Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Historia Kościoła nie zna podobnego przypadku, żeby jeden człowiek w konfesjonale założył blisko trzydzieści zgromadzeń zakonnych. Przez większą część życia był więźniem caratu, długie lata egzystował w atmosferze stałego policyjnego nadzoru, ciągłych rewizji i węszenia.
A mimo to udało się docierać z Ewangelią do najuboższych zakamarków i do ludzi odrzuconych na margines. Dzięki bezgranicznemu zawierzeniu Bogu oraz podziemnej armii, którą w zdecydowanej większości tworzyły kobiety.
Z otchłani niewiary wyrwały go modlitwy matki
Bujną młodość miał Wacław Koźmiński, bo tak brzmiało jego imię chrzcielne, nim stał się najbardziej znanym spowiednikiem, duszpasterzem, kaznodzieją na ziemiach polskich. Syn z dobrej rodziny o korzeniach szlacheckich we wczesnej młodości stracił wiarę pod wpływem modnych nowinek, a oskarżony o udział w spisku trafił do warszawskiej Cytadeli i tam przeżył swój wściekły, bluźnierczy bunt przeciw Bogu, swoją własną Wielką Improwizację.
Paroksyzm młokosa skończył się zwycięstwem Boga, bo, jak później twierdził, z otchłani niewiary wyrwały go gorliwe modlitwy matki. W uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny odzyskał wiarę i sam Jezus wyjaśniał mu prawdy wiary i usuwał wszelkie wątpliwości.
Gdy odzyskał wolność, niezwłocznie zapukał do furty ojców kapucynów w Warszawie i szybko po święceniach stał się najbardziej poszukiwanym spowiednikiem, kaznodzieją, duszpasterzem, dzięki niemu nastąpił renesans modlitwy różańcowej i świeckiego zakonu św. Franciszka.
Dramat powstania i internowanie
Ale później wybuchło powstanie styczniowe i klęska na niespotykaną skalę. Ta klęska nie polegała jedynie na wymordowanych powstańcach i wywózkach na Syberię. Przegrana wiązała się także z grabieżą na gigantyczną skalę majątków należących do powstańców, ale też dóbr klasztornych. Klasztory zostały przez władze pozamykane, zakonnicy zwożeni do zbiorowych „umieralni”, bo nie wolno im było przyjmować nowicjuszy, a księgozbiory, dzieła sztuki, historyczne pamiątki, wywożone były przez zaborcę w głąb Rosji.
Pewnego listopadowego dnia 1864 roku żandarmi załomotali do furty klasztoru przy Miodowej, cała tamtejsza wspólnota ojców kapucynów została aresztowana i internowana do klasztoru zbiorczego w Zakroczymiu. Mieli tu dogorywać, czekając na śmierć, która miała być także śmiercią życia zakonnego pod rosyjskim zaborem.
Ojciec Honorat miał trzydzieści pięć lat, był w sile wieku i ani mu było w głowie umierać. Co więcej, gorąco pragnął, aby żyła jego ojczyzna, ale do tego musiała odrodzić się duchowo, bo tak jak wielu współczesnych nie miał wątpliwości, że zabory i upadek Polski były skutkiem upadku moralnego Polaków sprzed dwóch, trzech pokoleń. Przez kilka lat po internowaniu modlił się, rozważał, studiował historię Kościoła.
Pionierskie dzieło o. Honorata
Szukał drogi wyjścia z piekielnych czeluści. W trudnych czasach wzrasta kreatywność, więc zakonnik ułożył swój genialny plan. Zakony są zakazane? Ale przecież zakonność nie polega na habicie i klauzurze, a na ślubach czystości, posłuszeństwa i ubóstwa. Można się więc po cywilu wtopić w świat i stać się zaczynem ewangelicznej odnowy.
Jeden apostoł, który ewangelizowałby swoje otoczenie, pociągnąłby za sobą wiele osób. Byłby jak kamyk, rzucony na taflę wody, wokół którego powstawałyby kręgi kolejnych nawróceń. Gdyby znaleźć wiele takich „kamyków”… I gdyby objąć apostolatem wszystkie polskie stany – od chłopów po duchowieństwo i ziemian?
Tak zaczęło się pionierskie dzieło o. Honorata, gdyż taki rodzaj życia zakonnego był wówczas w Kościele nieznany – instytuty świeckie zostały zaaprobowane wiele dekad po przetarciu szlaków przez polskie ukryte wspólnoty. A pionierzy płacą wysoką cenę za dezynwolturę i dotyczy to także ludzi Kościoła.
