separateurCreated with Sketch.

Jak nie utonąć w szklance whisky? Kręte piłkarskie drogi

DANIEL TORRES
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Tak, to prawda, że każdy piłkarz pracuje w swoim zawodzie zaledwie przez kilkanaście lat. O ile, rzecz jasna, kopania piłki nie uniemożliwi mu kontuzja. Jednak przez te parę lat wielu przeżyło lub przeżywa upadki i powstania. Dostają szanse – czasem niejedną – by zmienić swoje życie na lepsze lub po prostu je zmarnować. Bo futbol to świat wypełniony niezliczoną ilością pokus.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Daniel Torres – trudne początki

W raczej przeciętnym hiszpańskim klubie Deportivo Alves kopie piłkę bardzo zdolny niegdyś pomocnik, Daniel Torres. Jego życie jest znacznie bardziej niezwykłe niż klub, w którym gra. Na pewnym etapie kariery nie poradził sobie – jak zresztą wielu młodych piłkarzy – z całym tym dobrodziejstwem, jakie niesie ze sobą ów zawód: z presją, pieniędzmi, a wreszcie samotnością.

Wyrwany z rodzinnej miejscowości do kolumbijskiego klubu Santa Fe w Bogocie, kompletnie się pogubił. W młodym wieku zaczął zarabiać spore pieniądze, a pochwały pod jego adresem sypały się może nawet częściej, niż peso do kieszeni. Nie wytrzymał, sięgnął po alkohol.

Do dzisiaj nie może uwierzyć, że dał się wplątać akurat w ten nałóg. Papierosy lub niechby i trawa, ale alkohol? Za nim nigdy nie przepadał. A przynajmniej nie smakowała mu słynna w Kolumbii aguardiente – anyżówka, destylowana z cukrowej trzciny, kilkukrotnie silniejsza niż rozluźniająca chicha, wytwarzana tam nie tylko z kukurydzy, lecz także z ziemniaków, ryżu i ananasa. A skoro aguardiente Torresowi była nie w smak – sięgnął po whisky.

Wypiwszy pewnej nocy aż dwie butelki złotego napoju, pojawił się następnego dnia na treningu i ku własnemu wielkiemu zdziwieniu… nie zauważył większej różnicy w reakcji organizmu na wysiłek. Ku przestrodze wszystkich czytających warto zaznaczyć, iż inne zdanie na ten temat mieli trener drużyny oraz właściciel klubu.


KRWIODAWSTWO
Czytaj także:
Cristiano Ronaldo jest honorowym krwiodawcą, a ty?

 

Bóg odmienił go w jeden dzień

Dostał jednak szansę. A właściwie sam ją sobie podarował, bo naraziwszy się swoim przełożonym, poprosił o transfer do prestiżowego National de Medellin. Otrzymał zgodę i zadowolony wsiadł w samolot, by podpisać kontrakt.

Medellin okazało się jednak znacznie gorsze niż Bogota. Nocne życie po prostu tam kwitło, zapraszając Torresa rozpostartymi ramionami do wypijania kolejnych szklaneczek whisky. Powoli tracił wszystko – odeszła od niego żona z dzieckiem, jego pryncypał zaś przestał wierzyć w odbudowę zdolnego młodziana. Po zakończeniu sezonu otrzymał bolesny policzek – usłyszał w radiu swoje nazwisko, a zaraz po nim informację, iż trafił na listę transferową. Medellin zapragnął się go pozbyć. Wiadomość była, rzecz jasna, zaprawiona smaczkiem opisującym rozmaite pozaboiskowe wyczyny Torresa.

Chłopak niemal wpadł w rozpacz. Nie tylko tracił pracę w znaczącym, kolumbijskim klubie, ale w dodatku przyklejono mu łatkę alkoholika. Jakby tego było mało – nie miał nawet z kim o tym wszystkim porozmawiać, bo najbliżsi po prostu od niego uciekli. W tej chwili zdał sobie sprawę, że musi coś zmienić. Pod wpływem spotkania z jednym ze znajomych podjął radykalną decyzję.

