„Kiedy doświadczamy prześladowań, powtarzamy za Chrystusem: «Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią». Jako chrześcijanie jesteśmy dziećmi zmartwychwstania – mówi Amal Marogy, pochodząca z Iraku założycielka fundacji Aradin Charitable Trust.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z Amal Marogy – doktorem języków i kultury orientalnej, a także badaczką w ramach Instytutu Studiów Neoaramejskich Uniwersytetu Cambridge – o prześladowaniach chrześcijan, przebaczeniu i modlitwie za Polskę rozmawia Ewa Rejman.
Ewa Rejman: Kiedy oglądam nagrania, na których radykalni islamiści domagają się śmierci chrześcijan albo słyszę o okrucieństwach dokonywanych przez dżihadystów, czuję bezradność i ogromną złość. Ja tylko oglądam i słyszę, nigdy tego nie doświadczyłam. Ty natomiast, chociaż pochodzisz z Iraku i Twoja rodzina tak wiele wycierpiała, mówisz o przebaczaniu i o tym, że prześladowcy też są dziećmi Boga.
Amal Marogy: Przebaczenie jest przecież esencją chrześcijaństwa. Jest decyzją, na którą większy wpływ ma twoja relacja z Bogiem niż okoliczności zewnętrzne. Mogłam to zaobserwować wiele razy – u Koptów, u moich przyjaciół, w mojej rodzinie. W Iraku chrześcijanie są znani jako „ludzie, którzy wybaczają”. Kiedy powstaje jakiś spór, w który zaangażowani są chrześcijanie, sędzia często mówi, że: „z wami łatwo mi pójdzie, bo szybko skończy się wybaczeniem”. Bycie świadkiem Chrystusa jest czymś całkowicie naturalnym, chcemy to robić, nawet gdyby miało nas to kosztować życie. I bycie prześladowanym, i przebaczanie jest dla nas nieodłącznie związane z chrześcijaństwem.
Czytaj także:
Chrześcijanie, którzy oddali życie za wiarę w 2017 r.
Wybaczamy i chcemy dla nich dobra
Trudne jest to, co mówisz…
Bardzo bolą mnie te obrazy, o których wspomniałaś. Jednak moją reakcją jest przede wszystkim modlitwa. Zobacz – ci ludzie, którzy dokonują tych wszystkich okrutnych czynów, też potrzebują pomocy. Zachowują się w taki sposób, w jaki zostali wychowani, nauczono ich tego zła. Tak bardzo mi ich żal, kiedy pomyślę, że oni nigdy nie poznali światła Chrystusa. Nienawidzimy potworności, których dokonują, ale wierzymy, że sprawiedliwość jest w ręku Boga, więc wybaczamy im i mamy nadzieję, że kiedyś doświadczą Jego łaski. Nie mamy czasu na rozpamiętywanie naszego bólu, wolimy przeznaczyć go na głoszenie miłości.
Jak wychowanie i rodzina wpłynęły na Twoją wiarę?
Bardzo, bardzo mocno. Jestem naprawdę szczęśliwa, że w mojej rodzinie wiara nie była głoszona, ale przeżywana – i to w radosny sposób. Modlitwa nie kojarzyła mi się z czymś zamkniętym tylko w kościele; zresztą – najbliższy kościół znajdował się w odległości pół godziny jazdy samochodem. Maryję, Józefa i świętych traktowaliśmy bardziej jak członków rodziny niż odległe postaci. Przeszliśmy dużo, nasz dom był niszczony, musieliśmy uciekać, ale czuliśmy, że Bóg błogosławi nas także przez krzyż, że to nie jest kara. Szczególną rolę w tym myśleniu odegrała moja babcia.
Dlaczego akurat babcia?
Mamy obecnie wielu wykształconych, inteligentnych ludzi, ale brakuje nam ludzi mądrych. Moja babcia chodziła do szkoły tylko przez jeden dzień w życiu, bo po tym jednym dniu wyrzucili ją za niegrzeczność (śmiech). Po ludzku miała bardzo trudne życie, a mimo to wciąż była pełna radości, zawsze wszystkich rozbawiała. Nauczyła mnie naszych modlitw po aramejsku, opowiadała przypowieści, tworzyła poematy. Powiedziała mi też coś, co naprawdę zdefiniowało moją tożsamość.
Co takiego?
Pewnego razu wróciłam ze szkoły i zobaczyłam, że obok sprawowany jest pogrzeb jakiegoś mężczyzny. Kiedy dowiedziałam się, że był muzułmaninem powiedziałam: „Uff, całe szczęście, że to nie chrześcijaninowi przydarzyło się coś złego”. Babcia spojrzała na mnie z wielkim żalem. „Jak możesz coś takiego mówić? On był przede wszystkim człowiekiem, miał mamę, tatę, żonę, dzieci. Nie wolno ci nigdy osądzać człowieka dlatego, że nie jest «twój»”- powiedziała mi.
