separateurCreated with Sketch.

Sześć znaków za pół miliarda złotych. Czyli na czym zarabiają technologiczne startupy?

START UP
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jan Kostrzewa - 26.09.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Technologiczne startupy to prawdziwe historie od pucybuta do miliardera. Ale na czym polega ich sukces? I jak długo może potrwać?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Gdy Steve Jobs zakładał firmę, miał zaledwie 21 lat, a wielkim sukcesem było przeniesienie siedziby z sypialni do garażu. Zgodnie z legendą nazwa „Apple” pochodzi od tego, że założyciele byli tak biedni, że jedli tylko to, co było wtedy najtańsze – jabłka.

Ile prawdy w tej historii – trudno stwierdzić. Fakty są jednak takie, że dzisiaj Apple to pierwsza firma w historii, której wartość rynkowa przekroczyła bilion dolarów, natomiast wartość względem pierwszego notowania na giełdzie wzrosła aż 500 razy. Elon Musk, którego koncerny Tesla oraz SpaceX nie tylko wyceniane są na miliardy dolarów, ale również inspirują i rewolucjonizują świat, zaczynał sprzedając własnoręcznie napisaną grę komputerową Blaster za 500 dolarów.

Zazwyczaj prezesi banków czy koncernów energetycznych kojarzeni są z ciasnymi garniturami, światem tabelek w Excelu oraz memo dla zarządu. Natomiast w przypadku nowych technologii kojarzeni są z odkrywaniem nowych planet, przekraczaniem możliwości ludzi. Takie połączenie Indiany Jones’a z Kolumbem i Bondem jednocześnie.

Skojarzenie nowoczesnej techniki z przygodą jest tak wielkie, że to właśnie Elon Musk posłużył jako wzór do stworzenia superbohatera z drużyny Avengersów, miliardera i wynalazcy Toma Starka znanego szerzej jako Iron Man. Ten przykład najlepiej pokazuje, jaką moc inspiracji i fascynacji skrywają technologiczne startupy.

Zdążyliśmy już przywyknąć, że “na zachodzie” historii „od pucybuta do miliardera” są tysiące. Jednak i w Polsce mamy technologiczne historie godne american dream. Marcin Iwiński i Michał Kiciński – koledzy z licealnej ławki zaczynali od sprzedaży dyskietek na bazarze. Dzisiaj ich firma CD-project Red jest warta na giełdzie 15 miliardów złotych. To ponad dwa razy więcej niż Lotos!

 

Dlaczego koncerny są tak atrakcyjne?

Co sprawia, że technologiczne koncerny są, aż tak atrakcyjne? Czy gigantyczne wzrosty wartości na giełdzie? Gdy przyjrzymy się uważnie, okazuje się, że firmy „tradycyjne”,takie jak banki, koncerny energetyczne czy odzieżowe również odnotowują spektakularne giełdowe sukcesy. Cechują się olbrzymimi kursami akcji. Lotos, którego cena za pojedynczą akcję w 2016 wynosiła 27 zł, a dziś wynosi 73 zł. To 270% więcej w zaledwie 2 lata. Akcje CCC początkowo wynosiły 10 zł od sztuki, dzisiaj aż 200 zł. LPP (Reserved, Cropp) 50 zł, a dziś 10 000 zł itd. Przykłady można mnożyć.

Natomiast niech każdy zastanowi się, jak wiele zna nowo powstałych firm energetycznych? No właśnie, chociaż firmy energetyczne mają lepsze i gorsze czasy, to cechuje je pewna stałość. W przypadku IT wszystko jest możliwe. Jednego dnia firma istnieje tylko w umysłach kilku nastolatków, następnego powstaje na papierze i w garażu, a za kilka lat debiutuje, by zdominować rynek i zarobić miliardy.

Chociaż brzmi pięknie i jest to prawdziwe, to zbyt łatwo zapominamy o ciemnej stronie tej branży. Słynne powiedzenie, że „nic w przyrodzie nie ginie” oznacza również, że jeżeli wyrasta nowe drzewo, to zabiera słońce staremu. Świętujemy sukces Huawei czy Xiaominga, ale zapominamy, że zajęły lukę po Nokii. Mamy konto na Instagramie, Facebooku czy Snapchacie, ale kto pamięta o takich potęgach jak Yahoo czy MySpace, nie wspominając o Naszej Klasie i Gronie?

Gdy przyjrzymy się zestawieniu 10 największych spadków w historii amerykańskiej giełdy, to – ku zaskoczeniu – są to te same firmy, które jednocześnie powszechnie uważane są za wzór sukcesu IT (Facebook, Intel, Microsoft, Apple, Alphabet-Google, Amazon).