„Spotkałem Boga. Postanowiłem oddać całe to moje życie Bogu, uczcić go i wielbić a wiadomość o tym zanieść wszędzie tam, gdzie mnie pośle” – wyznał po latach Torres w rozmowie z hiszpańskim „El Pais”. I faktycznie – wiele się u niego zmieniło. Klub z Bogoty, z którego nie tak dawno uciekał w podskokach, teraz zdecydował się go przyjąć ponownie. Wkrótce też poukładał swoje życie osobiste i wrócił do swojej żony.

Obecnie jest jednym z ważniejszych zawodników hiszpańskiego Deportivo Alaves, regularnie występuje także w reprezentacji Kolumbii. Nie jest może wybitnym piłkarzem, a zapewne gdyby nie toksyczna przyjaźń z whisky – mógłby być kimś na skalę kolumbijskiej gwiazdy, Jamesa Rodrigueza. Kto wie… Najważniejsze jednak, że jest szczęśliwy. Że trafił do świata żywych.

 

Upadki i kolejne szanse

Nie wszyscy jednak przeszli taką drogę, jak Torres. Wielu piłkarzy, którzy okazali się nie dość odporni na pokusy otoczenia, albo otrzymało swoją szansę, albo walczy o nią zaciekle. Portugalski obrońca, Ruben Semedo, to szalenie zdolny chłopak. Wyrwany z toksycznego środowiska małej miejscowości pod Lizboną, trafił do stołecznego Sportingu. Chłopak boleśnie odczuwał jednak zły wpływ otoczenia, z jakim przyszło mu się zetknąć w bardzo młodym wieku. Brak ojca, bieda, z którą w pojedynkę walczyła zatroskana matka… to wszystko sprawiło, że Semedo wszedł w świat – eufemistycznie rzecz ujmując – niezbyt poukładanych rówieśników. Od demonów przeszłości nie uwolnił się ani w Lizbonie, ani w kolejnych portugalskich klubach, do których Sporting wysyłał go na wypożyczenie.

Wreszcie trafił do hiszpańskiego Villareal. I zamiast skorzystać z nowej szansy, jaką daje zmiana otoczenia – rzucił się w wir zabawy, prowadząc niemal gangsterskie życie. Po jednej z imprez rozbił butelkę na głowie kibica Villareal, groził pistoletem barmanowi, a wreszcie uprowadził wraz dwoma kolegami przypadkowego mężczyznę.

Przetrzymywali ofiarę w domu obrońcy hiszpańskiego klubu. “Przystawiał mi pistolet do głowy, groził śmiercią” – zeznawał mężczyzna przeciwko niesfornemu Rubenowi. Tak Semedo trafił do więzienia. Spędził tam 141 dni. Wyszedł po wpłaceniu kaucji i obietnicy regularnego stawiania się na komisariacie policji.

Otrzymał też kolejną szansę – po piłkarza sięgnął beniaminek hiszpańskiej ekstraklasy. Huesca, w której obecnie gra, pragnie odbudować zawodnika, przywrócić blask nieźle zapowiadającej się karierze. Czy się uda? Nie zawsze przecież jest tak, że człowiek zmienia się w ciągu kilku godzin. Czasami potrzeba znacznie więcej czasu, by zrozumieć własne błędy.

Semedo niewątpliwie znalazł się na zakręcie. I to bardzo ostrym zakręcie. Być może przyjdzie mu pogadać z Torresem, by zrozumiał, jak wiele ma jeszcze do stracenia. I jak wiele do zyskania. I być może słońce kilkudziesięciotysięcznego miasta w Aragonii nieco uspokoi jego rozhukany temperament. Oby!


ANNA I ROBERT LEWANDOWSCY
Czytaj także:
Żony piłkarzy – kwiatek do kożucha? Nie umniejszajmy ich roli!



Czytaj także:
Dlaczego Kamil Grosicki zrobił sobie tatuaż z Maryją?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags:
Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!