separateurCreated with Sketch.

Najlepszy trener? Mądra babcia!

BABCIA NAJLEPSZY TRENER
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Gdy przychodzą kryzysy, obaj przypominają sobie ten trudny czas pewnych wakacji sprzed kilku laty. Gdy mądrość pewnej bliskiej kobiety sprawiła, że ta walka nabrała zupełnie wyjątkowego sensu.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Sebastian kończył właśnie druga klasę gimnazjum. Miał już 15 lat. Dojrzał. Zmężniał. Również z wyglądu. Coraz częściej dostrzegał wytęskniony wzrok którejś ze szkolnych koleżanek z klasy. Trudno się dziwić. Jego metr dziewięćdziesiąt wzrostu robił wrażenie. Także na szkolnych trenerach od WF-u. Jeden przekonywał go do koszykówki. Drugi do skoków. Sebastian nie mógł się jednak zdecydować. Obiecał dać sobie czas. Po wakacjach zdecyduje.

Wyjechał z rodzicami nad morze. Zabrał ze sobą najlepszego przyjaciela, Dominika. Akurat mieli wolne miejsce w samochodzie. Było jasne, że chłopaki będą się ze sobą dobrze czuć. I tak też było. Wspólne gry, bieganie, siatkówka. Typowy męski czas na plaży. Aż do feralnego dnia. Gdy z impetem nastolatków zderzyli się podczas jednej z zabaw.

Sebastian upadł niestety bardzo nieszczęśliwie. Trafiając na schowany pod piachem drewniany kołek. Zakrwawiona łydka, pęknięta kość. Dziadek-chirurg stwierdził, że konieczna będzie operacja. I że sam ją wykona.

Gdy skończy zabieg, zrobi prześwietlenie. To będzie wykazywać, że wszystko zrasta się dobrze. Ale o sporcie Sebastian będzie musiał raczej już zapomnieć. Ze sportu miały mu pozostać jedynie transmisje zawodów w telewizji.

Dalekosiężny cel

Wtedy na scenę życia Sebastiana wejdzie ona. Babcia. Ukochana i mądra. Znająca życie. I kochająca je bardzo mocno. Nie zamierzała jednak jałowo pocieszać swego wnuka. Wolała raczej podnosić go na duchu. Od tej pory weźmie go pod strzechy swojej babcinej opieki. Będzie przynosić mu jedzenie. Dopytywać o zdrowie. I wspominać raz na jakiś czas o wartości ludzkiego wysiłku i uporu w walce o swoje. Tak coby kropla drążyła już skałę.

Przyjaciela odwiedzać będzie także i Dominik. Wspierając dobrym słowem.

Po dwóch miesiącach wakacji, gdy zbliżał się wrzesień, babcia wypaliła wprost:

– To co? Będziesz trenował? – brzmiało to nie inaczej jak zachęta.

– Sam nie wiem… – Sebastian tylko spojrzał na nadal gojącą się ranę na łydce. Z jego marsowej miny można było wyczytać, że raczej daleki jest od optymizmu.

– Posłuchaj więc… – zaczęła powoli babcia. – Ja też miałam kiedyś ranę. Ta powstała po trzecim cesarskim cięciu nie chciała mi się za nic zagoić. Nawet twój dziadek nie potrafił zaradzić. Wpadła mi wtedy w ręce pewna mądra książka. Pisali w niej o ćwiczeniu polegającym na rozmasowywaniu bolącego miejsca. Problem w tym, że ten ból był doprawdy nie do zniesienia. Ale mówi się „trudno”, zagryzłam wargi i masowałam. Kilka razy dziennie. Zwalczając ból. I wiesz co?

– Tak, babciu? – Sebastian był wyraźnie zainteresowany końcem opowieści.

– Dzięki temu po roku mogłam urodzić czwarte dziecko. Twoją mamę.

Majowe podium

Sebastianowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rozpoczął treningi. Wsparty pomocą Dominika zaczął wspólnie z nim truchtać po bieżni boiska. Potem biegać. Babcia dyskretnie towarzyszyła tylko swemu wnukowi, podpytując od czasu do czasu, jak mu idzie. Któregoś dnia przy kolacji niby przypadkiem opowiedziała mu historię o tym, jak to człowiek, który przełamuje ból i przeciwności, szybciej usłyszy głos Chrystusa. Że należy pamiętać o tym, iż po Drodze Krzyżowej nastąpiło przecież Zmartwychwstanie. Że ta walka naprawdę ma sens.

W maju następnego roku Sebastian wraz z Dominiakiem stanęli na podium szkolnych zawodów. Znów byli w miejscu, o którym marzyli. Sebastian miał nawet pretensję do przyjaciela, że ten dał mu fory, na co Dominik stanowczo zaprzeczał. Jak było naprawdę, nigdy się nie dowiemy.

Wiemy za to, że podium z bliska podziwiała także babcia Sebastiana.

Najlepszy trener

Dziś Sebastian dalej idzie po marzenia. Dalej walczy. I nadal robi to u boku najlepszego kumpla. Wraz z Dominikiem kończą seminarium. Tutaj także pojawiają się rany. Także trzeba ćwiczyć. Codziennie. Ale gdy przychodzą kryzysy, obaj przypominają sobie ten trudny czas pewnych wakacji sprzed kilku laty. Gdy mądrość pewnej bliskiej kobiety sprawiła, że ta walka nabrała zupełnie wyjątkowego sensu. I taki ma po dziś dzień.

Lepszego trenera niż ta pełna męstwa babcia raczej nie mogli sobie wymarzyć.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.