 

Płomień, który mocno świeci szybko gaśnie

Jeszcze kilka lat temu Facebook uważany był za niekwestionowaną potęgę, do tego stopnia, że kompromitujące dowody przekazane przez Edwarda Snowdena, o współpracy koncernu z FBI i CIA, nie naruszyły wartości firmy.

Facebook rozrastał się, rozprzestrzeniał, a wręcz został uznany za „internet 2.0”. Co jednak wydarzyło się pomiędzy wtorkiem 23 lipca, a czwartkiem 26 lipca, że firma straciła na wartości 120 miliardów dolarów? To największy w historii spadek w ciągu jednego dnia!

Do tego trzeba zauważyć, że strata nie wiąże się (przynajmniej bezpośrednio) z aferą Cambridge Analytica. Facebook opublikował swoje wyniki, wykazując przychody zgodne z oczekiwanymi, nieznaczny wzrost liczby użytkowników i że firma rozwija się powoli, ale stabilnie. No właśnie. Powoli. Powtarzając za Czerwoną Królową z Alicji w Krainie Czarów: „Trzeba biec ile sił, żeby utrzymać się w tym samym miejscu”.

Zająć miejsce Facebooka chce Instagram, Snapchat, Google Plus i wielu, wielu innych. Młode pokolenie jest kapryśne, łatwo ulega modzie, a dzisiaj Facebook nie jest już „sexy”.

Prawie 3 miliony młodych Amerykanów zrezygnowało z konta na tym portalu, a to oznacza, że powoli dryfuje on w kierunku „masowego medium dla starych ludzi”.

Co z tego, że to starzy ludzie mają pieniądze, gdy to młodzież wyznacza trendy. Jeżeli Facebook przestał pędzić, to znaczy, że się cofa. Jeżeli się cofa, to trzeba wyprzedać akcje, nim zrobią to inni.

Do tego trzeba wspomnieć, że wielkie domy maklerskie od dawna posiłkują się sztuczną inteligencją, która wykorzystując algorytmy predykcji szeregów czasowych, w ułamku sekundy wyczuwa tendencje giełdową i błyskawicznie na nią reaguje.

Impuls elektryczny biegnący po neuronach tej biologicznej jest tysiące razy wolniejszy, niż ten biegnący po krzemowych tranzystorach sztucznej inteligencji. Problem polega na tym, że wszystkie algorytmy działają podobnie i gdy tendencja jest spadkowa, to wyprzedają. Powoduje to mechanizm rezonansu, czyli im jest gorzej, tym będzie jeszcze gorzej. Przy tym zwykła, ludzka panika giełdowa to igraszka. W efekcie wycofanie 120 miliardów z jednej spółki w ciągu jednego dnia staje się w pełni realne.

 

Zwyciężyć i spocząć na laurach to klęska

Nie tak dawno nasza rodzima firma cd-project RED opublikowała 6-znakowego tweeta o treści „*beep*, czym zyskała… pół miliarda złotych. Brzmi absurdalnie, ale mechanizm jest bardzo prosty.

Tweet na koncie projektu Cyberpunk77 sugeruje, że zbliża się premiera, ludzie zaczynają kupować akcje, sztuczna inteligencja zauważa tendencję wzrostową i automatycznie także zaczyna kupować. Tendencja wzrostowa się wzmaga, co jeszcze bardziej motywuje do inwestowania.

W efekcie wartość firmy wzrosła o wspomnianą wcześniej astronomiczną kwotę. Oczywiście, można wpaść w tryumfalizm i ogłaszać wszem wobec, że teraz Polacy stali się potentatem branży gier komputerowych.

Jednak prawda jest taka, że od tweeta nie powstało ani jedno nowe miejsce pracy, ani jeden patent, ani jeden produkt, natomiast pieniądze na giełdzie tak łatwo jak przyszły, tak łatwo mogą ją opuścić.

Dzisiaj CD project RED jest na ustach wszystkich, a gra “Wiedźmin” stała się naszym eksportowym towarem. Niestety, wystarczy że wyniki sprzedaży Cyberpunk77 będą „dobre”, a nie „świetne”, by algorytmy giełdowe oceniły CD Red za firmę „stabilną”, czyli wolno się rozwijającą, czyli cofającą się, czyli, bądźmy szczerzy, upadającą.


Maksymilian na tle pracujących rąk
Czytaj także:
Modlitwa przedsiębiorcy i startupowca

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.