Miałam wtedy kilkanaście lat, jako chrześcijanka byłam w mniejszości i próbowałam jakoś uporządkować sobie świat, podzielić go na „my i oni”. Ale chrześcijańska tożsamość nie polega na pokazywaniu, że jesteś „inny” od reszty, ale raczej na tym, że jesteś kochający, przebaczający.
Po raz pierwszy ktoś tym dżihadystom pokazał Boga
To właśnie pokazywała Twoja ciocia, siostra zakonna prowadząca sierociniec, kiedy kilka lat temu została porwana i była przetrzymywana przez dżihadystów z ISIS?
Ciocia opowiadała, że kiedy patrzyła w oczy dżihadystów, wydawało jej się, że widzi w nich diabła. Mimo tego w nich samych widziała dzieci Boga, nigdy nie traciła tego rozróżnienia. Nie bała się w tym czasie, mówi, że naprawdę czuła moc Ducha Świętego. Pewnego dnia przyszedł do niej jeden z przetrzymujących ją mężczyzn domagając się, aby zdjęła krzyż i habit. Nie zgodziła się, powiedziała, że krzyż jest znakiem tego, że Bóg jest w każdym człowieku. Dżihadysta zaczął się z lekka rozglądać, pytając: „gdzie jest Bóg, gdzie jest Bóg?”. „Nie możesz dostrzec Boga z powodu tego, co robisz. Nie nienawidzimy ciebie, nienawidzimy czynienia zła” – odpowiedziała mu. Ktoś w końcu interweniował i przerwał im tę dyskusję.
Następnego dnia jednak ten mężczyzna przyszedł i spytał, czy czegoś nie potrzebują. Przychodził później każdego dnia ich niewoli z gotowością pomocy.
Nie wiemy, co teraz dzieje się z tymi dżihadystami. Ale z tej strasznej sytuacji wynikło coś dobrego – ktoś pokazał im światło Chrystusa, ktoś się za nich modlił. Prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu.
Często nie doceniamy mocy modlitwy…
Wiesz, jestem katoliczką, a moje dzieciństwo spędziłam modląc się szczególnie za Polskę, prosząc o pokój w waszym kraju. Nasza mama nauczyła tego mnie i moje siostry, chociaż nie znałyśmy wtedy osobiście żadnych Polaków. Kiedy przyjechałam tu rok temu na konferencję, bardzo ucieszyłam się tym pokojem i wiarą, którą zobaczyłam. Wiem, że wielu ludzi w tym czasie zmagań z komunizmem dokonywało wielkich rzeczy, ale gdzieś w dalekim Iraku były też małe dziewczynki, które tak mocno się za Polaków modliły. Bardzo uważnie całą rodziną śledziliśmy wydarzenia w Polsce, teraz czuję, jakby to była również moja historia. Z Czarną Madonną z Częstochowy też jestem zaprzyjaźniona.
Dziękuję za tę Twoją modlitwę!
Cała przyjemność po mojej stronie (śmiech).
Czytaj także:
Pamiętacie film „Ludzie Boga”? Zamordowani trapiści mają być błogosławionymi
Czego potrzebują prześladowani chrześcijanie?
Na początku chciałam Cię zapytać o to, jak możemy pomóc prześladowanym chrześcijanom, ale teraz widzę, że to pytanie brzmiałoby głupio. To raczej prześladowani chrześcijanie pomagają nam, bo naprawdę świadczą o naszej wspólnej wierze i przypominają nam o niej. Spytam więc inaczej – czego ludzie w Iraku potrzebują najbardziej?
Potrzebują możliwości odbudowania swojego życia. Chcą pracować, a nie otrzymywać doraźną, uzależniającą pomoc. To tylko zabija aktywność i utrzymuje ludzi na pozycji ofiar. Niestety, wiele organizacji podejmuje decyzje w imieniu chrześcijańskiej społeczności kontaktując się tylko z księżmi i biskupami i żądając później od nich dokładnych raportów i zagranicznych podróży. To rodzi klerykalizm, który jest zły, bo zapomina się o tym, że w Kościele katolickim są głównie ludzie świeccy. Nie możemy prosić o akceptację każdej naszej decyzji. Mamy wielu bardzo dobrych biskupów i księży, ale jeśli chcemy pokazać muzułmanom, że to nie liderzy religijni mają reprezentować społeczność, to musimy zacząć od siebie.
Tak bardzo życzę Ci tego, aby w Iraku również zapanował pokój…
Nie stoimy przez cały czas u stóp krzyża – to jest tylko pewien etap naszego życia, ale nie należymy do kalwarii, musimy iść dalej. Kiedy jesteśmy prześladowani powtarzamy za Chrystusem: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Jako chrześcijanie jesteśmy dziećmi zmartwychwstania.
Czytaj także:
Chrześcijanie w Korei Północnej: za samo posiadanie Biblii trafiasz do obozu