separateurCreated with Sketch.

Rozproszenia… rodzicielskie, czyli smartfonie, pozwól żyć!

OJCIEC ZE SMARTFONEM
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Nie ma co załamywać rąk nad tym „okropnym wpływem komórek na młode pokolenie”. Zamiast zwalać winę na czasy i obyczaje, lepiej przyjrzeć się własnym nawykom. I poddać je autorefleksji. Albo posłuchać ekspertów. Tych najmłodszych.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Odłóż smartfon i żyj” – napis wymalowany przed wejściem na przejście dla pieszych robi wrażenie. Nieważne, czy natknąłeś się na niego na warszawskiej ulicy czy zobaczyłeś zdjęcie wrzucone na Facebooka. Sprytna kampania. Nie dziwi, bo smartfony mają już wiele „na sumieniu”: nasze kłopoty ze snem, wypadki komunikacyjne, znieczulicę, problemy w związkach…

Winne mają być także zdystansowania emocjonalnego dzieci, braku ich aktywności fizycznej i umiejętności społecznych. W zasadzie łatwiej wyliczyć sfery życia, których nie dotykają niż te, na które mają wpływ. Wygląda na to, że dochodzimy do szczytu krytyki urządzeń mobilnych. Ale fala krytycyzmu zdaje się omijać jeden dość istotny aspekt.

 

Posiedź ze mną

Przyjaciel opowiadał mi kiedyś o jednym popołudniu spędzonym w towarzystwie 4-letniej córeczki. Dziewczynka bawiła się spokojnie więc tata stwierdził, że w tym czasie przeczyta kilka zaległych rzeczy, sprawdzi pocztę, ot, popracuje nieco. Z lektury wyrwało go: “Tato, posiedź chwilę ze mną”. Ojciec bez zwłoki przeniósł się do pokoju córki. Razem ze smartfonem.

Amerykanie mówią o tym „distracted parenting” (nieuważne, rozkojarzone rodzicielstwo). Choć nikt nie ma wątpliwości, że przyklejone do ekranów dzieci tracą ogromnie dużo – mogłyby w tym czasie poznawać rzeczywisty świat i rozwijać relacje z drugim człowiekiem – okazuje się, że o wiele istotniejsze (i trudniejsze) od pilnowania dzieci jest kontrolowanie siebie w tym zakresie. Niby dbam, by zajmując się swoją córeczką nie używać telefonu czy tabletu, to przecież ten mały człowiek i tak zdaje sobie szybko sprawę, że komórka musi być jakimś istotnym elementem mojego życia, skoro kilka razy dziennie po nią sięgam. Czasem na dłużej niż miałam zamiar. Chcąc nie chcąc bywam takim „nieuważnym rodzicem”.

 

Ten pożądany „quality time”

Nie ma wątpliwości, że w porównaniu z pokoleniem naszych rodziców i dziadków spędzamy o wiele więcej czasu z naszymi dziećmi. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę ogromny wzrost liczby kobiet pracujących, to i tak kobiety dziś spędzają też o wiele więcej czasu opiekując się swoimi dziećmi niż matki w latach 60. Raz, że umożliwiły to kolejne reformy wydłużające urlopy rodzicielskie; dwa, że współczesność ceni zaangażowane rodzicielstwo.

Tyle, że czasami ów „czas” to jedynie obecność fizyczna. Bo sprowadza się do czynności pielęgnacyjnych albo spowodowania, że każdy z domowników „zajmuje się sobą”. Ciężko mówić wówczas, że to właśnie czas zarezerwowany na życie rodzinne. Ów „quality time” – bycie razem. Uważne bycie. I nie, nie chodzi tu o wypełniony po brzegi grafik – jest sobota, czas dla rodziny, pobudka o 6:30, bo tyle rzeczy mamy do zrobienia: od warsztatów lepienia garnków po wyjście na rodzinny koncert muzyki klasycznej.

Mój inny znajomy opowiadał, jak to przejęty w sobotni poranek ustawiał już swoją drużynę do wyjścia, po czym 8-letni syn zapytał: “A nie możemy poukładać razem puzzli i zamówić pizzy?”. Przejęty ojciec zbaraniał, po czym spojrzał na rubryki z planem dnia rozpisanym w komórce, roześmiał się i stwierdził: “Możemy!”.

 

Technologia? Nie odmawiam

Nie namawiam do popadania ze skrajności w skrajność. Niedobrze przecież nie nauczyć dzieci korzystania z urządzeń, z których korzystamy na co dzień. Skoro chcemy, by dzieciak nauczył się włączać odkurzacz czy zmywarkę, dlaczego negować użycie smartfonów? Jak zawsze wszystko sprowadza się do proporcji. Każdy z nas najlepiej uczy się przez obserwację i doświadczenie.

Nie ma co załamywać rąk nad tym „okropnym wpływem komórek na młode pokolenie”. Zamiast zwalać winę na czasy i obyczaje, lepiej przyjrzeć się własnym nawykom. I poddać je autorefleksji. Albo posłuchać ekspertów. Tych najmłodszych.

4-letnia córeczka mojego przyjaciela, przywoławszy go do swojego pokoju (ze smartfonem w ręku), po chwili spojrzała na niego z wyrzutem: – Tato, miałeś posiedzieć ze mną… – Ale przecież siedzę z tobą, kochanie… – Ale ze mną posiedź, a nie koło mnie.

Jak to teraz piszą w internetach: szanuję.


TECHNOLOGY
Czytaj także:
Kontakt z człowiekiem lepszy niż smartfon. Filozof tłumaczy, dlaczego


CZAS Z TELEFONEM
Czytaj także:
Aplikacja zliczająca twój czas ze smartfonem. Jesteś gotów stanąć w prawdzie?


ZOMBIE
Czytaj także:
Jesteśmy smartfonowymi zombie? Motorniczy: codziennie mam kilkanaście takich sytuacji

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.