Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jana XXIII zapamiętano jako łagodnego i ciepłego człowieka ze wspaniałym uśmiechem. Nosił nawet przydomek „dobry”. Kiedy jednak zajrzymy do jego dziennika, uderza liczba notatek o potrzebie troski o zachowanie optymistycznego podejścia do świata i praktykowaniu panowania nad gniewem.
Papież „zamiast”
Faworytem kardynałów na konklawe w 1958 r., po śmierci Piusa XII, był abp Mediolanu Giovanni Montini. Jednak po tak silnej osobowości, jaką był poprzedni papież, i wobec coraz wyraźniejszego podziału wśród kardynałów na konserwatystów i tych, którzy widzieli konieczność znacznych reform, postanowiono dać Kościołowi kilka lat na uspokojenie nastrojów i przyjrzenie się, dokąd Duch prowadzi.
Wybrano więc na Stolicę Piotrową mającego już prawie osiemdziesiąt lat patriarchę Wenecji – Angelo Roncallego. Miał być papieżem przejściowym, a jego pontyfikat czymś w rodzaju wakacji między „poważnymi” następcami św. Piotra.
Przede wszystkim posłuszeństwo
Przyjmując święcenia biskupie, ks. Roncalli wybrał sobie hasło „Posłuszeństwo i pokój”. Realizował je konsekwentnie w praktyce, przede wszystkim swojego życia, w którym szedł z dziecięcym posłuszeństwem za natchnieniami Ducha. Co nie przeszkadzało mu traktować wielu Bardzo Poważnych Protokołów z przymrużeniem oka.
Przykładem jest już wybór imienia. Nosił je antypapież z XV w., który został zdjęty z urzędu przez sobór w Konstancji. Z tego względu przez wiele wieków nikt nie miał odwagi przyjąć imienia ukochanego ucznia Jezusa. Kardynałowi Roncallemu wcale ta zła sława nie przeszkadzała – skoro Duch wskazał mu takie imię, to je wybrał.
Inny przykład to wydarzenie, które miało miejsce podczas przyjmowania przez niego posługi papieskiej. Podczas niego odbywa się także homagium, czyli obrzęd, w którym wszyscy kardynałowie po kolei oddają papieżowi hołd i proszą o błogosławieństwo. Kiedy do Jana XXIII zbliżył się włoski ordynariusz polowy, papież stanął na baczność i powiedział: „Panie generalne, melduje się sierżant Roncalli!”.
Rewolta
O zwołaniu soboru myślano już za pontyfikatu Piusa XII, szczególnie że poprzedni sobór (watykański I) nigdy nie został formalnie zamknięty. Jednak prace nad tym pomysłem pozostały na papierze, kuraliści straszyli skomplikowaniem duszpasterskim, organizacyjnym i proceduralnym, więc zwołanie soboru zawieszono.
Duch Święty jednak miał najwyraźniej zdanie skrajnie odmienne od tego, jakie prezentowali oporni urzędnicy kurii i im podobni.
Kilka miesięcy po swoim wyborze, 25 stycznia 1959 r., Jan XXIII ku zaskoczeniu wszystkich, a wiele wskazuje, że i siebie samego, polecił zwołanie soboru: „Nagle i nieoczekiwanie powstała ta myśl w naszym pokornym umyśle. (...) Pewność, że została nam ona zesłana z nieba, ośmieliła nas do wprowadzenia naszego pokornego zamierzenia w czyn”.
Podobno w noc po ogłoszeniu tego postanowienia papież nie mógł zasnąć, przerażony skalą przedsięwzięcia, przed którym stanął on sam i przede wszystkim postawił Kościół. Kiedy zdrzemnął się na chwilę, miał mu się przyśnić Anioł Stróż i powiedzieć: „Angelo, Angelo, co się tak sobą samym przejmujesz?”. Hierarcha zasnął spokojnie.
Trzy lata później, w 1962 r., rozpoczęły się obrady II soboru watykańskiego. Straszono, że na przygotowania potrzeba dziesiątków lat, ale papież twardo postanowił, że kilkanaście miesięcy wystarczy. Oczywiście, miał rację.
Janowi XXIII nie było dane zamknięcie dzieła, które rozpoczął – zmarł kilka miesięcy później, w czerwcu 1963 r., na raka żołądka. Choć jego pontyfikat rzeczywiście był krótki, bynajmniej nie był przejściowy. Dobrotliwie uśmiechnięty papież otworzył drzwi przemianie, a Kościół tak docenił jego posłuszeństwo Duchowi Świętemu, że w 2014 r. ogłosił go świętym.