separateurCreated with Sketch.

„Miało mnie tu w ogóle nie być”. Polski pielgrzym „last minute” opowiada o podróży do Panamy

PIELGRZYM LAST MINUTE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Nie miał pieniędzy na wyjazd do Panamy, a jednak dotarł tu w ostatniej chwili. 25-letni Marcin Dębowski z Bielska-Białej opowiada w rozmowie z KAI oraz Aleteia.pl o swych przygodach w drodze na 34. Światowe Dni Młodzieży.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Moja historia jest niesamowita. Miało mnie tu w ogóle nie być na Światowych Dniach Młodzieży – zaczyna Marcin. – W mojej diecezji wyjazd kosztował osiem tysięcy złotych, co nie jest dużo, jak na taki piękny wyjazd, ale akurat nie mogłem sobie na to pozwolić. Jednak w drodze fantastycznych przypadków wspomogła mnie finansowo osoba, która w ogóle mnie nie zna i na oczy w ogóle nie widziała. Przekazała mi pięć tysięcy złotych. Dla mnie to jest naprawdę jak cud, że tak się stało – podkreśla pielgrzym z Bielska-Białej, a także wiceprezes KSM-u w diecezji bielsko-żywieckiej.

 

Paszport wybłagany

Wszystko działo się „na ostatnią chwilę”, bo o tym, że będzie miał pieniądze, dowiedział się dopiero z początkiem stycznia.

Wybłagałem paszport w tydzień. Na ostatnią chwilę załatwiłem bilety. Gdy nie ma się wizy do USA, znalezienie dobrych lotów nie jest takie proste, ale udało mi się – cieszy się Marcin Dębowski.

Przyleciał do Panamy, nie mając w ogóle pewności, czy jeszcze uda mu się dostać pakiet pielgrzyma i zdobyć jakieś miejsce do spania.

Okazało się jednak, że wszystko poszło fantastycznie. Przyleciałem w poniedziałek. Samolot wylądował o 19.40. Udało mi się dostać do centrum, gdzie mogłem się zarejestrować. Jednak sama rejestracja trwała długo. Było już późno, kiedy skończyłem cały proces. Ale wolontariusze zaopiekowali się mną i zawieźli mnie – jednak nie tam, gdzie miałem mieszkać. Mieszkam w domu, w którym matka i córka są wolontariuszkami. Ci ludzie przyjęli mnie, otworzyli dla mnie serce i naprawdę robią wszystko, żebym się tu dobrze czuł – podkreśla polski pielgrzym.

 

Meksykanie przyjęli go jak swego

Moi gospodarze, mimo że mówią tylko po hiszpańsku, robią wszystko, żebym czuł się jak najlepiej.

Marcin porozumiewa się z rodziną goszczącą za pośrednictwem ich córki, która mówi po angielsku na poziomie komunikatywnym. 
Ewentualnie rozmawiając z gospodynią używamy tłumaczy w komórkach. Generalnie rodzina, u której się zatrzymałem, myślała, że to może być dla mnie jakiś problem i pytała, czy nie chcę zmienić miejsca na takie, gdzie będę mógł rozmawiać po angielsku. Ale powiedziałem zgodnie z prawdą, że mi dobrze u nich  – opowiada w rozmowie z Aleteia.pl.

Miał już okazję zwiedzać Panamę razem z grupą z Meksyku – z Mexico City oraz Guadalupe.

To są tak fantastyczni ludzie. Wszędzie śpiewają. Jak się mijają z innymi grupami, to głośno krzyczą, wiwatują, są tak radośni. Powiedziałem im, że chciałbym odwiedzić Guadalupe. Wtedy jedna z dziewczyn od razu wyjęła ze swego plecaka chustę z Matką Boską z Guadalupe. Powiedziała, że to dla mnie. To jest dla mnie niesamowite, co tu się dzieje! – powtarza Marcin.

W rozmowie z portalem Aleteia.pl Marcin dodał:

Meksykanie przyjęli mnie jak swojego, zawsze jak była gdzieś rozdawania woda, to mi o tym przypominali i jak tylko gdzieś widzieli innych Polaków, to cieszyli się i krzyczeli razem ze mną “Polska” albo “viva la Polonia”.

jesteś fanem aleteia.pl_ (1)

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.