„Kamyki” zgłaszały się same, gdyż o. Honorat spowiadał dosłownie całą Polskę, do Zakroczymia zjeżdżali także Polacy z innych zaborów. Wiele penitentek marzyło o życiu zakonnym, ale skoro klasztory były pozamykane, jedynym wyjściem była emigracja. Sprzeciwiał się temu, tłumaczył, że „pozbawiać kraj przykładu i wpływu, i modlitwy dusz doskonalszych, kiedy mogą tutaj daleko lepiej się uświątobliwić niż w dawnych zakonach”.
I uświątobliwiały się, bo kobiety, u których odczytywał charyzmat założycielski, posyłał „na front”. Żyjąc w świecie miały pracować w różnych miejscach i grupach społecznych. Zalążkiem nowej wspólnoty zakonnej były trzy, cztery kobiety, a o. Honorat pisał ustawy. Przechodziły formację, były samoukami – teologami, wreszcie składały śluby czasowe i wieczyste na ręce ojca duchowego. Tysiące listów krążyły między nimi, kartki papieru przepychane przez kraty konfesjonału – tego centrum duchowej walki i dowodzenia.
Kobiety na froncie duchowej walki
Młode kobiety szły na front, wspólnie wynajmowały mieszkania w miastach lub na wsi i rozpoczynały dyskretną ewangelizację. Stosując taką strategię, począwszy od lat 70. XIX w. powstało dwadzieścia sześć zgromadzeń, prawie wszystkie to wspólnoty żeńskie.
Józefa Chudzyńska pracowała wśród ubogiej ludności miejskiej, Paula Malecka wśród nauczycielek, Eleonora Motylowska dotarła do służących, Róża Godecka do robotnic fabrycznych, Maryla Witkowska do rzemieślniczek, zgromadzenie Kazimiery Gruszczyńskiej opiekowało się chorymi. Było zgromadzenie, które dbało o liturgię, nie zapomniał też o. Honorat o zmarłej części narodu, gdyż i taką wspólnotę zainspirował – siostry modliły się o szczęście wieczne dla dusz czyśćcowych. Matka Godecka powołała pierwsze zgromadzenie na świecie, pracujące wśród robotnic – całe trzy lata przed wydaniem encykliki „Rerum nova rum” o sprawach społecznych przez Leona XIII.
Ukryta armia walczyła dyskretnie, przemieniając ojczyste realia. „Całe fabryki się nawracają” – cytował opinię jednego z właścicieli fabryk, gdyż ukryte siostry matki Róży nie uznawały marksistowskiej teorii walki klas, a pokazywały, że Ewangelia rozwiąże każdy konflikt społeczny.
Odważne kobiety, często pochodzące ze szlachty lub mieszczaństwa, często rezygnowały z życiowej stabilizacji, szły do miejskiej i wiejskiej biedoty. Poznawały grupy społeczne, z którymi nigdy się nie kontaktowały, uczyły katechizmu, ale też czytania, pisania, rachunków, pokazywały, jak gospodarować ciężko zarobionymi pieniędzmi, organizowały domy dla chorych lub chwilowo bezrobotnych (w takiej sytuacji istniało wielkie ryzyko zostania prostytutką), ochronki dla robotnic, garkuchnie, czytelnie. Wciąż w ukryciu, nieraz były na granicy dekonspiracji (a groziła im wywózka na Syberię), a mimo to i jest to cud, przez prawie cztery dekady zaborcy nie mieli pojęcia o istnieniu zakonnego podziemia.
Gdy schorowany i spracowany o. Honorat umierał w Nowym Mieście nad Pilicą, które było jego kolejnym miejscem uwięzienia, mógł dziękować za owocne życie. Nieraz mówił założycielkom i ich współpracownicom, że ma świadomość, jak bardzo im ciężko i że to one biorą ciężar apostolatu na swoje barki, żyjąc w ubóstwie i niepewności. „Wasze poświęcenie przewyższa wszystkie” - pisał.
Historycy nie mają już zwyczaju badać wpływu duchowości i etyki jednostek na życie i losy zbiorowości. Przecież byłoby im trudno udowodnić, że walka kobiecego podziemia zmieniła losy Rzeczpospolitej. Wielka szkoda, ale takie są koszty ukrytego życia.