują się wśród nich te sterylne i merkantylne wizje, gdzie relacja z drugim opiera się na przemyślanym handlu wzajemnymi usługami, bez narażania się na straty. Na ogół zresztą, przy takim podejściu nigdy do małżeństwa nie dochodzi, a ludzie zaangażowani w związek trwają w wiecznej wersji testowej – czy bycie z tobą mi się opłaci?
Za takim pomysłem na relację kryje się koszmarny lęk przed bliskością i zaangażowaniem. To jak przebywanie w pomieszczeniu, w którym nigdy nie docieram do zastawionego do uczty stołu, ale czuwam, siedząc na krzesełku przy drzwiach wyjściowych. Nie angażuję się i nie podejmuję ryzyka, bo obawiam się, że mnie zranisz. Na taką postawę mogą mieć wpływ traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa – patologii związku rodziców, opartego na jakiejś formie przemocy czy dominacji, rozwodu czy porzucenia. Jednak pielęgnuje takie wyobrażenia również kultura tymczasowości, o jakiej pisze Franciszek w “Amoris laetitia”. Zamiast długotrwałych więzi preferowane są często prowizoryczne relacje, w których łatwo gnieździ się egoizm.
Na drugim biegunie zachowywania bezpiecznego dystansu i chronienia wszelkimi sposobami własnego ego znajduje się wizja związku jako scalenia dwóch połówek.
Mit “drugiej połówki”
Nasza kultura łatwo zaabsorbowała mit „drugiej połówki”, którą trzeba odnaleźć, by być spełnionym człowiekiem. Według zawartej w nim recepty druga osoba jest lekiem na moją niekompletność, który czeka gdzieś na świecie, bym go spotkał i zażył. Wtedy moje życie nareszcie stanie się szczęśliwe, a moje pragnienie uzdrowienia – zaspokojone.
W praktyce często osoby szukające swojej „drugiej połówki” przekonują się, że wybranek czy wybranka serca po czasie nie spełnił się w tej roli, co oznaczałoby, że po prostu nastąpiła jakaś pomyłka. Wina za brak satysfakcjonującej relacji spada na tego drugiego człowieka, który okazał się być jednak nie tym, za którego go wziąłem, czyli kimś idealnie dopasowanym do moich braków, powstałych po „odcięciu” tej połowy mnie, która gdzieś po świecie wędruje. W ten sposób misja odnalezienia zgubionej części siebie musi zostać podjęta na nowo. Są ludzie, którzy szukają całe życie i całe życie okazuje się, że to nie ta i to nie ten.
Głód relacji
Postrzeganie innej kobiety, innego mężczyzny, jako mojej drugiej połowy, ma oczywistą konsekwencję w postaci koncepcji związku: znajduję kogoś, kto wpisuje się w moje braki, a następnie wchłaniam go w siebie. Jest to niczym innym jak przesłanką do tworzenia małżeństwa, w którym osoby „zlewają się” i tracą własną tożsamość, o czym pisałam wcześniej.
Te rozpaczliwe próby opisania roli, jaką ukochany człowiek ma spełnić w moim życiu, wynikają z potrzeby poradzenia sobie z czymś wpisanym głęboko w nasze serca – głodem relacji. Bóg, który jest relacją Trzech Osób, stworzył nas na swoje podobieństwo. Pragniemy i potrzebujemy siebie nawzajem. Izolacja nas zabija. Dlatego nosimy w sobie wołanie o obecność drugiego.
Fragment z książki: „Wygrane małżeństwo. Jak ochronić miłość?”, Małgorzata Rybak, Fundacja Evangelium Vitae. Książka została napisana jako cegiełka dla Fundacji na rzecz odbudowy wrocławskiego szpitala przy ul. Rydygiera, w którym życie zostanie otoczone szczególnym szacunkiem i miłością. Więcej informacji o książce: TU.
Czytaj także:
Książę z bajki nie istnieje. Dzięki Bogu!
Czytaj także:
Te słowa pragnę słyszeć od mojej żony. Są mi bardzo potrzebne…
Czytaj także:
A może Twój związek potrzebuje… „rozczarowania”?