Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Fabio Marchese Ragona: Pamięta pan swoje pierwsze spotkanie z Janem Pawłem II?
Arturo Mari: Poznałem go w czasie Soboru Watykańskiego II, kiedy był arcybiskupem Krakowa. Przedstawił mi go kardynał Wyszyński. Potem za każdym razem, kiedy przyjeżdżał do Rzymu, miałem okazję spotkać się z nim.
A potem został papieżem…
Kiedy po konklawe otwarto drzwi Kaplicy Sykstyńskiej, wszedłem do środka jako pierwszy. Ojciec Święty stał tam ubrany w białą szatę. Spojrzał na mnie z wielką miłością i pogładził po głowie. Moja pierwsza myśl była taka, żeby zrobić zdjęcie. Świat czekał na zdjęcia nowego papieża. Potem ukłoniłem się i odszedłem.
Które ze swoich zdjęć zrobionych papieżowi uważa pan za najlepsze?
Spędzałem z nim 365 dni w roku. Wchodziłem do apartamentów papieskich codziennie o 6.20. Najlepsze zdjęcie, moim zdaniem, zrobiłem w ostatni Wielki Piątek w 2005 r., kiedy siedział w swojej prywatnej kaplicy z krzyżem w dłoniach. Uchwyciłem gest, którego nikt nie dostrzegł: papież wziął krzyż, przytknął go do głowy, ucałował Chrystusa, a potem przycisnął krzyż do serca. To zdjęcie obiegło świat i sądzę, że najlepiej oddaje cały sens jego pontyfikatu.
Wielu mówiło wtedy, że ujęcie jest z tyłu, ponieważ papież oddycha przez respirator. To prawda?
To wymysły. Wcale nie miał respiratora. To była kwestia kadrowania. Kaplica była tak mała, że nie można było zrobić tego zdjęcia inaczej. W środku było tłoczno: poza nami były tam siostry zakonne, pielęgniarze, lekarze. Zdjęcie można było zrobić, tylko umieszczając aparat w głębi.
Jaki musi być osobisty fotograf papieża?
Pełen pokory i dyskretny. Trzeba zawsze pamiętać, że fotografuje się nie byle kogo, tylko papieża. Zdarza się, że w czasie prywatnych spotkań z głowami państw usłyszy się jakieś słowo, zdanie. W takich przypadkach trzeba zawsze być bardzo dyskretnym i nie słuchać.
13 maja 1981 r., w dniu zamachu na papieża, był pan obok niego w papamobile i zrobił pan słynne zdjęcia Jana Pawła II trafionego kulami wystrzelonymi przez Ali Agcę. Co pan pamięta z tego dnia?
Zupełnie nie pamiętam, jak udało mi się zrobić to zdjęcie. Natychmiast zorientowałem się, że coś się dzieje. Zobaczyłem, że papież upada przede mną i być może dzięki Matce Bożej, która poprowadziła moją rękę, a może z racji doświadczenia, miałem dość zimnej krwi, by zrobić te zdjęcia, które stały się historycznym dokumentem.
Papież cierpiał, ale nie wydał z siebie żadnego jęku, skargi. Kiedy dojechaliśmy pod tzw. pogotowie watykańskie i czekaliśmy na karetkę, która miała zawieźć Ojca Świętego do kliniki Gemelli, położono go na ziemi i wtedy powtórzył tylko dwa razy: „Matko Boża, pomóż mi, Matko Boża, pomóż mi!”.
Czy papież kiedykolwiek się czegoś bał?
Ależ skąd! Opowiem coś, o czym wie niewielu: to było na pokładzie samolotu lecącego do Senegalu. Tuż za granicą Włoch, nad Morzem Śródziemnym, wlecieliśmy w lodową chmurę, a nasz samolot nie był wyposażony w system do odszraniania skrzydeł. Z 12 000 metrów w jednej chwili zeszliśmy na 1500 m. Wszyscy bardzo się bali, wydawało się, że samolot spada. A on był spokojny, siedział na swoim miejscu i czytał brewiarz. Kiedy samolot wzniósł się z powrotem, wyjrzał przez okno, pokiwał głową i jakby nigdy nic, zapytał z uśmiechem: „Coś nie tak?”.
Na wszystkich zdjęciach widzimy, jak się uśmiecha. Czy widział go pan kiedyś płaczącego?
Często się wzruszał, szczególnie kiedy odwiedzał afrykańskie szpitale, w których były dzieci chore na AIDS. Czasem uronił nawet łzę. Choć starał się podnosić na duchu innych, jego człowieczeństwo dawało o sobie znać.
Czy jakieś zdarzenia z pontyfikatu Jana Pawła II nie zostały uwiecznione na zdjęciach?
Kiedyś w Afryce, konkretnie w Angoli, jego biała sutanna zrobiła się czarna. Papież gawędził z pewną ubogą miejscową rodziną. W pewnym momencie z jednego z towarzyszących mu samochodów przyniesiono butelkę soku pomarańczowego i ciasteczka. Papież podał je dzieciom i po paru sekundach został dosłownie otoczony. Dzieci wskakiwały mu na kolana, ciągnęły na boki, obejmowały za szyję. Jego sutanna zrobiła się czarna! Niedługo potem miał spotkanie z prezydentem, więc musiał wrócić do nuncjatury, żeby się przebrać.
Ostatnie zdjęcie, jakie zrobił pan papieżowi?
To zdjęcie nigdy nieopublikowane. Jan Paweł II leżał już w trumnie. Uchwyciłem moment, kiedy jego sekretarz biskup Dziwisz i ceremoniarz prałat Marini zgodnie z protokołem kładą mu na twarzy białą chustę. To wzruszająca chwila, której nigdy nie zapomnę.
Mówiło się, że w ostatnich godzinach życia papież był nieprzytomny i podłączony do maszyn…
A czegóż to nie mówiono? Nawet, że umarł trzy dni wcześniej, niż oficjalnie podano to do wiadomości. Miałem ogromne szczęście, że mogłem się z nim pożegnać 8 godzin przed jego śmiercią. Podszedłem do łóżka i uklęknąłem, a biskup Stanisław szepnął mu: „Jest tu Arturo”.
Wtedy on odwrócił się do mnie, uśmiechnął się serdecznie i powiedział: „Dziękuję, Arturo, bardzo dziękuję” i odwrócił się na drugi bok. Był całkowicie przytomny i nie był podłączony do żadnych maszyn. Po lewej stronie poduszki miał tylko maseczkę tlenową. Był spokojny, gotowy wrócić do domu Ojca.